Kwiatkowski Jędrzej – Nikt nie zabija bez powodu 1/2021

  • Autor: Kwiatkowski Jędrzej
  • Tytuł: Nikt nie zabija bez powodu
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Morskie
  • Seria: seria z Konikiem morskim
  • Rok wydania: 1983
  • Recenzent: Wiesław Kot

Plutonowy Romańczuk pogrąża się

„To był duży sklep. Oprócz wina, czekolad, konserw i szlugów były tam różne drobne narzędzia, kilkanaście tranzystorów, części do telewizorów i radia. Każdy wziął po worku. Adam siedział w samochodzie przy kierownicy. Gdyby ktoś nadchodził, miał dać cynk światłami. Ale wszystko poszło bez przeszkód… Wiejski sklep, odsunięty od drogi i na dodatek schowany za dwiema wielkimi lipami. I tylko trzy latarnie na całej ulicy…” – włam nie miał prawa się nie udać. A jednak okrutny los sprzysiągł się przeciw zgranemu zespołowi. Dlaczego? Tłumaczy w więziennej celi jeden z kolaborantów, najmocniej zadłużony u Dostojewskiego: „Nieraz zaważa zwykły przypadek. Wszystko masz wyliczone, a tu naraz diabełek macza swoje paluszki i po ptokach…”

No, niezupełnie „po”, bo teraz dwóch uczestników tej legendarnej eskapady ginie na ulicach legendarnego Torunia. I znajdź tu sprawcę! „Toruń ma sto czterdzieści tysięcy mieszkańców. To nie jest jakaś-tam pipidówka. Myślisz, że to jak u was: położysz się na rynku, to nogi masz w kartoflisku”.

Wspomnieliśmy o Dostojewskim nieprzypadkowo, ponieważ powieść objawia liczne związki z literaturą i ruchem czytelniczym. Otóż jeden z uwikłanych w sprawę młodych ludzi wywodzi się z wioski Budzów niedaleko Ząbkowic Śląskich (przed wojną Frankenstein). Kiedy podaje sierżantowi adres kolegi zaznacza, że kamienica znajduje się „naprzeciw biblioteki”. Tak się składa, że piszący niniejsze zna dość dobrze i wioskę Budzów, i Ząbkowice (w dodatku z epoki, w której rozgrywa się powieść). I pamięta doskonale, iż Biblioteka w Ząbkowicach mieściła się w słynnym białym ratuszu, z jego niezwykle smukła i wysoką wieżą, widoczną nawet z kilkunastu kilometrów. I teraz – jakimż to wielkim miłośnikiem literatury trzeba być, żeby tłumaczyć przyjezdnemu sierżantowi, iż kamienica znajduje się nie naprzeciw głównego wejścia do ratusza, lecz „naprzeciw biblioteki”. Co zresztą aż tak bardzo nie dziwi, bo w końcu rozmawia zapewne jeden zapamiętały czytelnik z drugim zapamiętałym czytelnikiem. W szeregach MO to żadna nowość: „Następnego dnia rano plutonowy Romańczuk wsiadł w pociąg na dworcu Miasto. Znalazł w jednym z przedziałów wolne miejsce i od razu pogrążył się w lekturze wczorajszego „Przeglądu Sportowego”. Tak, plutonowy MO, który pogrąża się w lekturze „Przeglądu Sportowego”… bezcenne!

Historia kryminalna z Torunia układa się też w antologię ludowego humoru z Kujaw i Ziemi Dobrzyńskiej:

„… zaczęli przebierać się w robocze granatowe drelichy z wymalowanymi na plecach białą farbą znakami Z K, które to znaki cywile złośliwie rozszyfrowywali jako Zakład Krawiecki.

Zwyczajowym tematem pod celą są dyskusje o dalekich wyprawach morskich, choć nowi więźniowie nie od razu chwytają konwencję: „O marynistyce. — Czego?! — O dupie Maryni, sieroto”.

„Lewą stroną jezdni, wzdłuż murów, szli na pobliską budowę, zerkając niekiedy na kobiety z chodnika. Wystarczyło, by któraś miała bujniejsze kształty lub była urodziwsza od innych, a natychmiast rzucali żarciki w rodzaju: „Taka ładna, a nie w ciąży”…

„— Uuuu, aleś mnie rozbawił. — Ty, jakżeś taki oblatany, to nawiń mi, dlaczego mówi się „kurwa mać”?

