- Autor: Osiadacz Maria
- Tytuł: Trop wiedzie w historię
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07 (nr 74)
- Rok wydania: 1974
- Nakład: 100275
- Recenzent: Robert Żebrowski
Ślad prowadzi w przeszłość
Maria Osiadacz jest autorką trzech reportaży kryminalnych: „W kręgu zbrodni”, „Za barierą prawa” i „Sąd orzekł …”, a także jednego kryminału – „Trop wiedzie w przeszłość”, który należy do grona 14 – jeszcze niezrecenzowanych w naszym Klubie – opowiadań z serii „Ewa wzywa 07”. Liczy 40 stron, a jego cena okładkowa to 6 zł. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego. Na okładce przedstawiony jest obraz Regelindy – córki króla Bolesława Chrobrego, a siostry Mieszka II, a także „myśliwska” spinka do koszuli.
Akcja toczy się w Warszawie i w gdzieś-tam-nie-wiadomo-gdzie, około roku 1970 („dwadzieścia parę lat po wojnie”).
Kapitan Zbigniew Kuklowski ze stołecznej MO zwrócił się do profesora historii na UW – Władysława Osadnickiego (lat 75) z prośbą o pomoc w identyfikacji mężczyzny figurującego na archiwalnym zdjęciu. Człowiek ten – Polak – prowadził zbrodniczą działalność w latach okupacji. Profesor stwierdził, że nie zna tego człowieka, ale miał poczucie, że już go gdzieś widział. Po jakimś czasie Osadnicki spisał swoje wspomnienia z partyzantki z lat 1942-44, w tym dotyczące jednej z grasujących wówczas band, i wraz z pewnym zdjęciem, które posiadał, postanowił wysłać je do Kuklowskiego. Nie zdążył jednak tego uczynić, bo został zastrzelony (z Parabellum kal. 7,62), gdy przebywał sam w swoim mieszkaniu (jego wychowanica Leokadia „Lonia” Sałakowska wraz z gosposią – panią Karolową wyjechały do Darłowa). Materiały, w części dotyczącej bandy, wraz ze zdjęciem zostały skradzione, tak jak i złota biżuteria.
Śledztwo w tej sprawie prowadzili: kapitan Witold Januszkiewicz i porucznik Jerzy Łęski. Pierwszym podejrzanym został Julian Łabędzki – narzeczony „Loni”, na których ślub nie wyraził zgody Osadnicki. Został pierwszym, ale nie ostatnim podejrzanym, bo jeden z tropów wiódł w historię …
Opowiadanie to nie jest odkrywcze i niczym czytelnika zaskoczyć nie może. Niewiele mu można zarzucić, ale też brakuje podstaw do zachwytów. Nie ma w nim przemocy, wulgaryzmów czy erotyzmów, ale też i pościgów, czy spektakularnych akcji. Ot takie czytadełko.
Jedyne PRL-ogizmy to samochody – milicyjna Warszawa oraz Skoda (czyżby model 110 MB?), a także detefon, czyli polski radioodbiornik (ze słuchawkami) wyposażony w detektor kryształkowy, opracowany w roku 1929, a produkowany także po II WŚ.
Spośród 146 „Ew” do zrecenzowania zostało już tylko 13…