- Autor: Georges Simenon
- Tytuł: Pierwsze śledztwo Maigreta (La Premiere Enquete de Maigret)
- Seria: Seria z Gawronem
- Cykl: Komisarz Maigret (30)
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
- Rok wydania: 2005
- Nakład: nieznany
- Recenzent: Robert Żebrowski
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
Urlop, dymisja i awans Maigreta
Zachęcony przez Prezesa, postanowiłem zrecenzować kolejną książkę Georgesa Simenona z cyklu „Komisarz Maigret”. Pierwszą, jaka była wydana z tym bohaterem, była powieść „Maigret i goście z Europy Wschodniej”, natomiast pierwszą biorąc pod uwagę czas akcji jest „Pierwsze śledztwo Maigreta”.
Książka liczy 133 strony, a cena okładkowa to 14,99 zł. Autor zakończył jej pisanie w październiku 1948 roku, w Tumacacori (Arizona). Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.
Akcja toczy się w Paryżu, a rozpoczyna w dniu 15 kwietnia 1913 roku (Policja Kryminalna nazywała się jeszcze wówczas Policją Bezpieczeństwa). Jules Amedee Francois Maigret, od dziesięciu miesięcy zatrudniony na stanowisku sekretarza komisariatu dzielnicowego Saint-Georges przy ul. La-Rochefoucauld, tego dnia miał nocny dyżur. Był on w wieku 26 lat (tak więc urodził się w roku 1887), a pięć miesięcy temu ożenił się. Pochodził ze wsi. Mieszkał przy bulwarze Richard-Lenoir. W policji pracował od czterech lat, przechodząc przez najgorsze wydziały: drogówkę, policję dworcową i duże sklepy. Marzył o pracy w brygadzie specjalnej Policji Kryminalnej na Quai des Orfevres (skąd wiedział, że Policja Bezpieczeństwa przeistoczy się w Policję Kryminalną?).
W środku nocy do komisariatu zgłosił się Justin Minard, z zawodu flecista, który niedawno – wracając z pracy ulicą Chaptal – był świadkiem dziwnego zdarzenia. W mieszczącej się tam prywatnej rezydencji, w jedynym oświetlonym pokoju, usytuowanym na drugim piętrze, ktoś otworzył okno. Była to jakaś kobieta, która usiłowała się wychylić i wołała „Na pomoc …”. Ktoś inny, kto był w tamtym pokoju, odciągnął ją od okna i w tym samym momencie padł strzał [proszę dobrze zapamiętać te ostatnie zdanie]. W chwilę potem spod rezydencji odjechał parkujący na ulicy samochód marki Dion-Bouton. Minard udał się do drzwi rezydencji, aby wyjaśnić tę sprawę. Dopiero po dłuższym czasie otworzył mu majordomus, który oczywiście nie wpuścił go do środka, a do tego uderzył i wyrzucił na ulicę. Światło na drugim piętrze już się nie paliło.
Maigret postanowił udać się na miejsce zdarzenia. Zanim to zrobił, sprawdził w rejestrze, do kogo należy rezydencja. Okazało się, że jest to własność bardzo bogatej i słynnej w Paryżu rodziny Gendreau-Balthazar, posiadającej liczne kawiarnie „Balthazar”. Z rodziną tą przyjaźnił się bezpośredni przełożony sekretarza, komisarz Maxime Le Bret. Do rezydencji, wraz z Maigretem, udał się Minard. Drzwi otworzył im majordomus (Louis). Głowy rodu – Feliciena nie było w domu (pojawił się później, jeszcze za bytności Maigreta), był za to jego syn – Richard. Oświadczył on, że nic na temat jakiejkolwiek strzelaniny nie wie i nic takiego nie miało miejsca. Pozwolił sekretarzowi obejrzeć pokoje rezydencji, w tym ten, w którym miało mieć miejsce zgłoszone zdarzenie. W pokoju tym nie było żadnych śladów zbrodni, jedynie w oknie przytrzaśnięty był róg firanki, tak jakby ktoś szybko je zamykał. Zapytany o kobiety w rezydencji, Richard powiedział, że jego siostry – Lise nie ma, bo wyjechała do ich zamku Anseval, natomiast były dwie pokojówki – Germaine i Marie (obie, tak jak i Louis, pochodzące z Anseval), które zostały obudzone, by Maigret mógł je zobaczyć i porozmawiać. Rozmowy te nic nie dały. Przez cały czas pobytu policjanta w rezydencji, Richard usiłował wpływać na niego, kilkukrotnie powołując się na swoją znajomość z jego przełożonym. Sekretarz wrócił do komisariatu, by sporządzić raport.
