Damian Dominik – Ruda modelka 513/2023

  • Autor: Damian Dominik
  • Tytuł: Ruda modelka
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: Z jamnikiem
  • Rok wydania: 1968
  • Nakład: 30280
  • Recenzent: Robert Żebrowski

LINK Recenzja Roberta Leśniewskiego
LINK Recenzja Ewy Helleńskiej

Seria z Warszawy: jazzowa Zula, morowa Dora, naiwna Stenia, Blady Wiktor, Aksamitny Rysio, Wesoły Włodzio i na dodatek Geniek Cynamon

Wbrew poglądom niektórych Klubowiczów ani Adam Bahdaj, ani Edmund Niziurski, ani też Zbigniew Nienacki nie zaczynali swojej twórczości od kryminałów, by dopiero potem przejść do pisania powieści młodzieżowych. Bahdaj – zanim jako Dominik Damian wydał recenzowaną powieść – opublikował kilkanaście książek dla dzieci i młodzieży. „Ruda modelka” liczy 352 strony, a jej cena to 20 zł. Drugie jej wydanie miało miejsce w roku 1968, także w „Czytelniku”, ale już w serii „Jamnik”. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Akcja toczy się w Sopot (taka odmiana, a właściwie jej brak), Gdańsku i Gdyni, ale przede wszystkim w Warszawie, latem 1957 roku.

Redaktor Stanisław Napieralski z „Wieczoru Warszawy”, na prośbę swojej znajomej, podjął się sprawy odszukania jej córki – Zofii Michalczykówny ps. „Zula” (vel „Zulejka”), lat 22 (ur. 17 marca 1935 roku), zamieszkałej w Warszawie na ul. Polnej (wcześniej na ul. Ząbkowskiej nr 14 – obecnie to najstarszy zachowany budynek na tej ulicy), zatrudnionej w Domu Mody „Tip-Top”, a dorabiającej „romansami”.

Żeby wykonać to zadanie, redaktor musiał zajrzeć do niejednej knajpy i skumać się z „czarnym marginesem” stolicy – prostytutkami, alfonsami, żigolakami i wdechowcami. A ten „czarny margines” był niezwykle „kolorowy”: „Aksamitny Rysiek” o … pseudonimie „Karioka” (10 lat później taki pseudonim Adam Bahdaj nada bohaterce książki „Stawiam na Tolka Banana”), „Blady Wiktor” (kojarzący się z „Bladym Wiciem” z książki Tadeusza Kosteckiego pt. „Maska śmierci” z roku 1960), czy „Wesoły Włodzio” – pań, przez grzeczność, nie wymienię. Prowadząc dziennikarskie dochodzenie Napieralski ujawnił przy okazji: primo – zawodowego szantażystę, secundo- szajkę przemytników zegarków. Któregoś dnia zastawiono na niego pułapkę i potraktowano go „łamigłówką”. Dzięki temu, że czaszkę miał twardą przeżył, ale nieprzytomny trafił na dłużej do szpitala.

Na szczęście redaktor pozostawił po sobie notatki z czynności „śledczych”, które znalazła milicja i wykorzystała w sprawie usiłowania zabójstwa redaktora. Sprawą zajął się kapitan Przywara ze stołecznej Komendy mający do pomocy poruczników: Żończyka, Robańskiego i Kajetańskiego, a także wywiadowców – Słotę i Kukulskiego. Nad prawidłowym przebiegiem postępowania czuwał major Knap. Prowadząc tę sprawę Wydział Śledczy skorzystał z pomocy Wydziału Przestępstw Gospodarczych oraz Wydziału Zagranicznego, a także milicjantów, w tym rejonowych (poprzednicy dzielnicowych), z warszawskich komisariatów na ul. Pięknej (pod nr 11B mieścił się IX komisariat), na Grochowie (przy ul. Grenadierów) oraz na Saskiej Kępie (na rogu ulic Styki i Obrońców). Oczywiście oficerowie MO po mieście poruszali się „Warszawą”.

Tymczasem w Sopot, w niedzielę rano dnia 7 lipca 1957 [tego dnia w piłkarskiej reprezentacji Brazylii zadebiutował 16-letni Pele, który strzelił w meczu z Argentyną gola, a w Polsce w Puszczy Białowieskiej urodziło się na wolności pierwsze żubrze, któremu nadano imię „Potyczka”] ujawniono na plaży zwłoki młodej n/n kobiety. Ustalono, że przyjechała ona dzień wcześniej pociągiem z Warszawy, bez żadnego bagażu, jedynie z torebką, w której miała pugilares, a w nim tylko 20 zł.

