- Autor: Eden Phillipotts
- Tytuł: Fatalny sztylet
- Wydawnictwo: Śląsk
- Seria: Złota Podkowa
- Rok wydania: 1959
- Nakład: 69153
- Recenzent: Robert Żebrowski
Testamentowe zawiłości
Eden Phillpotts (w książce błędnie podany jako Phillipotts) żył w latach 1862-1960 i był niezwykle płodnym angielskim pisarzem. Z jego bogatego dorobku, w PRL-u, wydano tylko dwa kryminały: powieść z roku 1925 pt. „Duchy zamku. Powieść kryminalna” (w 1946 roku) oraz opowiadanie pt. „Fatalny sztylet” (w 1959), które znalazło się w książce o tym samym tytule, zawierającej jeszcze dwa opowiadania innych autorów.
Liczy ono 62 strony (cała książka liczy ich 92), a cena tomiku to 4 zł. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.
Akcja toczy się w Anglii, ale trudno mi określić kiedy.
Do Twambley w Devonie przybył inspektor śledczy New Scotland Yardu (zmiana nazwy miała miejsce w roku 1890) – John Ringrose (Jan Pierścionek), na którego czekał inspektor miejscowej policji – Burrows. Detektyw przysłany został z uwagi na zagadkowe zabójstwo, którego dokonano w nieodległym Greystone. 71-letnia panna Mary Maydew w nocy, w swoim ogromnym domu, została po cichu zasztyletowana. Na miejscu brakowało narzędzia zbrodni oraz śladów włamania lub opuszczenia budynku przez kogokolwiek. W tym czasie przebywali tam: Vincent Maydew – siostrzeniec denatki, Juanita Forrester – panna do towarzystwa (potajemna narzeczona Vincenta), lokaj William Jay i jego żona Anna – pokojówka, a także owdowiała kucharka – Jane Woodhouse.
W niedługo po rozpoczęciu śledztwa, nadzorowanego przez sędziego pokoju – pana Mainprice’a, do detektywa zgłosiła się jedna z osób zamieszkałych w domu zmarłej, która z własnej woli przyznała się do winy, prosząc jednocześnie o nieujawnianie jej sędziemu, popierając tę prośbę przekazaniem czeku na ogromną kwotę. Mimo przyjęcia czeku Ringrose prowadził dalej swoje śledztwo i stwierdził, że ktoś sfabrykował dowody w tej sprawie …
Trzeba przyznać, że klimat opowiadania jest dość przyjemny, ale: po pierwsze zabrakło w nim elementów mogących przyczynić się do określenia czasu akcji, a po drugie – w mojej ocenie autor ujawnił sprawcę niczym magik wyciągający królika z kapelusza. Uważam, że czytelnik nie ma możliwości samodzielnie dojść do rozwiązania tej zagadki kryminalnej. Tak więc pozycję tę oceniam jako poniżej średniej. Myślę, że można ją sobie śmiało odpuścić.