Krzywicka Irena – Sąd idzie 34/2023

  • Autor: Krzywicka Irena
  • Tytuł: Sąd idzie
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Rok wydania: 1998
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

Julian Blachowski i inni

Przeczytałem recenzję Klubowicza Roberta Żebrowskiego z książki „Afera żyrardowska” i zachęciło mnie to, żeby przyjrzeć się bliżej sprawie Blachowskiego. Tak trafiłem na zbiór reportaży sądowych Ireny Krzywickiej „Sąd idzie”. Pasjonująca lektura.

Irena Krzywicka to piękna postać. W międzywojniu aktywna publicystka, feministka, pionierka swobód obyczajowych, bardzo czuła na kwestie społeczne. Sprawa Juliana Blachowskiego należy do najgłośniejszych procesów sądowych polskiego międzywojnia. Zapewne dlatego, że nie dotyczyła wyłącznie zabójcy i ofiary, ale w zasadzie całej żyrardowskiej społeczności związanej z zakładami lniarskimi. Firma była prowadzona żelazną ręką przez dyrektora Koehlera, cudzoziemca. Zakłady zaś należały do kapitału francuskiego. Ma to istotne znaczenie. Pracujący w Żyrardowie polscy robotnicy byli powszechnie pogardzani przez zwierzchników i traktowani jak śmieci. W mieście panowała fatalna atmosfera. W takich warunkach pracował tu Julian Blachowski jako urzędnik biura obrachunkowego, ale został zwolniony. Następnie szykany objęły jego żonę. Blachowski w akcie desperacji postanowił rozmówić się z Koehlerem i zastrzelił go na widoku publicznym, przed warszawską restauracją „Ziemiańska”. Od razu też oddał się w ręce policji. Tak to wygląda w największym skrócie i uproszczeniu. Krzywicka znakomicie oddała atmosferę przewodu sądowego, jego ogromną emocjonalna temperaturę i oratorstwo prawników. Okazało się, że tak naprawdę Blachowski był wyrazicielem nastrojów całej żyrardowskiego ogółu. Zredukowany pracownik był tak mocno zaszczuty i doprowadzony do ostateczności, że nie widział innego innego wyjścia z życiowej pułapki, jak śmiertelny strzał. Krzywicka pisała: „Każdy człowiek jest o wiele mniejszym stopniu indywiduum, niż mu się samemu zdaje, a postępki jego określa najczęściej gromada, której komórkę stanowi”. Twardy i skomplikowany życiorys Blachowskiego (działalność polityczna w młodości, zesłanie na Sybir, powrót) wskazuje, że nie był on postacią słabą, ale w momencie oddania strzału coś musiało pęknąć w jego psychice. Zostaje skazany na 5 lat. Bronił znakomicie Leon Berenson, co nie umknęło uwadze Krzywickiej.

Dziś po zakładach lniarskich w Żyrardowie pozostało zabudowania faktyczne, robotnicze i dyrektorskie – całe miasto-fabryka w swej strukturze architektonicznej oraz …muzeum.

W książce mamy kilka innych świetnych reportaży. „Proces o zabójstwo tancerki” dotyczy głośnej na początku lat 30tych XX wieku sprawy obyczajowej, mianowicie morderstwa tancerki Igi Korczyńskiej. Była to zbrodnia z zazdrości, a jej sprawca, niejaki Drożyński był typem nieco rozchwianego psychicznie żigolaka i fordansera. Takich dokładnie słów użyła Krzywicka. Odniosłem wrażenie, że sama była nieco pod wrażeniem tego blagiera i utracjusza. Natomiast absolutnie nie zgadzała się z padającymi na sali sądowej tezami, jakoby tancerka była częściowo sama sobie winna, bo niepotrzebnie wiązała się z gołodupcem i oberwańcem. Cały przewód sądowy postrzegała Krzywicka nieco jako teatr. Drożyński dostał sześć lat.

Drobnym sprawom sądowym poświęciła Krzywicka tekst „W sądzie grodzkim”. Tu jesteśmy blisko prawdziwej, ulicznej codzienności. Lichwiarstwo, wystawianie czeków bez pokrycia. Następnie sprawa przekupki oferującej na ulicy obwarzanki w warunkach niehigienicznych (obecnie zastąpiły je bajgle w centrach handlowych, choć obwarzanki pod cmentarzami i na prowincjonalnych odpustach też można spotkać). Z kolei młodzieniec z innej sprawy handlował na ulicy gotowanym grochem, ale nie przykrywał to tiulem i też sąd przywalił mu grzywnę. Przed sądem grodzkim stanął recydywista oskarżony o kradzież…skarprek w Domu Towarowym Braci Jabłkowskich (istnieje do dziś, po odzyskaniu przez spadkobierców, remoncie i reaktywacji).

Na koniec obrazek miejski. Oto nie wiadomo czemu przed sądem staje „kontrolna” (tak w urzędowej nowomowie zwracano się do dam wiadomej konduity). Słowo „kontrolna” w odniesieniu do okresowych kontroli lekarskich, jakim poddawane były prostutki, co potwierdzano wpisem do specjalnych książeczek, które trzeba było nosić przy sobie i okazywać na żądanie policji. Wspomniana dziewczyna stanęła przed wokandą, gdyz policjant uznał, że znajduje się ona przed budynkiem kina nie prywatnie, a „służbowo”. W tym zaś konkretnym rejonie nie można usług świadczyć.

W tomie „Sąd idzie” pomieszczone zostały jeszcze dwa reportaże – „Tajemnice doktora S.” to opowieść o człowieku, który z niewiadomych powodów padł finansowo pod urokiem przebiegłego oszusta. Z kolei najwięcej miejsca poświęciła Krzywicka sprawie Gorgonowej, ale to materiał raczej na odrębną recenzję, gdyż wymaga szerszego spojrzenia.

We wszystkich tekstach sądowych widać ogromny talent reporterski Ireny Krzywickiej. Z jednej strony są one bardzo współczesne, z drugiej pokazują niezwykły koloryt, atmosferę, a jednocześnie grozę kryminalno-obyczajową XXlecia międzywojennego.