Deck Dorval – Kazinski przychodzi za późno 276/2022

  • Autor: Deck Dorval
  • Tytuł: Kazinski przychodzi za późno (Kazinski venas tro malfrue)
  • Wydawnictwo: Epoka
  • Seria: Wystrzałowa
  • Rok wydania: 1990
  • Nakład: 30000
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Medytacje wiejskiego policjanta

Nadeszły czasy, kiedy recenzując książkę w naszym Klubie, trzeba się tłumaczyć przed niektórymi Klubowiczami, dlaczego rzadko/czasami/często (niepotrzebne skreślić) jest to książka, która nie jest powieścią lub opowiadaniem milicyjnym.

Podejmuję ten dodatkowy wysiłek i po raz kolejny postaram się wytłumaczyć. Otóż: primo – są książki, które kiedyś napisane, weszły do kanonu i dały „bazę” do tworzenia kryminałów przez autorów „milicyjniaków”, secundo – wielkie (lub małe, a nawet efemeryczne) peerelowskie serie wydawnicze kryminałów, zawierają nie tylko powieści milicyjne, a warto – dla pełności obrazu – przedstawić i inne pozycje, które się w nich ukazały, a które czytaliśmy równolegle z „milicyjniakami”, tertio – autorzy powieści milicyjnych „popełniali” też innego typu kryminały, w których nie było milicji, a inne służby śledcze, albo ich akcja toczyła się poza Polską i soc-obozem, albo były napisane przed lub po istnieniu PRL, quarto – są takie książki autorów „milicyjniaków”, które w ogóle nie są kryminałami, ale warto je poznać, bo może znajdzie się w nich chociaż jakiś wątek kryminalny, a jeśli nawet nie, to warto – również dla całości obrazu – poznać warsztat literacki zasłużonych autorów, quinto – są zagraniczne kryminały, które zawierają w sobie poloniki, sexto – są kryminały, które są tak bardzo „inne”, że warto je przedstawić, jako ciekawostkę, septimo – coraz trudniej jest znaleźć – nie zrecenzowany u nas – kryminał milicyjny (Ci, którzy recenzują, dobrze zdają sobie z tego sprawę), octavo – nasz Prezes, a jego głos jest tu decydujący, nie ma nic przeciwko recenzowaniu kryminałów spoza klubowego kanonu, decimo – nikt nikogo nie zmusza do czytania recenzji „niepoprawnych politycznie” kryminałów, undecimo – „niezadowoleni” zawsze mogą pokazać swój warsztat recenzencki, recenzując jakiegoś „milicyjniaka” (najlepiej takiego, który nie ma jeszcze swej recenzji). Mam nadzieję, że z mojej strony to wystarczy, choć i tak nie liczę na pełne zrozumienie.

Kilka słów o serii „Wystrzałowej” wydawnictwa „Epoka”. Wydawana była w latach: 1988-1990. Wypuszczono tylko kilka pozycji. Były to: trylogia „Wilk” Kosteckiego, „Płatne przed gonitwą” Francisa, „Sprawa Mandersona” Bentleya, „Gabinet nr 13” Wallace’a, „Ciuciubabka” Verona, „Mroczny krzyżowiec” MacLeana, „Czarny leksykon” Białeckiej, no i „Kazinski przychodzi za późno” Dorvala (nie wykluczam, że wydano coś jeszcze)

Autorem recenzowanej książki jest Deck Dorval, czyli tercet z Beneluksu: Frans van Dooren (pisarz), Jeff Beckmanns (krytyk) i Jos Deckkers (korektor). Dlaczego aż trzy osoby do jednej książki? Dlatego, że była ona napisana w języku … esperanto, stworzonym w XIX wieku przez naszego rodaka – Ludwika Zamenhofa, i być może „doszlifowanie” jej wymagało takiego zaangażowania. Książka liczy 188 stron. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Zanim przejdę do meritum, krótkie uzasadnienie dla tejże recenzji. Kryminał napisany był w czasach PRL-u, wydany w serii powstałej w tym okresie, w języku stworzonym przez Polaka i z bohaterem o polskobrzmiącym nazwisku – Kazinski. Pewnie dla niektórych ta argumentacja jest bardzo krucha, ale to jedyne, na co było mnie stać.

Akcja toczy się w Belgii: w Antwerpii i Kapellon, tak naprawdę to nie-wiadomo-kiedy. „Ivo Kazinski zadecydował – popełni zbrodnię. Miał przed sobą dylemat: albo zabije Johana Krimpa, albo będzie zrujnowany”. „Od ponad dwóch lat Krimp bezwzględnie wykorzystywał inżyniera, domagając się coraz większych sum po coraz krótszych przerwach”. Kiedy Kazinski udał się z Antwerpii z Kapellon, do bungalowu szantażysty, okazało się, że Krimp już nie żył !

Sprawą zainteresował się policyjny team: „Gruby” i „Rudy” tj. Xavier Kant – nadinspektor policji w Antwerpii i Oktaaf Dutri – inspektor, asystent Kanta, którzy mieli swoją siedzibę w Pałacu Sprawiedliwości. Poza pracą, łączyło ich też wspólne hobby – język esperanto. Kant lubił „przycinać” Dutriemu, ale nie było to złośliwe, lecz wynikające z sympatii do niego. A trzeba powiedzieć, że „Rudy” był bardzo inteligentnym, pracowitym i pożytecznym dla „Grubego” policjantem. Ich zwierzchnikiem był sędzia śledczy – Isidoor Scholl. W śledztwie pomagał im lekarz sądowy – Jan Grum.

