Piwowarczyk Andrzej – Królewna?! 150/2023

  • Autor: Piwowarczyk Andrzej
  • Tytuł: Królewna?!
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: Przedlabirynt
  • Rok wydania: 1956
  • Nakład: 50000
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Piotra Głogowskiego

Kapitan Gleb w pogoni za barchanami

„Królewna?!” to zapewne najważniejsza powieść kryminalna Andrzeja Piwowarczyka, a sam autor jest jednym z twórców powieści milicyjnej jako gatunku. Tu oczywiście można toczyć spory. Jedni bowiem wskażą na Tadeusza Kosteckiego, czy na Piotra Guzego. Wiele też zależy od tego, jak zdefiniujemy gatunek. Jedno wydaje się pewne, „Królewna ?!” to pierwsza głośna typowa powieść milicyjna, choć formalnie druga po „Stary zegarze” (z czterech pozycji) Piwowarczyka z lat 1955-1961. Trzecią były „Maszkary”, a czwartą „Otwarte okno”.

Odwilż roku 1956 zwiastowała możliwość zaistnienia kultury popularnej, w tym rodzimych powieści kryminalnych, których naród był głodny. Główny bohater Piwowarczyka – kapitan Gleb z Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej – stał się bohaterem masowej wyobraźni. Andrzej Łapicki czytał powieść w radiu, przymierzano się do ekranizacji książki, co niestety nie doszło do skutku. Z kolei „Stary zegar” przerobiono na komiks z rysunkami samego Szymona Kobylińskiego.

„Królewna?!” miała w krótkim czasie cztery wydania, co stanowi rekord na odcinku PRLowskiego kryminału. Powieść czytana dzisiaj budzi rozmaite wrażenia. Niewątpliwe jest ciekawym dokumentem epoki. Ma też ujmujący klimat i miejscami umiejętnie budowaną atmosferę. Natomiast dużo gorzej sprawdza się jako kryminał, gdyż sama próba zagadki okazuje się pozorna. Jak to w powieści milicyjnej. Nad dedukcją góruje przypadek, intuicja i dość mozolny opis działań milicji. Pytanie, na ile schematy stworzone przez Piwowarczyka zdeterminowały gatunek milicyjny, pozostaje otwartym.

Oto w Bielsku, a następnie w Łodzi pojawia się szajka ograbiająca magazyny tekstylne. Potem zaś skradzione kupony materiałów są sprzedawane na bazarach, tzw. „ciuchach”, przez rozmaite, świadome lub nie procederu, osoby.

Cały przebieg długotrwałego śledztwa poznajemy z relacji kapitana Gleba, którą zdaje on zaprzyjaźnionemu dziennikarzowi. Panowie spotykają się pod Kolumną Zygmunta i udają się na wspólny wieczór do „Fukiera”, na warszawskiej Starówce, gdzie gwarzą sobie przy kolejnych papierosach i wychylanych szklaneczkach rizlinga.

O kapitanie Glebie wiemy, że mieszka z matką na ulicy Górnośląskiej, a jego macierzystym miejscem pracy jest Komenda Główna mieszcząca się wówczas na ulicy Karowej. Kapitan jest bezgranicznie oddany pracy i działa pod nadzorem nie znanego nam z nazwiska podpułkownika. W ogóle inni milicjanci, którzy występują w powieści to osoby, które znamy tylko z szarży. Tym samym Gleb staje się wzorcem milicjanta, mimo że działa w ramach ściśle określonych struktur.

Gleb ma wesprzeć milicjantów ze Stalinogrodu (a latach 1953-1956 Katowice przemianowano na Stalinogród), którzy biedzą się nad sprawą kradzieży tekstyliów z Bielska. Sam fakt kradzieży, w wcześniej sterroryzowania ochrony magazynów z belami materiałów intryguje mniej niż fakt, że gangiem miała dowodzić kobieta, tytułowa Królewna, rzecz jasna. Mit przebiegłej, pięknej, tajemniczej i jednocześnie bardzo niebezpiecznej Królewny. Słowo „Królewna” budzi niepokój i dreszcz w całym przestępczym światku. A to dlatego, że Królewnie łatwo się narazić, narazić śmiertelnie. Przekonał się o tym pewien księgowy z Pabianic, który został potraktowany nożem przez miejscowego chuligana. Kapitan Gleb szybko znajduje związek między trupem z Pabianic i gangiem Królewny. Ale nie dzieje się to za sprawą genialnych umiejętności śledczych, tylko przez kontakt ze starym informatorem – Grubym Kubusiem. Potem zaś, w toku czynności śledczych, zostają przesłuchane…cztery równoległe narzeczone księgowego. Okazuje się, że każda z nich została wprzęgnięta do siatki dystrybucji skradzionych tkanin. Co więcej, księgowy na potrzeby każdej z pań tworzył swój fikcyjny życiorys. A zatem kobiety nie wiedziały, że stają się paserkami. Jedna z dam została zaopatrzona w belę tafty i kilka płaszczy gabardynowych do rozprowadzenia. No cóż, w latach 50. na rynku brakowało wszystkiego, bieda wyłaziła ze wszystkich kątów socjalistycznej ojczyzny i pozyskanie beli, czy nawet kuponu (pojęcie to istnieje do dziś i tu oznacza rozmiar tkaniny pozwalający na uszycie jednej sztuki danej odzieży, np. sukienki) materiału było marzeniem niemal każdego obywatela. Taki wniosek można wyciągnąć z powieści. Milicja zaś podchodziła do podobnych spraw niezwykle poważnie i dysponowała niespożytymi kadrami, by tylko osaczyć gang tekstylny. Do samego tylko przeczesania Lasku Łagiewnickiego, gdzie miała się mieścić willa łącznika gangu, zostało skierowanych ponad 20 milicjantów. A zatem można przyjąć, że w całej sprawie Królewny uczestniczyło pewnie kilkuset funkcjonariuszy, co wydaje się absurdem. Ale zapewne chodziło o pokazanie siły milicji i braku szans przestępców. Tu dodajmy, że mit Królewny odnosi się do legend świata przestępczego z czasów przedwojennych – Szpicbródki, Muchy, Długiej Cecylii – które to postacie w różnych momentach przywołuje. A jednocześnie w powieści „Królewna” mamy demitologizację i swoiste zglajszachtowanie przestępców współczesnych.

Gleb, nie mogąc poradzić sobie metodami tradycyjnymi z gangiem Królewny postanawia sam zatrudnić się jako konwojent w jednym z magazynów tekstylnych i przyczaić się tu, licząc na możliwość infiltracji rozmaitych środowisk. A nóż, uda się chwycić koniec nitki wiądącej do celu. Choćby tym celem były setki bel i tysiące kuponów gabardyny, jedwabiu z Milanówka, a także barchanów, welwetów, trykotów i jegierowskiej bielizny. I pomyśleć, że dziś w miejscu Księgarni im. Żeromskiego w Al. Solidarności w Warszawie, zamiast wznowienia „Królewny” Andrzeja Piwowarczyka, możemy nabyć jedynie schodzone ciuchy, gdyż po upadłej księgarni działa tu szmateks.

„Królewna” Piwowarczyka to dziś dzieło już tylko zaprzysięgłych pasjonatów powieści milicyjnej.Do tej grupy należy niewątpliwie Klubowicz Piotr Głogowski („Trzecia Seta”, 76) Pozostali mogą polec przygnieceni belą deficytowego materiału, skradzionego z magazynów tekstylnych, rzecz jasna.