- Autor: Christa Janusz
- Tytuł: Śladem białego wilka, Duch bunkra, Chybiony strzał
- Wydawnictwo: KAW
- Seria: Kajtek i Koko
- Rok wydania: 1989, 1990, 1990
- Nakład: 300350, 200000, 200000
- Recenzent: Robert Żebrowski
Zachodnioniemieccy przestępcy, polscy obywatele i milicjanci obywatelscy
Kilka komiksów Janusza Christy (1934-2008) ma już swoje recenzje w naszym Klubie. Kajtek i Koko, obok Kajka i Kokosza, to najbardziej znani bohaterowie tego rysownika. Są to postacie pełne przeciwstawieństw (niski, słaby, ale sprytny oraz wysoki, silny i bezmyślny), tak jak Asteriks i Obeliks, czy Kuśmider i Filo.
Duet ten zadebiutował w roku 1961 na komiksowych paskach w gazecie „Wieczór Wybrzeża”. „Śladem białego wilka” drukowane było również w tej gazecie, w latach 1962-63. W sumie ukazało się 312 czarno-białych odcinków. W latach 1989-90 Krajowa Agencja Wydawnicza wydała ten komiks w trzyczęściowej kolorowej wersji albumowej, którą wykorzystałem do recenzji. Część pierwsza liczy 40 stron, a druga i trzecia – 32. W roku 2007 „Egmont Polska” wydał cały komiks w jednym albumie.
Zamieszczone zdjęcie okładki w stylu „Hansa Klossa” stanowi żart rysunkowy jednego z fanów Christy i nigdy taka okładka wraz z komiksem nie była wydana.
Akcja toczy się w różnych niezidentyfikowanych miejscach w Polsce, a kończy w Szczecinie, na przełomie lat 50. i 60. (jest mowa o samochodzie „Syrena”, którego produkcję rozpoczęto w roku 1957, a ostatni gazetowy pasek z komiksem ukazał się w roku 1963).
Kajtek i Koko, na czas urlopu, stali się z marynarzy turystami, podróżującymi skuterem po kraju. W jednej z miejscowości usłyszeli o nagrodzie oferowanej przez niejakiego Hilarego Zamsza – miejscowego malarza, za złapanie grasującego w okolicy białego wilka. Okazało się, że wilk nie był wilkiem, a psem, który uciekł od swego pana, właśnie Zamsza, bo nie lubił widoku (i działania) … broni palnej. Malarz – wraz ze swoim pomocnikiem Brodaczem – okazali się poszukiwaczami zrabowanych przez hitlerowców skarbów, które ukryto w jednym z bunkrów, których cały pas znajdował się w pobliżu. Kiedy dołączył do nich Niemiec (na pewno z NRF) – von Bombke, skierowany tu przez swojego wspólnika – Huberta (również Niemca), rozpoczęli poszukiwania na calego. Okazało się jednak, że mają konkurentów w tych poszukiwaniach w postaci dwóch kłusowników. W rywalizację tę wplątali się też Kajko i Koko, których życie nie raz i nie dwa (i nie trzy) było zagrożone.
Do tej pasjonującej rozgrywki włączyła się też nasza milicja, w postaci tabunu umundurowanych funkcjonariuszy, dwóch nieumundurowanych, a także jednego milicyjnego detektywa z Warszawy – porucznika Tropwtropa. A mundurowi byli całkiem sympatyczni – wewnątrz posterunku chodzili w czapkach, grali w karty i ping-ponga, a wykonując czynności po cywilnemu ubrani byli elegancko: w garnitury, koszule, krawaty i kapelusze typu Philip Marlowe. Warto też wspomnieć o ważnym ich pomocniku – psie służbowym Azorze. Po jakimś czasie pojawili się też kolejni bandyci – trzej znajomi von Bombkego, a także dwaj oszuści karciani – Dżoker i Poker, jak również przyjaciel Kajtka i Koka – profesor Kosmosik.
Akcja w tym komiksie przypomina szybkoobrotową karuzelę, zwroty w niej są regularne, a pościgi, zasadzki i trzymanie na muszce są na porządku dziennym. Wielokrotnie K&K byli łapani przez przestępców, kilka razy przez milicję, parę razy mieli już być zabici, ale wciąż wywijali się, uciekali, ukrywali i kilkukrotnie sami łapali przestępców, którzy wymykali się im z rąk. Dla milicjantów zaś wszyscy byli podejrzani i w szczytowym momencie ganiali oni za czterema grupami, w tym Kajtkiem i Kokiem. Czytając naraz cały komiks można się zmęczyć i znudzić tymi zwrotami akcji (na szczęście tylko o 180 stopni, choć czasami wychodziło też i 360). Czytelnicy „Wieczoru Wybrzeża” z tym akurat mieli lepiej, bo czytając tylko jeden, czterokadrowy pasek na dzień, nie męczyli się i nie mogli się znudzić, tym bardziej, że po kilkunastu dniach prawdopodobnie zapominali, co już im autor wcześniej zaserwował (kilkanaście dni to tyle samo pasków w gazecie, a po przełożeniu na album tylko kilka stron – w KAW-oskim wydaniu na jedną stronę składają się trzy paski). W mojej ocenie historia ta jest za długa, a jeśliby przyjąć, że tak długa musiała być, to powinna być bardziej zróżnicowana, a nie w kółko to samo lub podobne.
PRL-ogizmy: biuro podróży „Turysta” (po „Orbisie” i „Gromadzie”, a wraz z „Juventurem”, „Sports-Touristem”, „Almaturem” i PTTK, a przed „Harcturem” i „Esperan-totourem” było to jedno z najpopularniejszych biur) oraz papierosy „Extra mocne”.