Mieli też jeszcze jednego, bardzo ważnego pomocnika. Był to Jan Tonekens znany jako Strażnik Ton. „Wiejski policjant Tonekens był przedstawicielem typu często opisywanego, choć rzadko występującego w rzeczywistości. Wyglądał jakby właśnie uciekł z rewii. Zdawać się mogło, że zamiast wzwyż rósł wszerz. Barylasty brzuch wystawał ponad pas od munduru. Potężny, mięsisty, purpurowy nos zabawnie znaczył środek twarzy niczym wielka truskawka i ostro kontrastował z budzącymi respekt czarnymi, zawiniętymi po obu stronach, na palec długimi wąsiskami”. „Jego chrapliwy głos brzmiał jak zdarta płyta i dobrze pasował do całej postaci”. „Salutował po wojskowemu, służbiście, lecz z poczuciem godności”. Był prostoduszny, uczciwy, ludzki, a do tego bardzo pracowity. Braki w inteligencji nadrabiał sprytem. Kalecząc język wykorzystywał wpompowany mu do głowy – podczas służby wojskowej – zapas francuzczyzny, którym się chętnie popisywał. Rzadko bywał w domu; najczęściej można było spotkać go w „Koronie”, „Pod Wołem” lub w „Sokole” w Kapellon (do „Artystycznej” już nie chodził, za to do „Spichlerza” w Antwerpii jak najbardziej), gdzie trenował wlewanie do gardła piwa. Gdy się gdzieś pojawiał, już z dwóch metrów czuć było zapach piwa zmieszanego z naftaliną. Tonekens miał bardzo dobre zdanie o sobie: „Wiem wszystko”, „Nigdy nic nie zapominam”, „Dla mnie nic nie jest niemożliwe”, „Nie chcę przesadzać nadinspektorze, ale ma się trochę oleju w głowie!”, „Wszystko odkryję. Możecie spać spokojnie”. Dlatego niecierpliwie czekał na awans. Kant kpił sobie z niego w żywe oczy: „Wszystko wiesz pierwszy”, „Masz za wiele oleju w głowie, jak na jednego człowieka”, ale Strażnik tego nie wyczuwał: „To przecież nie moja wina, inspektorze”. Niektóre myśli o Tonenkensie zachowywał Kant dla siebie: „Głowa tęga, wąs potęga, lecz rozum do pięt sięga”. Jednak nadinspektor nie doceniał „wieśniaka”, a ten w niewiarygodny sposób potrafił dotrzeć do ludzi i zdobyć cenne informacje, ruszające śledztwo do przodu.

Praca kwartetu śledczego przyniosła oczekiwane rezultaty, mimo tego, że świadkowie albo kłamali albo nie mówili całej prawdy. Sprawca został ustalony, motyw wyjaśniony, przedmiot szantażu odgadniony, a przy okazji wyszło na jaw jeszcze kilka innych spraw kryminalno-obyczajowych. Okazało się, że policjanci mieli ciekawy styl pracy – co rusz udawali się do jakiejś knajpki. Tu kufelek piwa, tam kieliszeczek likieru, a gdzie indziej propozycja: łyczek whisky lub kropelka brandy.

A sama książka? Jest świetna, ale nie z uwagi na zagadkę, sposób jej rozwiązania, czy wynik śledztwa (dziwny, lecz jak najbardziej prawdopodobny). Najlepsze są w niej dialogi Kanta: z Dutrim i z Tonekensem, jego docinki wobec nich i wyrażane opinie. W książce tej mamy przedstawionego wiejskiego policjanta, a czy jest jakaś, w której jest wiejski milicjant? Oczywiście: w radzieckiej powieści z 1967 roku pt. „Wiejski Sherlock Holmes” („Dieriewienskij dietiektiw”) Wila Lipatowa, wydanej w Polsce w 1969 roku. Książkę mam, ale jej nie czytałem – dam ją wkrótce w PREZEncie naszemu PREZEsowi. Myślę, że on sobie z jej PREZEncją lepiej poradzi niż ja.

Cytaty:
Kant: „Gdyby było mniej denatów, morderców też byłoby mniej”.

Po odmówieniu przez Kanta napicia się piwa z Tonekensem: „Sześć par oczu otworzyło się na całą szerokość w niemym zdziwieniu. Jak to możliwe, że ktoś nie ma czasu na wypicie kufelka postawionego piwa?”

Rozmowa „Rudego” z „Grubym”: – „Szefie od niedawna nie mam nowych pomysłów” – „To znak, że wszystko idzie w dobrym kierunku ku promocji” – „Wspaniale. Zawsze miło usłyszeć opinię kogoś doświadczonego”.

Ps. Mam nadzieję, że nikogo tą recenzją nie zachęciłem do nadużycia alkoholu, ani by wzmocnić sprawność dochodzeniową, ani z innego powodu. Ja bynajmniej po niej nie będę sięgał po alkohol, bo z napojów wyskokowych to piję tylko piwo … 0.0.