Następnego dnia komisarz wezwał sekretarza i przeprowadził z nim rozmowę na temat wczorajszej interwencji. Nacisk położył nie na możliwość dokonania zabójstwa na terenie rezydencji, ale na agresywne zachowanie flecisty, który chciał się wczoraj tam dostać. Zlecił inspektorowi Bessonowi przeprowadzenie wywiadu środowiskowego o Minardzie. Maigret zastanawiał się, czy nie skontaktować się ze swoim policyjnym mentorem, a przyjacielem ojca – Xavierem Guichardem, szefem paryskiej Policji Bezpieczeństwa, ale nie poniechał tego. Okazało się, że Minard jest bardzo lubiany i chwalony, zarówno w miejscu zamieszkania, jak też w pracy. Le Bret później przeprowadził drugą rozmowę z Maigretem, zalecając mu wielką ostrożność przy prowadzeniu sprawy Balthazarów. Poinformował go jednak, że od swojej żony wie, że Lise nie wyjechała do zamku, lecz była w Paryżu, tak więc Richard skłamał mu. Szef zaproponował podwładnemu wzięcie urlopu, motywując to słowami: „Policjant na urlopie nie jest policjantem, może sobie pozwolić na działania, których administracja nie mogłaby ukryć”. Dodał, że jeśli Maigret będzie miał jakieś ciekawe ustalenia, to niech zadzwoni do niego. Dopiero dużo później sekretarz domyślił się, że komisarz dał mu tę sprawę do prowadzenia, bo liczył na to, że ten sobie z nią nie poradzi.
Tak więc Maigret wziął urlop i przystąpił do nieoficjalnych działań. Zgodził się na udział w nich Minarda. Flecista był bardzo aktywny, spostrzegawczy i domyślny, a swoimi ustaleniami bardzo sekretarzowi dopomógł. Może na te „wyniki” miało wpływ to, że pił tylko wodę mineralną, w odróżnieniu od Maigreta, który lubił sobie popić „wodę kryminalną”, choć starał się zachować umiar. Wątek „alkoholowy” dotyczący Maigreta jest w książce dość rozbudowany. Oto tego przykłady:
– „Opuścił biuro i poszedł zjeść dwa jajka na twardo i wypić piwo w niewielkim barze”.
– „Co by pan powiedział na kilka plastrów kiełbasy i czarkę cydru? Na czczo nie ma nic lepszego” (…) Czy Maigret mógł zrobić coś innego, jak zgodzić się na tę propozycję? Nigdy nie pił cydru na śniadanie. To było pierwsze doświadczenie tego typu (…) Co pół godziny podjeżdżała kolejna szklaneczka calvadosu (..) Nie sposób było odmówić! Spojrzenie, które utkwił w nim oberżysta, było tak nieznoszące sprzeciwu, że Maigret wolał wypić alkohol, od którego zaczynało mu się kręcić w głowie”. – „Usiadł przy jednym z marmurowych stolików (…) po czym zamówił bigos i piwo”. – „Maigret pił [szampana], a jego kieliszek stale był pełny. (…) Pora na koniak. W kieliszkach do degustacji. Jestem pewny, że nasz przyjaciel Jules uwielbia koniak”. – „Wychylił dużą lampkę alkoholu (…) Miał zamówić trzecią lampkę, ale zmienił zdanie”. – „Smakowali wino musujące (…) Kiedy wrócił do domu wieczorem, był pijany”. Jak się okazało Maigret pił tylko z kilku powodów: gdy nie miał innego wyjścia, gdy nie umiał odmówić, gdy miał obniżony nastrój, gdy chciał oblać sukces i gdy coś jadł. Z innych powodów (przynajmniej w tej książce) nie pił.
