- Autor: Binkowski Ryszard
- Tytuł: Zaginiony
- Wydawnictwo: KAW
- Seria: seria Czerwona Okładka
- Rok wydania: 1984
- Nakład: 100000
- Recenzent: Mariusz Młyński
„Zaginiony” to jedyny kryminał w dorobku Ryszarda Binkowskiego, zmarłego cztery miesiące temu reportera, dziennikarza i prozaika. Książka jest intrygująca, napisana jest wartkim językiem ale wcale się nie zdziwię, jeśli za dwa tygodnie nie będę z niej nic pamiętał – ot, po prostu kolejne trochę nijakie czytadło.
Historia rozgrywa się w kameralnym gronie: jest Olgierd Karski, kierownik budowy na olsztyńskim osiedlu, który kiedyś marzył o karierze saksofonisty; jest jego żona, Bożena, bogata, chorobliwie zazdrosna i starsza od męża o dwanaście lat właścicielka pracowni krawieckiej; jest Jan Barnaba, człowiek, który w sobie znany sposób załatwia Bożenie materiały do pracowni i dzięki temu nawiązuje z nią bliższą znajomość i jest Krystyna Górecka, sekretarka podająca się za nauczycielkę o imieniu Elżbieta, a w rzeczywistości współpracowniczka Barnaby. Od anonimowego informatora Bożena otrzymuje zdjęcie mogące być dowodem na to, że Olgierd zdradza ją z Elżbietą; Jan Barnaba podsuwa jej pomysł usunięcia męża. Bożena wyjeżdża z mężem na kilkudniowy biwak nad jezioro; podczas niego pojawia się w okolicy Barnaba, który ogłusza Olgierda i wrzuca do jeziora. Kochankowie nie wiedzą jednak, że Olgierd nie utonął, tylko uczepił się dna łodzi i teraz podając się za studenta widzącego scenę na jeziorze szantażuje Barnabę. Sprawę prowadzi porucznik Kotowicz, który odkrywa, że historia jest o wiele bardziej pogmatwana.
I tak właśnie wygląda ta książka: jest pogmatwana, autor dość umiejętnie podsuwa czytelnikom fałszywe tropy i sprawnie miesza wątki; brakuje tu jednak jakiegoś pazura, jakiejś przewrotności czy złamania konwencji czyli po prostu czegoś, co sprawiłoby, że ta książka nie przeleci przez głowę niczym woda przez sitko. Na plus należy na pewno zapisać płynność akcji i lekkość języka; największym plusem jest obraz milicji: swobodny, ludzki i mało drętwy, choć może trochę sztuczny – porucznik Kotowicz analizujący swoje relacje z kobietami i wyciągający wnioski na podstawie własnych relacji z matką bardziej pasuje do skandynawskich kryminałów niż polskiego milicyjniaka. Ogólnie nie jest źle, książka krzywdy nie robi ale pożytku też nie ma z niej żadnego – ot, kryminałek na plażę.