- Autor: Rudnicka Halina
- Tytuł: Szeryf w spódnicy
- Wydawnictwo: Śląsk
- Rok wydania: 1976
- Nakład: 50261
- Recenzent: Robert Żebrowski
Czuwaj! Bo cię okradną.
O Halinie Rudnickiej pisałem już przy okazji recenzji dwóch jej książek: „Zielona rakieta” oraz „Chłopcy ze Starówki”. Jej najsłynniejszą powieścią byli „Uczniowie Spartakusa” z roku 1951, za którą otrzymała nagrodę państwową II stopnia. W roku 1966 pisarka została uhonorowana nagrodą Orlego Pióra, przyznawaną w latach 1965-1986 w dorocznym plebiscycie „Płomyka” na najpopularniejszego autora literatury młodzieżowej. Warto wiedzieć, że wśród laureatów tej nagrody byli m.in.: Janusz Przymanowski, Alfred Szklarski, Alina i Czesław Centkiewiczowie, Adam Bahdaj, Irena Jurgielewiczowa, Hanna Ożogowska, Arkady Fiedler, Zbigniew Nienacki, Aleksander Minkowski, Maria Kownacka, Ewa Nowacka, Małgorzata Musierowicz i Marta Tomaszewska.
Powieść „Szeryf w spódnicy” (wydana w roku 1976) jest ostatnią częścią trylogii dotyczącej przygód Wojciecha Wielocha. Pierwsza część zatytułowana była „Polną ścieżką” (wydana w roku 1949, akcja toczyła się w czasie wojny), a druga nosiła tytuł „Chłopcy ze Starówki” (wydana w roku 1960, akcja toczyła się w roku 1945 – po wyzwoleniu Warszawy).
Recenzowana pozycja liczy 240 stron, a cena okładkowa to 28 zł. Zwraca uwagę świetna „komiksowa” okładka autorstwa Zofii Grzeganek-Szczepaniec, która jest także autorką ilustracji w tej książce, przy czym ilustracje są wykonane w innym (gorszym) stylu niż okładka.
Akcja toczy się w Warszawie i dwóch innych miejscach w Polsce, któregoś roku z przedziału lat: 1972-1974.
Główną bohaterką jest Barbara Wieloch, córka doktora Wojciecha Wielocha i nauczycielki Niny z d. Miłobędzkiej, uczennica II klasy licealnej w szkole im. Elizy Orzeszkowej (obecnie jest to SP nr 277 przy ul. Suwalskiej 29). Komenda Hufca ZHP zleciła jej zorganizowanie drugiej szkolnej drużyny harcerskiej złożonej z uczniów z czterech najstarszych klas podstawówki.
Na osiedlu, na którym mieszkała Baska (ulica nie jest wymieniona, ale blok nosił nr 3 i miał co najmniej 13 klatek), działali gitowcy. Trzech git-ludzi dokonało na nią napadu, usiłując dokonać kradzieży jej torebki oraz torby z zakupami. W obronie pomógł jej wykonany przez nią rzut dżudo oraz gwizdek milicyjny, którego użył … druh drużynowy pierwszej szkolnej drużyny harcerskiej – Jacek Wolański nazywany Admirałem. Był to chłopak przystojny, elegancki, miły, czarujący, szarmancki i skuteczny w działaniu, a jednocześnie złośliwy, mściwy, zarozumiały i wyniosły egoista. Jacek przezwał Baśkę „Szeryfem w spódnicy”, a ona jego „Osiedlowym Simonem Templarem”. I choć czuli do siebie „miętę”, to często iskrzyło między nimi, przez co dochodziło do spięć.
