Niziurski Edmund – Awantura w Niekłaju 190/2022

  • Autor: Niziurski Edmund
  • Tytuł: Awantura w Niekłaju
  • Wydawnictwo: Śląsk
  • Rok wydania: 1983
  • Nakład: 50150
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Lucidum intervallum

Powieści Niziurskiego: „Śmierć Lawrence’a”, „Przystań Eskulapa”, „Pięć manekinów”, „Gorące dni” – to wszystko mieści się w ramach naszego Klubu. A „Awantura w Niekłaju”? Też! Choć to książka przygodowa dla młodzieży, to jednak w wyraźnym wątkiem kryminalnym.

Autora przedstawiać nie trzeba. Zasłynął z pisania, ale nie kryminałów, lecz przygodówek dla dzieciaków. Recenzowana książka po raz pierwszy została wydana w 1962 roku. Od tamtego czasu doczekała się wielu wydań. Wydanie, którym dysponuję liczy 274 strony, a cena okładkowa to 80 zł. Okładka przedstawia fragment inscenizacji bitwy pod Grunwaldem, o czym jest mowa w książce. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Akcja toczy się w lipcu 1960 roku, w fikcyjnym mieście – Niekłaju (prawdopodobnie inspiracją był Niekłań), położonym na Kielecczyźnie (wynika to z faktu, że na stacji sprzedają bilety na pociągi do Końskich, Skarżyska i Opoczna). Działają tam trzy „bandy” skupiające dzieci w wieku ok. 12 lat. Są to: „Piraci” składający się z „tubylców”, czyli rdzennych mieszkańców Niekłaja, „Koloniści”, do których należą chłopcy z rodzin przybyłych do miasta do pracy w fabryce, a także „Zielone Jaszczurki” skupiające dziewczynki. Pierwszą bandą dowodzi Zenon (zastępcą jest Michał), drugą Andrzej, a trzecią Anka. Rywalizują one między sobą o kontrolę nad tzw. Starym Ogrodem, na terenie którego znajdują się ruiny pałacu oraz wrak niemieckiego czołgu, a przede wszystkim liczne chaszcze. Obecnie – w związku z budową nowej fabryki – na terenie ogrodu urządzono skład materiałów budowlanych, którego pilnuje stróż Abdulewicz zwany Mułłą. Ponadto „Piraci” szukają w ogrodzie skrzyni złota zakopanej tam w czasie II WŚ przez ostatniego właściciela fabryki – szwaba Szwajsa. W tym celu dbają o schorowanego mężczyznę o ps. „Bosman”, który zna miejsce ukrycia skarbu.

Tymczasem z miejscowej fabryki z zamkniętego magazynu ktoś ukradł niewiele wartą sztabkę stopu łożyskowego. Było to dziwne, bo nie stwierdzono żadnych śladów włamania. Osobą podejrzaną stał się pracownik, który posiadał klucze do magazynu, czyli główny technolog fabryki – ojciec Michała. Chłopak w obronie czci ojca, postanowił wyjaśnić tę zagadkę. O pomoc poprosił Ankę. Wraz z nią nabrał podejrzeń, że pod magazynem wykonano podkop, i to właśnie ze Starego Ogrodu, a prawdziwym celem złodziei jest najnowszy fabryczny wynalazek – silnik beztłokowy zwany „wirusem”. Do działań wykrywczych dzieciaki postanowiły włączyć też Andrzeja. W ten sposób każda „banda” miała swojego przedstawiciela w grupie „śledczej”, przy czym pozostali członkowie band o sprawie nie wiedzieli. Trójka ta będzie miała przeciwko sobie prawdziwą bandę, która gotowa jest nawet na „mokrą robotę”. W powieści będzie też milicjant, do którego zgłoszą się dzieciaki. To sierżant Kubas z miejscowego komisariatu, zapalony gołębiarz, który postawi na nogi wszystkie siły milicyjne Niekłaja. „Jeśli to jest tylko wasz wymysł, zostanę zniszczony, zdegradowany i ośmieszony i będę mógł najwyżej zostać strażakiem”.

Książki tej w dzieciństwie nie czytałem. Jak dla mnie jest trochę przydługa, a w niektórych miejscach nudnawa. Końcówka jest za to bombowa – w przenośni i dosłownie. Wątek walk pomiędzy bandami bardzo przypomina „Chłopców z Placu Broni”. Tam był Nemecek a tu – Światek i Susuł. I tam i tu bitwa, to nie były przelewki.

PRL-ogizmów nie ma, no może poza jednym: „Nic dzisiaj nie kupisz. Przecież poniedziałek … dzień bezmięsny” (w 1959 roku minister handlu wewnętrznego wydał zarządzenie, wg którego – w związku z deficytem mięsa handlu – poniedziałki ustanowiono dniami bezmięsnymi, czyli takimi, w których ani w sklepach ani w lokalach gastronomicznym nie można było nabyć mięsa).