Skulska Wilhelmina – Proszę się częstować pomarańczą 369/2023

  • Autor: Skulska Wilhelmina
  • Tytuł: Proszę się częstować pomarańczą. Poczęstunek pomarańczą
  • Wydawnictwo: KAW
  • Ekspres Reporterów (4/81)
  • Rok wydania: 1981
  • Nakład: 100350
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Gdzie dwie się biją, tam trzeci traci

Wilhelmina Skulska, pierwotnie Lea Horowitz (1918-1998) jest autorką trzech milicyjniaków, w których występuje inspektor MO – kapitan Stefan Rogosz. „Pomarańcza” zaś jest jednym z jej reportaży kryminalnych, który zamieszczony został w Ekspresie Reporterów. Liczy on 54 strony.

„Porucznik Tomaszewski pełniący 28 kwietnia 1977 r. dyżur w Komendzie Miejskiej MO w Przemyślu, sporządził notatkę, którą nazywają w języku milicyjnym „zapiskiem służbowym”. Brzmiał ten zapisek następująco: „ … W dniu 28.4.1977 o godz. 8.45 zostałem telefonicznie powiadomiony przez ob. Mieczysława Cz., że wszedł do nie zamkniętego mieszkania Marii S. i stwierdził, iż wymieniona leży na łóżku nie dając oznak życia. W związku z powyższym powiadomiono o wydarzeniu Zastępcę Komendanta Miejskiej MO ppor. Baranowicza, który wraz z por. J. Rybką i pracownikami tutejszej Komendy udali się na miejsce …”” [swoją drogą to ciekawe, że w Przemyślu – mieście wojewódzkim, zastępca komendanta miejskiego był w stopniu podporucznika, tym bardziej można się dziwić, bo nawet w kryminałach komendantem komendy jest pułkownik, naczelnikiem wydziału major, prowadzącym sprawę kapitan lub porucznik, a podporucznik … jedynie włącza się do czynności; być może był to „młody, zdolny” albo „stary stażem, lecz dopiero po oficerce”, a może jedynie „młody,znajomy”].

Maria S. (lat 78) była emerytowaną nauczycielką, która miała opinię osoby zamożnej. Na starość zdziwaczała i nikogo do swojego mieszkania (ul. Grunwaldzka 30) nie wpuszczała, a lokal zapełniła różnymi przedmiotami, o których uważała, że mogą się przydać. Bezstronny obserwator określiłby te przedmioty jednym słowem – śmieci. Z uwagi na wysoki (dosłownie) stan zaśmiecenia oględziny śledcze trwały … dwa tygodnie (o tak długich nigdzie nie czytałem). W ich toku zabezpieczono młotek, rękawiczki i latarkę. Sekcja zwłok wykazała u denatki obrażenia w postaci ran tłuczonych powłoki czaszki narzędziem tępo-krawędziastym, a jako przyczynę śmierci wskazano uduszenie.

Dwa miesiące później milicjanci z sekcji kryminalnej, kierowanej przez porucznika Józefa Rybkę, realizując czynności w innej sprawie (kradzieży w Stalowej Woli) doprowadzili na przesłuchanie Halinę C. Podejrzana oświadczyła, że jeśli milicja nie pociągnie ją do odpowiedzialności za kradzież, ujawni zabójcę emerytki. Halina miała bogatą kartotekę kryminalną: za dokonane przez nią kradzieże sąd dla nieletnich umieścił ją w Zakładzie Wychowawczym w Sobótce. Po wyjściu dalej kradła i za to orzeczono jej zakład poprawczy, ale w zawieszeniu, bo była w ciąży. Ojcem dziecka był młody, ale dorosły, wcześniej nie karany Jan S. – pracujący, choć ze zmiennym szczęściem.

Okazało się, że Halinę uczyła kraść, wskazywała jej osoby do obrobienia i upłynniała skradziony towar, dużo starsza od niej kobieta – Helena W. I to właśnie ją dziewczyna wskazała jako zabójcę staruszki. Helena została zatrzymana, ale zeznała, że z morderstwem nie ma nic wspólnego, a jego sprawczynią jest właśnie Halina. W związku z tym milicja przedstawiła zarzuty dokonania zabójstwa i rabunku małolacie. Halina była przesłuchiwana kilkukrotnie i wciąż zmieniała swoje wyjaśnienia. Nie zmieniało się w nich tylko to, że jest niewinna, a sprawcą mordu jest Helena.

Śledztwo wbrew pozorom było skomplikowane, dlatego Komenda Główna MO oddelegowała do nadzoru nad nim swojego inspektora – porucznika Zbigniewa Supryna. Raczej dużo to nie pomogło. Dopiero sąd karny w Przemyślu wydał iście „salomonowy” wyrok. Jak się zakończyła sprawa, tego dowiedzcie się sami.