- Autor: Neville Hamster
- Tytuł: Zbrodnia Oskara Slatera
- Wydawnictwo: Wydawnictwa Radia i Telewizji
- Seria: Holmes
- Rok wydania: 1989
- Nakład: 100000
- Recenzent: Robert Żebrowski
Jestem niewinny!
„Zbrodnia Oskara Slatera” to jedna z czterech książek autorstwa Neville’a Hamstera, czyli duetu: Jan Świeczyński i Krzysztof Wesołowski. Ten pierwszy – pod swoim nazwiskiem – jest autorem książek: „Grabieżcy kultury i fałszerze sztuki” oraz „Wskrzesiciele faraonów i pogromcy sztuki”, a także opowiadania: „Przyszedłem żeby Cię zabić” wydanego w „Ekspresie Reporterów” z 1987 roku. Natomiast o tym drugim współautorze nie wiem nic.
Recenzowana książka wydana została w serii „Holmes” Wydawnictw Radia i Telewizji. Na pierwszej stronie i tylnej okładce jest grafika: popiersie Sherlocka Holmesa (z profilu) w okręgu, a pod spodem napis: „Holmes”. W tej samej serii została wydana również druga książka „Hamstera” – „Za wszelką cenę”, z tym, że w okręgu z podpisem „Holmes” znajdują się ślady linii papilarnych. Prawdopodobnie dwie pozostałe książki duetu Świeczyński-Wesołowski, również wydane w „rtv”, należą do tej serii, a niewykluczone, że być może jeszcze jakieś innych autorów (np. „Mister X” Jerome Milforda).
Powieść liczy 235 stron, a jej cena okładkowa to 580 zł. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.
Akcja toczy się w Glasgow, Edynburgu i Nowym Jorku, na przestrzeni lat: 1908-1928.
„Oskarze Slater! Jest pan oskarżony w imieniu króla. Obwinia się pana o to, że dwudziestego pierwszego grudnia 1908 roku, w domu Marion Gilchrist – Glasgow, West Princess Street 15 – napadł pan rzeczoną Marion Gilchrist, powalił ją uderzeniem młotka lub innego narzędzia, rozbił jej czaszkę i zamordował , aby móc ją obrabować. Czy przyznaje się pan do winy, czy też uważa się pan za niewinnego?” Oskar Slater powtarzał wciąż: „Jestem niewinny!”
Marion Gilchrist (82-letnia kobieta o tajemniczych powiązaniach i nieustalonych źródłach dochodu) zamieszkiwała wraz ze służącą – Helen Lambie (Helena Jagniątko), a w pracach typowo korzystała z pomocy jej sąsiada z dołu – Dawida Adamsa (wzywała go stukając w podłogę). Któregoś dnia wezwała Adamsa, ale gdy przyszedł, nie otworzyła mu drzwi. Dobrze, że akurat wracała do mieszkania jej służąca, która otworzyła zamki w drzwiach. Kiedy oboje weszli do środka, z głębi mieszkania wybiegł jakiś nieznany mężczyzna. Adams próbował go gonić, ale tamten uciekł. Kiedy wrócił do mieszkania sąsiadki, okazało się, że na dywanie w pokoju leżą zwłoki pani Marion.
Na miejsce zdarzenia przybyli policjanci: pomocnik policji (najniższe stanowisko w hierarchii) – William Trench , a jakiś czas potem nadintendent Ord i detektyw Gordon. Pierwszy był bardzo zaangażowany w czynności na miejscu zbrodni, natomiast zachowanie dwóch ostatnich było bardzo dziwne. Nie szukali śladów odcisków palców, zignorowali ślady krwi na jednej z nóg krzesła, a jedynie zabrali jakieś dokumenty zmarłej, które znalazł Trench. Ustalono, że z mieszkania skradziono tylko broszkę z brylantami. Nadintendent wydał polecenie pomocnikowi, by ten odnalazł narzędzie zbrodni. Trench został pozostawiony sam sobie.
O zdarzeniu napisały gazety i na tej podstawie na policję zgłosili się świadkowie. Jeden z nich zeznał, że jego znajomy – Slater (Łupkarz) – pokazywał mu kwit z zastawienia w lombardzie brylantowej broszki. Oskar Slater naprawdę nazywał się Oskar Józef Leschzinger. Urodził się w Opolu w latach 70. XIX wieku. Był zawodowym graczem hazardowymi, bukmacherem, handlarzem klejnotami i – co się później okazało – sutenerem.