Wielochównie udało się utworzyć aż cztery zastępy. Jej druhem przybocznym został Heniek-Miś, dawny przyboczny Admirała. Jednak drużyny Baśki i Jacka nie sympatyzowały ze sobą, a nawet rywalizowały. Harcerze w tej książce nie byli wcale ani tacy słodcy, ani tacy kryształowi, ani tacy honorowi, ani tacy uczciwi jak to zazwyczaj przedstawiano ich w peerelowskich książkach . Byli wśród nich tchórze, leniuchy, kłamcy, złodzieje, wymuszacz pieniędzy od uczniów, łobuzy i cwaniaki. Łamali regulamin harcerski, bili się i współpracowali z przestępcami.
Przestępstw zaś i wykroczeń w książce tej jest bez liku. Mamy ucznia – złodzieja szatnianego, bandę osiedlowych chuliganów pod przywództwem „Odyńca” dokonującą napadów, kradzieży i włamań, ucznia regularnie niszczącego harcerskie mienie, innego – dokonującego pobić i wymuszeń pieniędzy. A do tego doszły jeszcze: zaginięcie jednego z harcerzy i poszukiwania go przez milicjantów z psem tropiącym, dowodzonych przez ojca zaginionego – majora Nowackiego, czyli Zenka „Skierkę” z „Chłopców ze Starówki”, a także ucieczki z domów.
W powieści mamy wstawki ideologiczne. Są w niej zbiórki ideowo-wychowawcze, są też odpowiednie cytaty: „U nas leczenie jest bezpłatne (…) Żyjemy w socjalistycznym kraju”, „Socjalizm jest pierwszym ustrojem skierowanym ku przyszłości. Socjalizm opiera się na nauce, na przekonaniu, że człowiek może i powinien kierować swoim losem. Socjalizm wskazał, że nie ucisk, nie przemoc, ale współpraca i braterstwo powinny łączyć ludzi (…) Pamiętajcie, że największym bogactwem kraju są ci, którzy liczą tylko na siebie”.
Jeden fragment książki jest bardzo intrygujący i nie do końca jestem pewny, dlaczego autorka to napisała. Jest to wypowiedź eks-partyzanta i eks-harcerza, a obecnie lekarza – Wojciecha Wielocha:
„-Na jednym z zebrań kadry skrytykowałem kult jednostki. Wydawało mi się to niesłuszne, a nawet niemądre, nielogiczne ,,, Na skutki mojego wystąpienia długo nie czekałem … Wezwano mnie następnego dnia do komendy. Jeden taki nadgorliwiec zrobił z tej mojej krytyki akcję antypaństwową. Nazwał mnie sługusem reakcji, wrogiem socjalizmu… Odebrano mi wszystkie funkcje, honory, odznaczenia,.. Po paru dniach otrzymałem takie samo wezwanie z akademii medycznej ,,, Dowiedziałem się, że nie jestem już studentem, cofnięto mi stypendium, kazano wynieść się z Akademika”.
W powieści są następujące PRL-ogizmy: „Dni Książki” organizowane przed Pałacem Kultury i Nauki, mecz warszawskich drużyn: Legia-Spójnia, fabryka Świerczewskiego (Fabryka Wyrobów Precyzyjnych im. gen. Świerczewskiego przy ul. Kasprzaka 29/31), a także kawiarnia „Zacisze” (bliższych danych brak),
Spośród nowomowy gitowców pojawiły się następujące słowa i wyrażenia: wichta, glany, lebioda, hak jej na mogiłę, nie siej cykorii, utleń się.
Jak dla mnie książka ta jest jakaś dziwna i ponura. Spośród powieści młodzieżowych, które czytałem, ta ma chyba największą skazę. Wg mnie jest tu zbyt dużo czynów zabronionych popełnianych przez młodych ludzi, ideologia – choć występująca tylko kilka razy – wciśnięta jest w treść zbyt nachalnie, a do tego autorka podważyła w niej tak bardzo ceniony etos harcerza. Wątki kryminalne byłyby ciekawe, gdyby nie były tak płytkie i gdyby nie były tak szybko i znienacka finalizowane. Ogólnie jestem bardzo rozczarowany tą książką, a jeszcze bardziej jej autorką.