Dor Marcin – Zabójstwo Thomasa Jonesa 377/2023

  • Autor: Dor Marcin
  • Tytuł: Zabójstwo Thomasa Jonesa
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07 (Powieść co miesiąc nr 8)
  • Rok wydania: 1969
  • Recenzent: Iza Desperak

O wyższości ormiańskiego koniaku

Już od pierwszych stron „Zabójstwa Thomasa Jonesa” czujemy, że osobnik, który raczy się zmieszanym przez barmana ginem z martini z kilkoma kroplami anyżówki, kostkami lodu i plastrem cytryny nie może być przykładnym obywatelem Polski Ludowej, zwłaszcza gdy dowiadujemy się, że poczęstowany czystą wyborową „przełknął z niesmakiem chłodny, gorzki płyn”.

Nawet oficerowie ze szwedzkiego statku doceniają polską wódkę, to właśnie jeden z nich częstuje nią naszego ulegającego czarowi zachodnich napitków bohatera. Kelner przynosi im jeszcze dwie butelki jarzębiaku, oraz półmisek z szynką konserwową, którą zapewne spożywają nie zdając sobie sprawy z tego, jak luksusowy jest to produkt. Z kolei porucznik Orlan zapraszając do niezobowiązującej rozmowy jedną z lokalnych mewek, o ksywce Czapla, dla dobra sprawy zamawia po trzy pięćdziesiątki czystej na łebka, nie rusza jednak niemal obowiązkowo serwowanej do konsumpcji sałatki śledziowej – o ile eksportowa szynka konserwowa podawana zagranicznym gościom Bristolu mogła nawet trzymać datę przydatności do spożycia, niewykluczone że w przypadku zbiorowego zatrucia interweniowałoby nawet poselstwo, to swojski śledzik mógł być bardziej ryzykowny.

Jesteśmy więc w portowym mieście, gdzie mieści się serwujący owe dania i napitki „Bristol”, szwedzcy marynarze podrywają dziewczyny i dobrze się bawią, z wyjątkiem jednego, i już wiemy, że ta historia musi się dla niego źle skończyć. Thomas Jones jest Australijczykiem, a skoro w czasie wojny jako pilot RAFu znalazł się w Polsce, to i ślad musi prowadzić w przeszłość. Początkowo wydaje się, że jego zniknięcie może wiązać się z nadużyciem czystej wyborowej oraz jarzębiaku, ewentualnie z zatrzymaniem się u jednej z poznanych w „Bristolu” pań. Nawet po odnalezieniu jego zwłok wydaje się, że miał pecha spotkać w ciemnej bramie kogoś, kto się połaszczył na jego dolary czy korony, potem, że padł ofiarą zazdrosnego małżonka lub stałego kochanka swej przygodnej znajomej. Sprawa wydaje się tak prosta, że kierujący śledztwem major wysyła nawet odpowiedzialnego za jej wyjaśnienie porucznika Drewicza na urlop.

Poza tym, że Drewicz, jak się dowiadujemy, przez pięć lat studiował psychologię, i nie obawia się obciachu zamawiając w „Bristolu” jajecznicę, to pija on wyłącznie ormiański koniak. Być może nie jest to ostentacyjnie patriotyczne, ale świadczy o tym, że inaczej niż miłośnik cocktaili z ginem oraz – jak się później okazało – także beaujolais, znajduje się po właściwej stronie mocy. Nic więc dziwnego, że zawraca w połowie drogi na urlop, pod drodze spotykając się z kimś, kto znacznie się do rozwiązania zagadki przyczyni, i montuje pułapkę, w którą wpada przeciwnik, dobrze zakamuflowany od czasów wojny agent gestapo.

Choć wydane w 100 tysiącach egzemplarzy „Zabójstwo Thomasa Jonesa” wpisuje się w poetykę odwiecznej walki z hitlerowskim najeźdźcą i poszukiwania zdrajców Polaków i polskości, w wydawnictwie nie doceniano chyba jego wagi, bowiem utwór nie przeszedł porządnej korekty, być może w 1969 roku, po tym, jak władzom podpadła Encyklopedia Powszechna, znajomość pisowni słowa mahoń lub beaujolais świadczyć mogła o uleganiu obcym wpływom, wydrukowano więc machoń oraz Bojolais.