„Naraz ktoś donośnie kichnął: „Aaaaaaaapsik”! Ktoś inny powiedział: „Na zdrowie”. I ktoś trzeci podsumował: „Nie mów krowie na zdrowie, i tak nie odpowie”. I huragan śmiechu.”

Poza tym powieść zawiera to, za co cenimy ją najbardziej: fundamentalne stwierdzenia, które w umyśle czytającego wytyczają podstawowy ład pojęciowy, kreślą azymut, prostują ścieżki:

„Człowiek powinien panować nad swymi instynktami, popędami, a nie jak zobaczy dziewczynę, to już kombinuje, jak by tu ją…”

„ … kiedy człowiek decyduje się na wyjazd do obcego miasta, to oczywiście musi mieć w tym swój cel.”

„Niektóre kurwy są nadwrażliwe. Szczególnie te młodsze.”

„Całe życie, to jedno wielkie zaskoczenie.”

I wreszcie puenta, z którą nie sposób dyskutować:

„Stało się, to co się stało, i już się nie odstanie.”

W kwestii literatury odnotowujemy maksymalnie zwięzłe streszczenie wakacyjnego romansu: „Wypili jedną butelkę koniaku. Potem dziewczyna przyniosła ze swego mieszkania drugą i sprawy potoczyły się błyskawicznie.” Scena ma także sequel: „… jeszcze później dziewczyna przylgnęła do niego mokra i drżąca z zimna. Potoczyli się na wilgotny piasek. Raz jeszcze odkryła przed nim uroki swego ciała.” Czerwone Gitary potrzebowałyby na to dziesięciu zwrotek typu „Morza szum, ptaków śpiew…” bla, bla, bla…

Zdarzają się też bezinteresowne obrazki obyczajowe, bezcenne w swej folklorystycznej urodzie:

„Pomyślał, że ostatecznie może sobie pozwolić na taksówkę, a ponieważ akurat nadjechała, zatrzymał ją; wsiadł do starej, mocno już podniszczonej warszawy, gdy naraz jakaś kobieta, idąca z naprzeciwka, zaczęła wymachiwać ręką i przyśpieszyła kroku, by w końcu dysząc zapytać, dokąd jedzie, bo jeśli… Odparł że do diabła, trzasnął drzwiczkami i wóz ruszył.”

„Barwny tłum pałętał się bez celu po chodnikach. Właściciele saturatorów zacierali ręce.”

„Przyniosłem — sięgnął do kieszeni marynarki — dwie taśmy z nagraniami. Jeden mój koleżka nagrał je przedwczoraj z radia. Z Luxemburga. Podobno bezbłędne…”

„— Co nowego, Kajtek? — zagadnął sierżant podchodząc. — Widzę, że pracujesz. — Wyskoczyło się na piwko, panie sierżancie — odparł po chwili, próbując zbagatelizować nieobecność na pobliskiej budowie, gdzie pracował jako pomocnik murarski.”

„— Jachu — zwróciła się do Szeryfa — po co tu przyszłam? Chcę się bawić, chcę pić, chcę… — To ostatnie później — przerwał z uśmiechem Szeryf.”

„… do drzwi ktoś zapukał. — Proszę! W progu stanęła żona Celmana. — Ach, ty kurwiarzu! — zaczęła na powitanie, dostrzegłszy od razu męża. — To ja siedzę z dzieckiem, a ciebie diabli noszą po melinach?!”

Do osobliwości stomatologicznych tekstu należy jakże bystra obserwacja, że pewnej zdumionej pani opadła szczęka dolna, a przecież – przynajmniej w teorii – mogła i górna: „Dopiero teraz sierżant przedstawił się. Kobiecie opadła dolna szczęka.”

Szeroko reprezentowany jest w powieści nasz ulubiony wątek alkoholowy:

„Szymek właściwie nudził się i aby oddalić to niemiłe uczucie, postanowił upić się możliwie szybko.”

„— Napijmy się — rzekł sierżant. Wychylili po kieliszku żytniej.”

Ano, prosit! I niech się w dobre zdrowie obróci!