Ostaszewski Tadeusz – Gdzie jest Małgorzata Doll 7/2022

  • Autor: Ostaszewski Tadeusz
  • Tytuł: Gdzie jest Małgorzata Doll
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Pojezierze
  • Rok wydania: 1985
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

ARCHITEKT NOWICKI IDZIE NA CAŁOŚĆ

Architekt Nowicki Paweł miał wszystko: rodzinę, dom, kochankę w postaci Małgorzaty Doll i super zachodni wóz. Do tego pił kiedy chciał. Czy można marzyć o czymś więcej? Nic dziwnego, że kiedy potrącił śmiertelnie rowerzystę, nie przejął się tym. Zbiegł z miejsca wypadku.

Absolutnie nie zdradzam nic z tajników powieści Tadeusza Ostaszewskiego „Gdzie jest Małgorzata Doll”. Wszystkie wspomniane bowiem elementy poznajemy na samym początku. Jest jak w serialu Columbo. Najpierw jesteśmy świadkami zbrodni, a potem obserwujemy działania śledczych. Tak oto na scenie pojawia się porucznik Roman Warski, jak mniemamy, z komendy w Olsztynie. Akcja bowiem ogniskuje się w dzielnicy Kortowo.

Wydarzenia biegną równolegle. Przyglądamy się działaniom architekta i jednocześnie pracy milicji. Porucznik Warski robi co może, ale ogranicza go w działaniach kapitan Janusz Bryła, scharakteryzowany przez narratora wnikliwiej i ukazany w nieco przyciemnionych barwach. A zatem milicjanci nie są spod jednej sztancy, mogą się różnić, ale muszą pracować w kolektywie.

Wkraczamy w podejrzany świat mechaników samochodowych i warsztatów blacharskich. I gdy już wydaje się, że akcja będzie prosta jak świeżo wyklepany błotnik, to Ostaszewski weksluje w stronę szantażu, a następnie wybuchu. Gdzieś wcięło tytułową Małgorzatę Doll, ale z kolei nigdzie nie można trafić na jej ciało. Istny galimatias. Czyżby i tu widać było działania architekta Nowickiego? Całkiem być może, skoro był łaskaw użyć sformułowania: „Miała chłopów na kopy. Potem uczepiła się mnie”. A zatem była lalką, wszetecznicą, latawicą, kobieta upadłą? Tu wkraczamy w rejony etyki, stanowczo za głębokie dla powieści milicyjnej.

Dla równowagi motoryzacyjnej nagle, w środku akcji pojawia się sprawa gabloty z naszego bloku ustrojowego, mianowicie trabanta. Rozchodzi się o to, by na terenie Olsztyna namierzyć tego co trzeba. A sprawa nie jest łatwa, gdyż na terenie miasta rezyduje 314 trabantów, w tym 112 szarych. I właśnie o jednego szarego gra idzie.

Porucznik Warski rozpytuje na okoliczność śledztwa pewną emerytkę, której głównym hobby jest wyglądanie przez okno i rejestrowanie wszelakich przejawów egzystencji sąsiadów. I oto trafiamy na nie lada komplement pod adresem tego akurat stróża prawa: „Przyjemnie się z panem rozmawia. Zupełnie jak nie z milicjantem”. Natomiast najbardziej błyskotliwe zdanie tej powieści brzmi następująco: „Rozmawiali tak jeszcze przez kilka minut nic właściwie sobie nie mówiąc”.

Tadeusz Ostaszewski ma wyjątkowy dar (jeżeli tylko chce) do błyskawicznego charakteryzowania postaci w kilku słowach: „Następnie przystąpił do przesłuchania Aleksandra Adamka. Był to brunet o tępym wyrazie twarzy, niskim czole i wystającej szczęce”. I dla dobitności podkreśla: „Miał trzydzieści pięć lat, wrogie spojrzenie i wygląd człowieka mało rozgarniętego”. O razu wiadomo co o takim myśleć.

Nie mamy tez żadnej wątpliwości co do konduity pewnej damy opisywanej następującymi słowy: ”Denerwowała go ta kobieta pewnością siebie oraz sposobem bycia wskazującym na pokrewieństwo z mętami społecznymi”.

A wracając do trabantów. Nie da się ukryć, do czego te bryki zazwyczaj służyły: „- A czy wiedział pan dokąd minionej nocy pańska żona pojechała trabantem? – Oczywiście. Pojechała po wódkę do naszego mieszkania”.

Powieść czyta się z rosnącą radością, choć trudno ją uznać za przesadnie wyrafinowaną. No cóż, czasem urok mordowni „Tramp” czy piwiarni „Pod Złotym Kuflem”, znamienitych olsztyńskich lokali, działa orzeźwiająco. Czego i innym Czytelnikom życzę.