Sekuła Helena – Świecznik Maurów 19/2023

  • Autor: Sekuła Helena
  • Tytuł: Świecznik Maurów
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07 (nr 14)
  • Rok wydania: 1969
  • Nakład:
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

Nadmiar kobiet, a potem te rzeczy

Nie wszyscy wiedzą, że swoją pierwszą książę opublikowaną w ramach serii „Ewa wzywa 07”, czyli „Świecznik Maurów” (czternasty zeszyt) Helena Sekuła sygnowała pseudonimem Helena Turbacz. Kolejne „Ewy” podpisywała już własnym nazwiskiem.

Zaczyna się od mocnego akcentu. Oto profesor Antoni Watmar umiera nagle w samolocie z Warszawy do Paryża, w trakcie lotu na sympozjum naukowe. Narzędziem zbrodni była skopolamina, co nie stanowi żadnej tajemnicy dla czytelnika, gdyż to pierwsze słowo książki, czyli tytuł rozdziału.Skopolamina była przed laty wykorzystywana jako tzw. „serum prawdy”i dzięki niej przeciwnik mógl wyciągnąć od ofiary interesujące go tajne wiadomości. To wiemy z wielu filmów o wojnie, szpiegach itp. Skopolamina faktycznie powyżej pewnej dawki jest śmiertelna.

Ostatnie słowa Watmara przed śmiercią brzmiały: „- Sztuka Maurów…zwróćcie państwo uwagę na ornamentację…wpływ sztuki starohebrajskiej…między innymi dlatego, że kanony religijne zabraniały wyrażania w rzeźbie i malarstwie postaci ludzkich, a nawet zwierzęcych (…) Kalifat Abd Al Rachmana”. Jak widzimy Watmar, pod wpływem skopolaminy zaczął w samolocie wygłaszać przygotowany na sympozjum historyków sztuki swój wykład. Stąd Maurowie w tytule oraz wzmianka o Rachmanie, który był emirem Kordoby (Hiszpania) w wieku VIII lub IX, bo niestety nie wiemy od którego z trzech Rachmanów chodzi. Mniejsza zresztą z tym, gdyż tak naprawdę chodzi o zaznaczenie, że akcja rozgrywa się środowiskowo, no i pewną zachętę do zainteresowania się kulturą wysoką. I nie jest to jedyny znak tego rodzaju w „Świeczniku Maurów”. Pułkownik Henryk Bator zleca śledztwo majorowi Andrzejowi Rubanowi, a ten lecąc do Poznania, gdzie zdeponowano ciało Watmara, czyta w samolocie „Egipcjanina Sinuhe” Miki Waltariego. I to jeszcze jak czyta. Tak czyta, że poświęca mu każdą wolna chwilę od… trzech dni. Trudno się zresztą dziwić. Mam ten tytuł na półce w antykwariacie i zapewne to samo wydanie. Sięgam i sprawdzam: (Czytelnik, 1962, twarda oprawa, niestety brak obwoluty. Za to 750 stron druku. Co ciekawe książka ta jest stale w obiegu. Do tego stopnia, że było nawet niedawno wznowienie.

Wracając do Watmara. Skopolamina, ale warto sprawdzić, co denat konsumował przed śmiercią, gdyż tu może być ważny trop prowadzący do sprawcy. Otóż na pokładzie samolotu podano śniadanie: „porcje nadziewanego kurczęcia w przejrzystej galarecie garnirowanej owocami, sardynki, koreczki z kaparami, mikroskopijne kanapeczki z kawiorem”. Nic dziwnego, że takie szykany, wszak to był Air France. Z kolei na popitkę profesor wziął armagnac. Mało tego, potem była kawa, a do kawy koniak, choć stewardessa miała w ofercie także likier. No, ale likier do kawy?

Major Ruban miał wóz służbowy z lotniska i od razu szarmancko zaproponował podwózkę z lotniska jednej ze współpasażerek. Kierowca zachwycił się jej urodą, mówiąc do inspektora: „Niezła. Ale z takich, co to najpierw ślub, a potem te rzeczy…”. Skąd kierowca mógł to widzieć, widząc kobietę po raz pierwszy?

Z Watmarem związany były blisko dwie kobiety. Obie przedstawiały się jako… żony. Czyżby bigamia? Nie do końca. Bożena Wartman była formalną żoną profesora, natomiast faktycznie Wartman żył z niejaką Dorotą Swarożyc. Z pierwszą się rozstał, ale nie rozwiódł, z drugą związał, ale nie żenił. Ach ci naukowcy, gdzie im tam w głowie jakieś papierki, formalności. Sztuka, świeczniki, stare monety, to się liczy. Docieramy powoli do sedna. Otóż Watmar wiózł do Paryża kopię tytułowego świecznika Maurów, a w niej ukrywał sporej wartości numizmaty (Helena Sekuła nie byłaby sobą, gdyby nie umieściła odrębnego akapitu poświęconego rzadkim okazom monet, których 16 sztuk posiadał Watmar). Trzeba bowiem wiedzieć, że kolekcjonowanie starych monet było kolejną pasją historyka sztuki. Ktoś zresztą próbował się wcześniej włamać do mieszkania profesora. Mieszkał on na ulicy Koralowej (w roku 1969, nawet lata później nie było takiej ulicy w Warszawie, ale obecnie już jest – na Wilanowie, widzimy tu zatem literackie przewidywanie Heleny Sekuły, kiedyś określiłem to jako uliczny realizm magiczny). Natomiast zamki patentowe zapewne można było kupić na ulicy Zielnej. Przed laty rejon Zielnej i Próżnej stanowił mekkę dla chętnych nabyć materiały żelazne. Z kolei na ulicy Żelaznej mieścił się zakład rzemieślniczy, w którym można było zamówić kopię świecznika.

„Świecznik Maurów” jest kryminałem dość statycznym. Dużo tu rozmaitych rozważań i koncepcji o tym, dlaczego akurat skopolaminą truto i komu mogło zależeć na zgładzeniu Watmara. Stawia za to „Świecznik Maurów” pewne wymagania z kilku dziedzin. Zmusza do poszerzania wiedzy. Z tego względu niewątpliwe warto przeczytać. Liźniemy coś o Maurach, Kordobie, Wespazjanie i być może zechcemy potem pójść głębiej którymś z tych tropów. Możemy też wzbogacić słownictwo o takie określenia jak: damaskinaż, intarsja, berżera. Czytelnik kryminałów Heleny Sekuły musi być gotów na każde wyzwanie.

W trakcie lektury pamięć podsuwała mi skojarzenia z innymi tytułami: „Osiem ramion bogini Kali” Danuty Frey, czy”, „Waza z epoki Ming” Tadeusza Kosteckiego”, „Wenus z brązu” Piotra Guzego. Całe szczęście kolekcjonuję tylko kryminały i to też nie wszystkie.