- Autor: Edigey Jerzy
- Tytuł: Strzała z Elamu
- Wydawnictwo: Zrzeszenie Księgarstwa
- Rok wydania: 1986
- Nakład: nieznany
- Recenzent: Robert Żebrowski
Elam znaczy wieczność
Jerzego Edigeya przedstawiać nie trzeba, gdyż wielokrotnie było to robione w recenzjach Klubowiczów (ja zrobiłem to w recenzji jego pozycji zatytułowanej „Ławeczka”). Nie znaczy to, że wszystko już o nim zostało napisane. Ogólnie na rynku brakuje biografii tego pisarza (i nie tylko tego), a w naszym Klubie – na przykład – porządnego opracowania dotyczącego książek Edigeya wydanych za granicą, z ich tytułami, krajami, językami i czasem wydania, a także okładkami tych wydań i ciekawostkami z nimi związanymi.
Odnośnie pierwszego, to podczas Międzynarodowych Targów Książki pod PKiN w Warszawie w maju tego roku, miałem przyjemność rozmawiać z panem Musą Czachorowskim prowadzącym wydawnictwo Çaxarxan Xucalıq związane z Muzułmańskim Związkiem Religijnym w RP, sugerując wydanie biografii Jerzego Edigeya, np. przez panią Julię Krajcarz – sztandarową pisarkę MZR. Odnośnie zaś drugiego tematu to może ktoś z Klubowiczów podjąłby się tego zadania (wiele zdjęć okładek wydań zagranicznych można znaleźć w internecie, najwięcej chyba rosyjskich, ale też niemieckich i czechosłowackich).
„Edigeyowskie” książki historyczno-sensacyjno-kryminalno-młodzieżowe wydane zostały w „Czytelniku”, a były to w kolejności: „Strzała z Elamu”, „Strażnik piramidy”, „Król Babilonu” i „Szpiedzy króla Asarhaddona”. Druga i czwarta pozycja mają już klubowe recenzje, ja zaś chciałbym zrecenzować dwie pozostałe.
„Strzała Elamu” liczy 205 stron, a jej cena okładkowa to 250 zł. Po raz pierwszy wydana została w roku 1968. Podobno była w NRD lekturą szkolną.
Akcja toczy się w Babilonie i Borsippa (leżących w odległości około 18 km od siebie), w roku 576 p.n.e., za czasów panowania króla Nabuchodonozora II.
W Karum – centrum handlowym Babilonu, w domu bajecznie bogatego kupca, doszło do napadu rabunkowego. Iddina-abi, bo tak się ten kupiec nazywał, został pozbawiony przytomności, poprzez mocne uderzenie w głowę, tak mocne, że ledwo przeżył. Okradziono go ze sztab złota o wartości ośmiu talentów, które wypłacił z banku na zakup zboża od kapłanów boga Nabu. Ich wartość jest dla nas niewyobrażalna. Talent odpowiadał masie około 22 kg. Stanowił równowartość 60 min i 3600 szekli. Dla porównania: najlepiej opłacany w Babilonie urzędnik królewski – generał gwardii i naczelny wódz wojska – zarabiał rocznie tylko dziesięć min i to srebra, a najwyższy sędzia zaś – trzy miny srebra.
Świadkami ucieczki sprawcy napadu byli setnicy – Adapa i Ribat. Ten ostatni, w pogoni za przestępcą, został ugodzony przez niego strzałą wystrzeloną z łuku.
Sprawą napadu zajął się najwyższy sędzia Babilonu – Nabu-apla-usur, który przeprowadził wstępne czynności śledcze, polegające na rozpytaniu pokrzywdzonego i świadków. Prowadzenie dalszych czynności, powierzył niedawno przybyłemu cudzoziemcowi o jasnej skórze i włosach, kapłanowi z dalekiej północy, nazwanego w Babilonie – Udunai („Idący od Gwiazdy Północy”), który zasłynął tym, że zaraz po przyjeździe do miasta, ujął złodzieja „ptaków, które codziennie znoszą jaja”, a który od dawna tam grasował i był nieuchwytny.