Slater – w oczach Orda – od razu stał się głównym podejrzanym. Cóż z tego, że Trench zwrócił uwagę nadintendentowi, że rysopis podejrzanego (wiek ok. 40 lat i wzrost niewiele ponad 5 stóp, czyli ok. 155 cm) różni się znacząco od tego podanego przez Lambie i Adamsa (wiek ok. 30 lat i sześć stóp wzrostu, czyli ponad 180 cm) oraz to, że Slater zastawił broszkę … miesiąc przed zabójstwem Gilchrist. Ponadto skradziona broszka była bogato wysadzana brylantami, a ta w lombardzie miała jedynie trzy drobne kamienie. Ord i Gord zingnorowali informacje Trencha. Zaczęły się poszukiwania podejrzanego. Okazało się, że wypłynął on z Liverpoolu statkiem „Lusitania [w 1915 roku został zatopiony przez niemiecki okręt podwodny] – pod nazwiskiem Ordo – do Nowego Jorku. W ślad za nim popłynął Gordon wraz z trzema świadkami.
W Stanach Zjednoczonych pomocą Gordonowi służył kapitan Scott James. Nie podobały mu się zachowania Gordona, szczególnie to, gdy przed okazaniem Slatera świadkom, wskazał im na niego jako na sprawcę zabójstwa. Podejrzany okazywany był wśród pięciu innych mężczyzn. Dwaj świadkowie nie byli przekonani, że to on wybiegł z mieszkania zamordowanej, a tylko jeden rozpoznał go z całą pewnością, jako tego, którego widział na ulicy w pobliżu miejsca zbrodni. James podpowiedział Slaterowi, że nie ma on obowiązku od razu płynąć z Gordonem do Szkocji, lecz może zwrócić się do amerykańskiego sądu i zaprotestować przeciwko wydaniu go szkockiej policji, chociażby z uwagi na nieprawidłowości, które zaistniały przy okazaniu. Jednak Slater zgodził się popłynąć niezwłocznie na Wyspy, gdyż stwierdził, że jest niewinny.
Przed edynburskim sądem rozpoczął się proces Slatera. Sprawie przewodniczył sędzia Henryson, a oskarżającym był prokurator Linsay. Obrońcą zaś był mecenas John M’CLure – młody, z niewielkim stażem, ale bardzo zaangażowany, uczciwy i zdolny adwokat. I pewnie udałoby się mu uzyskać uniewinnienie dla oskarżonego, gdyby nie przemowa sędziego prowadzącego rozprawę – wygłoszona tuż przed udaniem się na ławników na naradę – do czego nie miał żadnego prawa, a w której wskazał Slatera jako … winnego zbrodni. Ława Przysięgłych – stosunkiem głosów 9:6 – uznała Oskara Slatera winnym zarzucanego mu czynu i został on skazany na karę śmierci poprzez powieszenie. Dzięki ekwilibrystycznym zabiegom obrońcy, skazanemu darowano jednak życie, a karę zamieniono na dożywotnie więzienie.
Od tej pory John M’Clure – będąc pewnym niewinności swego klienta – podjął się prowadzenia prywatnego śledztwa w sprawie zabójstwa pani Gilchrist. Pomagał mu w tym Trench. Czynności trwały … 19 lat. Obaj „detektywi” prowadzili czynności metodycznie, cierpliwie, wytrwale, narażając przy tym nawet swoje życie i zdrowie. W prowadzonej sprawie wspomagali ich … Arthur Conan Doyle i Edgar Wallace. M’Clure i Trench ujawnili wiele brudu w działaniach polityków, policjantów i świadków. Jak zakończyło się to „dochodzenie”? Jakie nowe fakty w nim ujawniono? Czy faktycznie Slater był niewinny? Dlaczego zamordowano staruszkę? Tego oczywiście nie zdradzę.
A jaka jest sama książka? W mojej ocenie jest … doskonała! Sama jej fabuła tj. śledztwo policyjne, rozprawa sądowa, śledztwo „detektywów” i rozwiązanie zagadki są bardzo ciekawe. Nie ma tu wątków pobocznych, jakichś głupocizn nie związanych ze sprawą, czy „lania wody”. Powieść jest konkretna, a przy okazji lekka w odbiorze. Napisana jest tak, że czyta się ją jednym tchem i nie chcę się jej okładać zanim nie doczyta do końca. Duet tworzący Neville’a Hamstera spisał się na medal i sprawił, że chętnie sięgnę po kolejną ich książkę.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że ta smutna historia wydarzyła się naprawdę…