Michaił Maklarski – Klęska mister Clarka 226/2023

  • Autor: Michaił Maklarski
  • Tytuł: Klęska mister Clarka (W primorskom gorode)
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: Biblioteczka Przygód Żołnierskich
  • Rok wydania: 1954 (wyd. II)
  • Nakład: 20000
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Między nami szpiegami

Michaił Maklarski jest u nas mało znanym autorem. Wiem tylko o dwóch jego książkach wydanych w Polsce: „Klęsce mister Clarka” i „Skradzionym talizmanie” (Iskry (1960r.), ale chyba tylko przez przeoczenie nie wydane w „Kluczyku”, podobnie jak „Maigret i człowiek z ławki” Simenona (1957)).

Pierwsze wydanie recenzowanej książki (okładka z lewej) miało miejsce w roku 1951, ja zaś dysponuję wydaniem drugim z roku 1954 (okładka z prawej), które pojawiło się w serii Biblioteczka Przygód Żołnierskich. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że seria ta nie jest najlepiej rozpracowana recenzencko w naszym Klubie, choć tragedii nie ma. Można to trochę tłumaczyć tym, że pozycje z BPŻ trudno trafić, a jak już się uda, to pojawia się kolejny problem, a mianowicie cena zaporowa.

Książka liczy 113 stron, zawiera kilka całkiem starannych rysunków, a jej cena okładkowa to 1,20 zł. Rysunek na okładce przedstawiający Clarka jest wprost rewelacyjny. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Akcja toczy się w roku 1947 na terenie jakiegoś nadmorskiego miasteczka w ZSRR.

Michał Iwanowicz Dmitriew ze Specjalnego Biura Konstrukcji, był naczelnym inżynierem fabryki zajmującej się produkcją rakietowych silników samolotowych. Jego pracą zainteresował się obcy wywiad, a konkretnie amerykańskie centralne biuro wywiadu (choć nazwa trochę inna, to należy domniemywać, że chodzi o powstałe w roku 1947 CIA). „Przodownikiem” tejże agencji był sekretarz konsulatu ambasady USA w ZSRR – mister kapitan Thomas W. Clark, który wcześniej pracował w CIC (kontrwywiad Armii Stanów Zjednoczonych). Był on podwładnym pułkownika Martina Pattona (nazwisko chyba nieprzypadkowe, bo generał George Patton był w Związku Radzieckim znienawidzony z uwagi na jego poglądy antysowieckie). Do pomocy miał dwóch japońskich agentów, „uśpionych” na terenie ZSRR, a przerzuconych tam w roku 1936, których USA po II WŚ przejęło od zwyciężonej Japonii.

Pomysłem Clarka było zorganizowanie ucieczki inżyniera do Stanów, a jeśliby to się nie udało, pozbawienie go życia. Operacji nadano kryptonim „Gryf”. Koniec końców pozostała do realizacji ta druga opcja. Dmitriew miał zostać zgładzony, poprzez podanie mu – zamiast codziennego leku aplikowanego zastrzykiem – trucizny z podmienionej ampułki. „Ludzie radzieccy” przewidywali taką możliwość i oddelegowali dwoje funkcjonariuszy do pilnowania, by ampułki nie zostały podmienione. Dostęp do leków mieli tylko dwaj, pracujący na zmianę, lekarze – surowa doktor Olga Naumowa zd. Armfeld (lat 49) oraz „prawdziwy radziecki człowiek” doktor Wakułow (lat 35). Pewnego dnia „strażniczka” leków – lejtenant (ta forma jest tak samo prawidłowa jak lejtnant, a może nawet bardziej, gdyż pochodzi od francuskiego słowa „lieu tenant”) Maria Ignatiewa Lazarowa zameldowała, że ampułki zostały podmienione w dniu, w którym dyżur miała Naumowa, a Wakułow był tego dnia w pracy tylko na chwilę. W podmienionej ampułce zamiast leku była oczywiście trucizna.

Śledztwo w tej sprawie prowadził podpułkownik Leonid Fiedorowicz Nikonow, a do pomocy miał starszego lejtenanta Kisjelewa oraz kapitana Anochina. Nikonow założył (czy słusznie?), że czynu tego mógł dokonać tylko któryś z lekarzy. Zaczęła się pasjonująca rozgrywka psychologiczno-intelektualna pomiędzy podpułkownikiem a obiema osobami podejrzanymi…

W książce występują: papierosy „Lucky Strike”, pióro wieczne „Parker”, amerykański samochód „Studebacker” (typ US-6, około 100 000 tych pojazdów trafiło w czasie II WŚ do ZSRR w ramach Lend-Lease Act z roku 1941). Wspomniany jest mecz piłkarski „Dynamo” – „Spartak” (niestety nie dopisano nazw miast, z których były te kluby) oraz wyjaśniono, co znaczy słowo „zając” – był to po prostu pasażer bez biletu (może dlatego, że w razie wpadki szybko czmychał).

W początkowej części książka jest trochę naiwna, trochę napompowana i trochę prześmiewcza. Jednak samo śledztwo jest całkiem fajne, bardzo kameralne i nieźle prowadzone. W sumie nie żałuję, że sięgnąłem po tę pozycję.