Miszewski Stefan – Świeczniki profesora Łarskiego 499/2023

  • Autor: Miszewki Stefan
  • Tytuł: Świeczniki profesora Łarskiego
  • Wydawnictwo: Wielki Sen
  • Seria: Seria z Warszawą (tom nr 47)
  • Rok wydania: 2014
  • Nakład: nieznany
  • Recenzent: Robert Żebrowski

LINK Klubowa Księgarnia

Waldek Mostowski, ale nie z „Mostowskich” i Agata Swat, choć być może sama stara panna

W „Serii z Warszawą” zostały wydane dwa „gazetowce” Stefana Miszewskiego: „Świeczniki profesora Łarskiego” i „Pożółkły rękopis”. Obie pozycje nie mają w naszym Klubie recenzji. Dziś przedstawiam recenzję tej pierwszej powieści. Drukowano ją w odcinkach na łamach „Expressu Wieczornego” w roku 1963. Książka liczy 206 stron. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Akcja toczy się w Warszawie, nie wcześniej niż w roku 1951 (jeżdżą już „Warszawy’), no i nie później niż w 1963.

W przedstawionej w książce stolicy żyło się wtedy naprawdę dobrze. Chciałeś coś zjeść – szło się do baru „Pod Kuchcikiem”, chciałeś wypić – „Kuchcik” też i to zapewniał, chciałeś zapalić – można było wybierać albo „Grunwaldy” albo „Sporty”, potrzebowałeś gdzieś posiedzieć i pogadać w spokoju – szedłeś do kawiarni, a wybór lokalu przyprawiał o ból głowy: „Telimena”, „Stylowa”, „Niespodzianka”. Na film szło się do „Muranowa”, a było tam najbezpieczniej, bo kino stało obok milicyjnego Pałacu Mostowskich, na przedstawienie zaś do „Komedii”. Lubiłeś „fajfy” – „Bristol” zapraszał na slow-foxa. Kto chciał mógł bez żadnego przymusu posiedzieć w domu, obligatoryjnie z „Expressem Wieczornym” lub „Przekrojem” w ręku. Był też „Dziennik Ludowy”, ale ten stał się prawdziwym rarytasem dopiero pod koniec lat 70., kiedy to po sobotni numer, w którym ukazywały się plakaty zespołów muzycznych, piosenkarzy i aktorów, od rana ustawiały się pod kioskami „Ruchu”długie kolejki. Latem ze stolicy mogłeś jechać na wypoczynek nad morze np. do Łeby albo w góry – kierunek Bieszczady. Brakowało na to kasy albo nie chciałeś ruszać z książeczki PKO oszczędności – ruszałeś na basen „Legii”.

Dobrze się wtedy żyło, także i Zbyszkowi Łarskiemu – profesorowi Uniwersytetu Warszawskiego – ale do czasu. Któregoś dnia skradziono mu z mieszkania, które wynajmował w willi Strzemińskich na Żoliborzu, dwa antyczne, przepraszam – antykowe świeczniki oraz złoty zegarek „Doxa”. Może i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że w czasie zdarzenia profesor przebywał w domu. Najpierw dostał w głowę, a potem uduszono go jego własnym krawatem. Zwłoki ujawniła jego gospodyni – Leokadia Siwek, która zawiadomiła dzielnicowego – sierżanta Kostrzewskiego. Ten zaś uruchomił machinę śledczą pod kierownictwem porucznika Jana Trawskiego. Oficer niezwłocznie przybył na miejsce zbrodni i skwapliwie przeprowadził tzw. czynności niecierpiące zwłoki (nazwa pochodzi od zwłoki oczywiście, a nie od zwłok, choć akurat w tym przypadku nie było większej różnicy). Jedynym śladem zabezpieczonym podczas oględzin miejsca zdarzenia był ślad protektora obuwia, a konkretnie pantofla damskiego – „siódemki” na wąskim obcasie. Jedyną żyjącą krewną profesora była pani doktorowa Magda Burska, która jak się okazało nosiła właśnie „siódemkę”. Ale nie tylko ona była osobą podejrzaną.

Śledztwo szło jak po grudzie. Tropy się gmatwały, przesłuchiwani nie do końca byli szczerzy, pojawiały się nowe wątki. Milicjant tymczasem zakochał się w podejrzanej i stał się zazdrosny o … jej męża. Dobrze, że nad wszystkim czuwał major, jak to często bywało – bezimienny, który udzielał porucznikowi fachowych porad i wyznaczał kierunki postępowania. Jednak najbardziej w całej sprawie pomógł mu major Gorczyc z … AK, który przypadkowo naprowadził go na ślad prowadzący w przeszłość.

W książce wymienione są lokalizacje: Plac Komuny Paryskiej – obecnie Plac Wilsona (czyta się: Wilsona), ul. Henryka Rutkowskiego – aktualnie ul. Chmielna, Plac Zwycięstwa – teraz Plac marszałka Józefa Piłsudskiego.

Kryminał ten jest na całkowicie przeciętnym poziomie. Nic odkrywczego do historii tego gatunku nie wniósł. Można go przeczytać, ale też ze spokojem sumienia darować go sobie.