Geoffrey Monk – Być albo zabić 384/2023

  • Autor: Geoffrey Monk
  • Tytuł: Być albo zabić
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Łódzkie
  • Rok wydania: 1990
  • Nakład: nieznany
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Żyć albo zapić

Geoffrey Monk to pseudonim literacki Andrzeja Lubacha (Geoffrey the Monk [Mnich] był w XII wieku hrabią Marash w jednym z państw krzyżowców – Księstwie Antiochii). Powieść „Być albo zabić” wydana została w roku 1990 i trudno stwierdzić, czy powstała w czasach PRL-u, czy też już w III RP. Książka jest klasycznym „czarnym kryminałem”. Liczy 203 strony, a cena „naklejkowa” to 6950 zł. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego.

Akcja toczy się w USA, a konkretnie w Los Angeles i San Diego w Kalifornii (w stanie tym jest jeszcze kilka innych miast biorących swe nazwy z chrześcijaństwa: San Francisco, San Jose, Sacramento, Santa Rosa, Santa Clarita, San Bernardino, Santa Barbara, Santa Monica, Santa Ana), w roku 1954.

39-letni Lee Andrew „Hump” Humprey – z zawodu prywatny detektyw, a prywatnie zawodowy pijak – był właścicielem jednoosobowego biura detektywistycznego, rzadko zatrudnianym i często zadłużonym, porzuconym przez żonę, nie utrzymującym kontaktu z dorosłą córką, prześladowanym wyrzutami sumienia z powodu spowodowania śmierci swojego wspólnika, nałogowym użytkownikiem „Playersów”, całkowicie uzależnionym od whisky, korzystającym z najpodlejszych knajp w L.A.; człowiekiem bez szacunku dla siebie, poważania u innych i nadziei na lepsze jutro.

U takiego to detektywa zjawiła się młoda, atrakcyjna dziewczyna – Mimsy Pratt. Poprosiła go o przechowanie dla niej zapieczętowanej koperty. Detektyw podjął się tego zadania. Jak się okazało – w niedługo po oddaleniu się klientki – koperta zawierała plastikową torebeczkę z białym proszkiem oraz kartonikiem firmującym jakość heroiny wystawionym przez „Doktora” – mafijnego speca od narkotyków. Wkrótce u „Humpa” pojawili się Steve „Siwy” Kolberg i jego towarzysz – Gig, czyli chłopcy Glenna Mastersona – senatora ubiegającego się o fotel gubernatora Kalifornii. Przyszli z pewną propozycją – jedną z tych nie do odrzucenia, mianowicie, by Humprey odzyskał należącą do senatora partię heroiny, skradzioną przez jego kochankę, czyli … Mimsy. Wynagrodzeniem miało być darowanie detektywowi życia. Sprawa nie byłaby trudna, gdyby nie to, że panna Pratt właśnie ukryła się przed światem.

W trakcie trwania „akcji poszukiwawczej” Humpreya, pojawiły się ciekawe postacie: nasz rodak – Vladek Lelaski znający Mimsy od jej gorszej strony, Chińczyk Tsen-li Wong – opiekun dziewczyny, gdy mieszkała w Chinatown, kaskader Jackie Robson – jej niedawny kochanek, a także milioner Gerry Van Gellen – od dawna jej … mąż.

Kołomyja z narkotykami (i jednym zgonem – tak przy okazji) skończyła się, gdy do zabawy włączył się porucznik Virgil Schneider – szef miejscowego Wydziału do Spraw Narkotyków FBI. A było to mniej więcej w połowie książki. „Hump” uświadomił wtedy sobie, że chyba ktoś go zrobił w konia w całej tej sprawie i postanowił to dogłębnie wyjaśnić. W dalszej części powieści pojawiły się kolejne ciekawe postacie, m.in.: klawa pomocnica detektywa – nastolatka Shirley, psychopatyczny morderca Durell, a także … aktor Buster Keaton [zmarł w Mieście Aniołów w roku 1966]. Pojawiło się też kilka nowych trupów. Niestety nie wszystko potoczyło się tak, jakby tego sobie życzył detektyw. Niestety nie tylko dla detektywa, ale i dla czytelnika.

W książce pojawiła się następująca broń palna: pistolet Colt kalibru 0,45 cala – nazywany „Army Colt”, rewolwer Bulldog (Webley) o krótkiej lufie, kalibru 38 cala – taki, jakiego używał Sherlock Holmes, rewolwer Smith & Wesson o długiej lufie, a także pistolet Walther (nie wiadomo jaki – możliwości jest wiele).

Znalazł się w niej też jeden polonik (a raczej „polonik”): „Napełnił właśnie szklankę z jakowejś zagranicznej butelki, na etykiecie której widniał kosmaty stwór przypominający bizona, i kontemplował w skupieniu dziwny, ziołowy smak” (zwykła Żubrówka – Bison Brand Vodka – oczywiście z Polmosu, 40%, w butelce o poj. 0,75 l, napis na etykiecie w latach 50. był zielony, a żubr – wiadomo – brązowy, ale bez jakichkolwiek odcieni).

Po książkę tę sięgnąłem z dużą nadzieją na świetną akcję. Zaczęła się nieźle, ale z biegiem czasu było coraz gorzej. Zakończenie zaś rozczarowało mnie zupełnie. Odnośnie fabuły to nie wszystko trzymało się kupy: nie wiadomo, skąd się pewne sprawy wzięły, nie wszystko było logicznie powiązane i nie wszystko na końcu rozwiązane. Trudno byłoby mi z czystym sumieniem komukolwiek polecić tę książkę.