Cudzoziemiec ten wędrował po świecie poszukując mądrości. Pochodził z krainy leżącej milion gar na północ od Babilonu (1 gar = 4,75 m), położonej nad morzem – wyrzucającym po każdej burz jantar, porastanej przez gęste lasy – sosnowe, jodłowe, dębowe i bukowe, w których to grasowały wilki, a w której to krainie ludzie – mieszkający nad jeziorami i rzekami – hodowali zwierzęta, w tym kaczki i gęsi, uprawiali zboże, a także polowali na żubry, łosie, dziki i jelenie (brzmi znajomo?)
Udunai przybrał sobie do pomocy starego kapłana boga Nusku – o imieniu Ilubani, jego podopieczny – dwunastoletniego Ut-Napisztima [postać o tym imieniu występuje w akadyjskim „Eposie O Gilgameszu”], a także setnika Ribata. „Śledztwo” prowadzone było zgodnie ze wszystkimi regułami sztuki detektywistycznej. Najważniejszym zaś dowodem w nim była wystrzelona strzała, stara i bardzo charakterystyczna, pochodząca z Elamu. Sprawca został ustalony dzięki zmyślnie zastawionej na niego pułapce, a każdy z w/w (plus najwyższy sędzia) miał w tym swój udział.
Powieść jest mocno osadzona w historii świata starożytnego. Poza Babilonem z ogrodami Semiramidy, mamy też informację o takich państwach jak Sumer, Akad, Asyria, Egipt, Judea, Grecja, Kolchida, Syria, Persja, Media, Fenicja, no i Elam. Zarówno w treści, jak też przypisach i posłowiu, autor zawarł ogromną wiedzę o wydarzeniach historycznych, władcach i życiu codziennym mieszkańców starożytnych państw. Stąd też wartość edukacyjna tej książki jest nie do przecenienia, mimo tego, że niektóre fakty są obecnie inaczej interpretowane.
Z książki można dowiedzieć się np. czemu służyły, tak charakterystyczne dla tamtejszego regionu, zikkuraty. Otóż budowano je, by mieszkańcom równiny położonej między Eufratem i Tygrysem przypominały górzystą krainę, z której przybyli [prawdopodobnie Tybet], by uroczystości na nich się odbywające były bardziej wzniosłe i mogły być lepiej widziane przez mieszkańców, jako obserwatoria astronomiczne oraz „stacje przekaźnikowe” wiadomości pomiędzy miastami.
Jest też kilka ciekawych cytatów, a najciekawszy z nich dotyczy sposobu na … szybkie wytrzeźwienie: „Badawczo przyglądał się dwóm wojskowym, podejrzewając widocznie, że nadużyli mocnego syryjskiego wina, a teraz szukają ratunku u boga Nusku, żeby wrócić do koszar w pełni sił i nie narazić się oficerowi służbowemu. Podobne „choroby” leczył on [oficer] bowiem trzcinowym kijem, tak długo przykładając go do pleców delikwenta, aż ten zupełnie wytrzeźwiał”.
Powieści tej wystawiłbym ocenę bardzo dobrą, gdyby nie pewne „ale”, a nawet „Ale!”. Są w kryminałach (i nie tylko w nich) elementy, których nie znoszę: upodobanie przez niektórych autorów w „radosnym” ukazywaniu ludzkiego dna moralnego, lubowanie się w wulgaryzmach i przedstawianiu szczegółowo erotyzmów, wątki dotyczące zboczeń oraz wstawki antyreligijne. To ostanie niestety popełnił Edigey w „Strzale z Elamu”. Fragmenty obrażające zarówno judaizm (str. 18 i 83), jak też i katolicyzm (154 i 182-183), są jasno widoczne. Uważam i będę bronił tego ze wszystkich sił, że nie można obrażać ludzi z jakiegokolwiek powodu, a szczególnie z powodu ich wyznania (niezależnie jakiej religii to dotyczy), jak również ich bezwyznaniowości. Do głowy by mi nie przyszło, będąc katolikiem, by obrazić Jerzego Edigeya jako wyznawcę muzułmanizmu. Co więcej, z pełnym szacunkiem dla niego, nawiedziłem jego grób na cmentarzy muzułmańskim w Warszawie i z serdecznością rozmawiałem o nim z przedstawicielami Muzułmańskiego Związku Religijnego w RP. Czemu miały służyć te wstawki – nie wiem. Oj, nieładnie, panie Edigey, nieładnie …