W powieści są też inne wątki, co jakiś czas wtrącane do tekstu:
Przepisy i zalecenia służbowe z regulaminu i poradnika, np.:
„Funkcjonariusze Policji Bezpieczeństwa pełnią służbę przez całą dobę. Każde śledztwo lub rozpoczęty nadzór powinny być z zasady kontynuowane w sposób ciągły, toteż funkcjonariuszom nie przysługuje czas wolny ani w określonych godzinach, ani w określonych dniach”. „Inspektorzy powinni mieć w domu czarny strój, smoking i surdut, bez których wstęp na niektóre wytworne spotkania jest niemożliwy”. „Doświadczenie uczy, że kaszkiet, fular i znoszona marynarka zapewniają dostateczną zmianę wyglądu”.
Poczucie Maigreta o swojej małej wartości i nieważności, m.in.:
„Nikt nie zajął się Maigretem, traktowali go, jakby nie był jednym z nich”. „Mieli rację. Był tylko frajerem”. „Gdybym kiedyś należał do Policji Bezpieczeństwa przysięgam, że nigdy nie będę się wywyższał wobec szaraków z komisariatów” [to ostatnie świadczy o jego szlachetności]
Zapowiedzi tego, co wydarzy się w przyszłości, np.:
„Taką samą [„kozę”, czyli piecyk węglowy], lub bardzo podobną, zastanie w przyszłości na Quai des Orfevres. Później, kiedy w pomieszczeniach Policji Kryminalnej zainstalują centralne ogrzewanie, już jako komisarz okręgowy Maigret, szef brygady specjalnej, zachowa ją w swoim biurze”. „Maigret nie wiedział, że pewnego dnia, dwadzieścia dwa lata później, spotka się z Lise”. „Po wielu latach Maigret przypomni sobie, że flecista jako pierwszy nazwał go szefem”. „Zagrzebywał się w wilgotnym łóżku przesiąkniętym zapachem potu. W ten sposób zamykał się w sobie. Jeszcze nie wiedział, że to się stanie jego manią, że będzie często stosował tę metodę w chwilach zniechęcenia i w kłopotach”.
Jest też jeden polonik: „To Barrere, był ranny. Miesiąc temu, podczas aresztowania Polaka”.
Śledztwo prowadzone przez duet: Maigret-Minard ładnie posuwało się naprzód. Ten pierwszy widział jednak, że policja prowadzi równolegle czynności zmierzające do … niewykrycia sprawcy. Przygnębiało go to do tego stopnia, że myślał nawet o złożeniu dymisji.
Kto został zabity w pokoju? Gdzie jest ciało? Kim był sprawca? Co było motywem? Na czyje polecenie tuszowano zbrodnię? Jak cała ta sprawa zakończyła się dla Maigreta?
Intryga jest całkiem zgrabna, akcja toczy się dość sprawnie, a wersje dotyczące tożsamości zabójcy, w końcówce szybko się zmieniają. Mimo, że powieść liczy tylko 133 strony, to niczego w niej nie zabrakło i nic nie zostało w jakikolwiek sposób zaniedbane. Mamy wątek kryminalny i wątek dotyczący zawodowych relacji interpersonalnych, wątek rodzinny i wątek psychologiczny dotyczący głównego bohatera. W książce tej Maigret nie jest mrukliwy, zamknięty w sobie, czy opryskliwy, co jak dla mnie jest dużym plusem. Biorąc pod uwagę ustalonego sprawcę i zdanie, które prosiłem, żeby zapamiętać, trudno logicznie przyjąć zastosowane przez Simenona rozwiązanie sprawy.
Książka ta jak najbardziej nadaje się do czytania i nie powinna nikogo znudzić. Jeśli komuś brakuje czasu na przeczytanie całości lub większości Maigretów, to dla przeglądowego obrazu sylwetki tego policjanta, polecam przeczytać trzy książki: „Pierwsze śledztwo Maigreta”, „Maigret i goście z Europy Wschodniej” i którąś z końcowych pozycji cyklu, najlepiej jedną z tych, w recenzji której nasz specjalista od Maigreta – Klubowicz Mariusz M., pisze o jego starości, zmęczeniu lub wypaleniu zawodowym.