Wstępne czynności przeprowadził sierżant Wlazło z komisariatu MO w Sopocie , a dochodzenie przejął oficer wydziału śledczego KW w Gdańsku – kapitan Sołyga wspierany przez porucznika Łatyszewskiego. O pomoc w ustaleniu tożsamości denatki zwrócono się do Komendy Stołecznej MO. Nietrudno się domyślić, że była to zaginiona Michalczykówna.

Żeby wyjaśnić sprawę zgonu „Zulejki” funkcjonariusze z Gdańska i Warszawy połączyli swoje siły, no i trzeba przyznać, że ta współpraca poszła im zupełnie nieźle.

PRL-ogizmy:
Trójmiasto: Sopot – „Grand Hotel”, dom wczasowy „Marysieńka”, Milicyjny Klub ze sprzętem żeglarskim, ul. Monte Cassino (nr 35) oraz Festiwal Jazzowy, Gdańsk – „Głos Wybrzeża” i trolleybusy (pisownia oryginalna).
Warszawa: lokale gastronomiczne – klub Stowarzyszenia Dziennikarzy, klub SPATIF, czyli Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru i Filmu, kawiarnia w hotelu „Bristol”, restauracje – „Pod Arkadami”, „U Architektów”, „Kaskada”, „Rarytas”, „Paradis”, „Krokodyl”, „Kameralna” (lub „Kamera”), „Kopciuszek”, „Nowy Świat”, „Oaza”, „Stylowa”, „Stolica”, „Cedet”, bary – „Owocowy” na MDM-ie, „Pod Gruszą”, „Pod wiaduktem”, a ponadto hotel „Polonia”, „Teatr Polski”, Filharmonia, sklep „Gallux”, kino „Palladium”, fabryka opakowań na Szwedzkiej, gazety – „Wieczór Warszawy”, „Kurier”, ”Życie Warszawy”, a także Plac Komuny Paryskiej (obecnie Wilsona).
Ogólnopolskie: napoje – szkocka whisky, koniak Maikoff, wódka Soplica. wino Loupiac, kawa Nesca, papierosy – Giewonty i Sporty, gazety – „Przekrój”, „Świat”, „Słowo”, „Życie Warszawy” i „Wieczór Warszawy”, spodnie teksasy (czyli polskie dżinsy), fryzura a la Gerard Philipe (zaczesanie do tyłu), piosenka „A rivederci Roma” (pisownia oryginalna), szwajcarskie zegarki „Action” i „Doxa”, samochód Hilman (czyli kabriolety Minx – Phase VIII lub Series I), książka „Michał Anioł” (właściwie: „Kamień i cierpienie”) Karola Schultza z roku 1956.
Cytat o tym jak się tańczy rock and rolla: „Wystarczy wypić pół litra, trząść się jak galareta i rzucać partnerką jak workiem”.
Już dawno nie czytałem tak wciągającego kryminału. Bardzo staranna sceneria, solidni detektywi – zarówno dziennikarz, jak i milicjanci, postacie ze światka bardzo zróżnicowane i świetnie dopracowane, niejeden wątek kryminalny, dużo peerelogizmów. Nie ma tu dramaturgii i rozmachu jak u Wołowskiego, nie ma niemieckich szpiegów i powrotów do przeszłości jak u Sztaby, nie ma też tej swoistej elegancji jak u Kosteckiego, ale to zupełnie nie szkodzi, bo realizm i warszawski sznyt u Bahdaja mają swoją wartość i urok. Dla uważnego czytelnika zastanawiające będzie, dlaczego tak długo milicja obywała się bez wyników sekcji zwłok, i może z tego zastanawiania coś komuś przyjdzie do głowy odnośnie zakończenia, a jest ono raczej niespodziewane, niekoniecznie zadowalające czytelnika, choć jak najbardziej realne i logiczne. Na koniec wypada jeszcze dodać, że „Ruda modelka” to niewątpliwie najbardziej „lokalowo-knajpowa” powieść milicyjna, nie tylko wzorowa pod tym względem, ale też i wzorcowa.