- Autor: Georges Simenon
- Tytuł: Na ulicy w: Fajka komisarza Maigret 3
- Wydawnictwo: Iskry
- Rok wydania: 1980
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
Komisarz Maigret a sprawa polska
Georges Simenon napisał 75 powieści, których bohaterem jest komisarz Jules Maigret. Ponadto stworzył także 28 opowiadań z tym bohaterem. Część z nich ukazała się u nas przed laty w trzech zeszytach, pod wspólnym tytułem „Fajka komisarza Maigret”. Każdy zeszyt zawiera dwa opowiadania. Tutaj zajmiemy się opowiadaniem „Na ulicy”, które jest pierwszym chronologicznie utworem w zbiorku „Fajka komisarza Maigret 3”.
Fajka to oczywiście jedna z cech charakterystycznych Maigreta. Przedmiot ten, zapożyczony od Sherlocka Holmesa sugeruje logikę, jako podstawę działań komisarza, ale Simenon stawia przede wszystkim na obserwację i psychologię oraz na procedury policyjne. Maigreta nie tylko interesuje co i kto, ale też dlaczego. Może nawet bardziej to ostatnie.
„Na ulicy” zaczyna się od wizji lokalnej. W rejonie Lasku Bulońskiego zostały znalezione zwłoki doktora Ernesta Bormsa. Został o zastrzelony z bliska, jedną kulą, z pistoletu małokalibrowego. Był to precyzyjny strzał w serce. Policja informuje w prasie o wizji lokalnej, zawiadamiając jednocześnie, że dokonano aresztowania. W tym miejscu domyślamy, że Maigret podejmuje swoją grę obliczoną na znalezienie rzeczywistego sprawcy – bo po co nagłaśniać w prasie o wizji lokalnej, skoro sprawca został już pojmany? No właśnie po bo, by ewentualnie prawdziwy sprawca lub osoba jakoś ze sprawą związana, pojawiła się na wizji. Jest to nawet gra podwójna, bo prowadzi ją także Simenon z czytelnikiem. Oto Maigret wskazuje swojemu podwładnemu, kogo ze zgromadzonych na wizji trzeba śledzić. Torrence, Janvier, następnie Lucas – ludzie Maigreta – na zmianę idą za wskazanym człowiekiem, zakładając, że ma on jakiś związek ze sprawą. Śledzony krąży po mieście, wstępując do coraz do innych restauracyjek, barów i bistr. Powoli, z kolejnych spostrzeżeń wyłania się obraz tajemniczego mężczyzny. Z kompletnej anonimowości wchodzimy w coraz bardziej precyzyjny portret. Najpierw dowiadujemy się, że jest to bardziej Słowianin, niż Nordyk. Nosi szare palto, dobry garnitur i filcowy kapelusz. Janvier, lekko podchmielony służbowo, po wizycie w kolejnym barze, referuje Maigretowi, że śledzony pije wódkę i ma mocną głowę. Janvier jest także po pięciu kieliszkach i ledwo ciągnie (wprawdzie nie znamy pojameności paryskich kieliszków na wódkę ale zakładamy, że to raczej czterdziestki niż dwudziestki piątki, a zatem Janvier jest już po małpce (200 ml) – niestety ćwiartki (250 ml) wyszły z użycia po implementacji u nas norm unijnych przy. red.).
Powoli zaczyna nas nas docierać przekonanie, do którego Maigret dojdzie nieco później, po kolejnych relacjach Janviera. Komisarz wyjawia wynik swoich wewnętrznych dociekań: „-Założę się, że to Polak – szepnął Maigret do Janviera”. Możemy być pewni, że był to szept na przydechu.
Śledzony ma coraz mniej pieniędzy, więc wstępuje do coraz gorszych lokali i nocuje w coraz tańszych spelunkach. Maigreta trawi ciekawość i chęć bliższego poznania tajemniczego Polaka. Do tego stopnia, że rezygnuje z uroczystej kolacji, która pani Maigret przygotowała na okoliczność przyjazdu siostry z Orleanu. Wpada do domu tylko na chwilę, w celach higienicznych, po czym wraca na ulicę. Cały czas krążymy po paryskich zakamarkach, schodząc coraz niżej. Aż trafimy w kręgi kloszardów. Jednocześnie między Maigretem, a śledzonym powstaje specyficzna więź. Wiemy, że w pewnym momencie Polakowi skończy się forsa i będzie coraz bardziej zmęczony. Na razie jednak nie poddaje się. Melduje się jaki Nicolas Słatkovitch z Krakowa. To jednak po kilku dniach okazuje się nie być prawdą. Pewna konsjerżka na podstawie przedłożonej przez policję wykonanego skrycie zdjęcia, rozpoznaje w śledzonym Stephana Strevskiego, 34 letniego architekta z Warszawy. W tym momencie Stefan (pozwolą Państwo, że użyję tej formy) jest już na tyle goły, że stać go tylko na bistro, w którym podejrzane indywidua śpią pochyleni nad stołami, a serwuje się jedynie tanie czerwone wino. Ohyda. Pamiętajmy, że Maigret preferuje calvados (winiak) oraz grog (rodzaj rumu). Zbliża się ostateczna rozgrywka, które rozstrzygnięcie nie będzie w żadnym razie oczywiste. Niczego istotnego z intrygi nie zdradzam. Opowiadanie powstało w roku 1939. Ciekawe, czy było to już po napaści Niemiec na Polskę. W każdym razie i przed Wrześniem o Polsce było głośno w Europie. Całkiem możliwe, że Simenon chciał w jakiś sposób nawiązać do dusznej atmosfery panującej wówczas w stosunkach międzynarodowych, także francusko-polskich.
Na pewno głębiej byłby to w stanie wykazać nasza główny spec od Simenona, klubowicz Mariusz Młyński.
Tak, czy inaczej Georges Simenon to mistrz prozy kryminalno-psychologicznej i pokazuje, że nawet w krótkiej formie jego Maigret potrafi w pełni rozwinąć skrzydła. Opowiadanie jest świetne. Na marginesie warto wspomnieć, że drobny akcent polski pojawia się już w pierwszej książce o komisarzu Maigret. Chodzi o tytuł „Pietr-Le-Letton”, z roku 1931. Co ciekawe, książka ta miała dotąd trzy tłumaczenia na polski: „Tajemniczy sobowtór (1933), „Maigret i goście z Europy Wschodniej ” (1993), „Maigret i przybysz z Krakowa” (2004). Jak widzimy, z tłumaczenia na tłumaczenie, tytuł jest coraz bardziej polski. A w oryginale powinno być zapewne „Piotr Łotysz”. Tak się bowiem nazywa bohater, który na samym początku powieści wyrusza w podróż z Krakowa właśnie.