Litan Jan – Pożegnanie ze szpiegiem 478/2023

  • Autor: Litan Jan
  • Tytuł: Pożegnanie ze szpiegiem
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: seria Labirynt
  • Rok wydania: 1962
  • Recenzent: Mariusz Młyński

LINK Recenzja Marka Ciasia 

Nauczyciel Stefan Mituła, krótkofalowiec z Zabierowa pod Poznaniem, zgłasza się na milicję, gdyż twierdzi, że podczas połączenia usłyszał, że ktoś podszywa się pod jego sygnał; sprawę przejmuje Służba Bezpieczeństwa, gdyż podejrzewa, że jakiś radioamator z NRF chciał w ten sposób oszukać polski radionasłuch i nadać jakąś wiadomość.

Tymczasem w miejscowości Piotrówek w powiecie kołobrzeskim pewna staruszka widzi nisko przelatujący okrągły przedmiot; wkrótce w pobliżu zostają znalezione zwłoki pewnego niemowy, który został zabity precyzyjnym ciosem ju-jitsu. Niedługo potem radionasłuch wychwytuje, że jakiś krótkofalowiec na Osiedlu Leśnym w Bydgoszczy odpowiada na wywołanie czeskiego kolegi; namiary wskazują na mieszkanie dworcowej kasjerki, której w chwili sygnału nie było w domu. Wkrótce Służba Bezpieczeństwa namierza łączniczkę u której znajduje mikrofilm; generał z Zarządu Udoskonaleń Techniki Wojskowej twierdzi, że zawiera on plany urządzenia do niszczenia pocisków zdalnie sterowanych czyli coś zbliżonego do lasera.

Wszelkie źródła podają, że Jan Litan to pseudonim Anatola Leszczyńskiego, który był pułkownikiem Ludowego Wojska Polskiego i w 1967 roku na fali zwolnień oficerów pochodzenia żydowskiego został przeniesiony do rezerwy – i ten fakt powoduje, że w każdej jego książce widać brak prozatorskiego wyrobienia. Trochę szkoda, że pomysłu na tę powieść nie mógł wykorzystać jakiś pisarz pokroju Fredericka Forsytha, bo mógłby z niego wykroić naprawdę świetną książkę – mamy tu do czynienia z pomysłową i intrygującą akcją, którą, niestety, trochę gubi nadmiar specjalistycznej i fachowej terminologii. Autor uczynił swoim bohaterem kapitana Służby Bezpieczeństwa, który z jednej strony popełnia błędy, nie jest nieomylny i, co ważne, umie się do tej nieomylności przyznać, ale z drugiej często korzysta z drętwej nowomowy – najbardziej spodobał mi się zwrot „towarzyszu szefie”. Taką niekonsekwencję widać też w innych scenach – główny bohater przed komendantem milicji w Piotrówku udaje redaktora z radia, a tenże komendant za chwilę mówi do niego „towarzyszu kapitanie”. Ale jest też zabawnie – kapral prowadzący nasłuch jest skrytykowany przez przełożonego porucznika za brak dyscypliny, bo „w zeszłym miesiącu przyłapano go na słuchaniu muzyki jazzowej w czasie dyżuru. Zdolny chłopak. Tylko ten nieszczęsny jazz…” – na szczęście dla kapitana ważniejsza jest merytoryczna wiedza kaprala niż jego zamiłowanie do burżuazyjnej muzyki. Jest też intrygująco – pomysł przelotu szpiega przez granicę balonem na niskiej wysokości może i nie jest odkrywczy, bo w latach 50. tak przerzucano ulotki i bibułę ale na pewno ciekawy. Generalnie więc nie jest źle, książka jest pomysłowa i ciekawa; szkoda tylko, że chwilami jest drętwa i przeładowana fachową terminologią, która lekko usypia.

Książka jest jednym z dziewięciu „Labiryntów”, które miały swoje drugie wydania, poza tym wydano ją po rosyjsku, niemiecku i słowacku; oprócz tego w 1964 roku nakręcono na jej podstawie film „Spotkanie ze szpiegiem”.