Zeydler-Zborowski Zygmunt – Dr Orłowski prowadzi śledztwo 16/2014

  • Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
  • Tytuł: Dr Orłowski prowadzi śledztwo
  • Wydawnictwo: Ekspress Wieczorny numery 143 – 200 – 1963 r., Wielki Sen
  • Seria: Seria z Warszawą
  • Rok wydania: 1963, 2011
  • Recenzent: Wiesław Kot

LINK Recenzja Jarosława Kiereńskiego

Kury macać? Krowy doić?

Historia z kręgu znajomych zasiedlających centrum Warszawy. Wszyscy się znają, wszyscy zakumplowani od lat, co sprowadza taką trudność, iż niełatwo się połapać, kto jest czyim krewnym i od kiedy. Zwłaszcza jak się to czytało w odcinkach (Express Wieczorny 1963).

W wydaniu książkowym, na okładce, nazwiska autora pozbawiono jednej literki, ale nie czepiajmy się: tylko jednej (dotyczy innego wydania, nie naszego klubowego – dop. webmaster).
W każdym razie miła, młoda pani architekt odwiedza psychiatrę („- Proszę, niech się pani ubierze” – brzmi pierwsze zdanie powieści, wygłoszone przez owego specjalistę od psychiki po gruntownym badaniu pacjentki). Ktoś za nią łazi, ktoś wysyła bzdurne anonimy, które po prostu znikają. Ale psychiatra, tytułowy doktor Orłowski, nie może znerwicowanej dziewczynie poświęcić zbyt wiele czasu, ponieważ przygotowuje akurat światowy zjazd psychiatrów. Jeden z jego uczestników, polski Żyd, który po wojnie na Zachodzie dorobił się milionów dolarów (na psychiatrii – nawet tam to dość dziwne) przyjeżdża do starego kraju, by wreszcie spotkać się z własną córką, której los nie oszczędził tułaczki. Niestety, zostaje zamordowany w Bristolu, w wannie.
Śledztwo prowadzi major Downar przy wspomaganiu doktora Orłowskiego, który kiedyś bliżej współpracował z milicją, ale teraz „stara się o docenturę”. Obaj (plus niższy personel w randze porucznika) przemieszczają się po Śródmieściu, głównie taksówkami. Wynika z tego sporo rozmów, z rozmów wynikają wskazówki, poszlaki, dowody. Ślady wiodą, jak często u ZZZ, w przeszłość (od końca wojny nie minęło przecież nawet 20 lat).
W finale wykryty zostaje rozgałęziony spisek oraz zatarte przez wojnę qui pro quo. A rzecz kończy się po staropolsku – weselem w leśniczówce w Kieleckiem. „Kochajmy się!”

Odławiamy z tego odmętu najpierw okruchy obyczajowe:
Pani architekt z Warszawy: – Czasem biorę prace zlecone, żeby dorobić. Pan wie jak to jest? Jak się chce kupić coś z ubrania, to pensja nie bardzo wystarcza.
Gosposia: – Przyszedł pan profesor Szulc. I jemu też dałam herbaty. Prawie cała paczka „Yunanu” mi poszła, bo to wszyscy lubią mocną herbatę, a „Yunan” bardzo słabo naciąga.
Ja to uważam, że lepiej się opłaci kupować „Ulung”, ale pani profesorowa zawsze każe…
Przesłuchiwany w Pałacu Mostowskich: – Nie przestraszycie mnie waszymi protokółami! – wrzeszczał Zelman, parskając śliną. – Ja was zaskarżę! Ja was nauczę jak należy traktować obywateli Polski Ludowej. Na szczęście panuje u nas praworządność.

I skarbnica mądrości. Z różnych półek wprawdzie, ale za to każda bezcenna:
Nic tak kojąco nie wpływa na nerwy, jak właśnie las.
Jak nie można, to nie można.
Nikotyna niekorzystnie wpływa na system nerwowy.
Natura ciągnie wilka do lasu.
Nasze szpitale dla psychicznie chorych nie stoją na najwyższym poziomie.
Czasem lepiej jest pacjenta zamknąć w zakładzie, niż dopuścić do samobójstwa.
Mentalność ludzka jest tak nieraz zaskakująca.
Dżungla to straszna rzecz.
Któż może przewidzieć, jakie talenty może rozbudzić w człowieku lęk o własną skórę.
Czas zabliźnia w człowieku najcięższe rany.
Każdy chce używać życia.
Różne bywają powody zbrodni.
W naszych czasach ludzie łatwiej chyba niż kiedyś tracą równowagę psychiczną.
Od dziecinnych lat dużo się zmienia.
Ludzie są bardzo skorzy do potępiania swych bliźnich
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Na przyjazd gości zagranicznych pokoje hotelowe bywają staranniej sprzątane, niż zwykle.
Różne bywają w życiu niespodzianki.
Las to dobra rzecz.
Rozmowy z oficerami śledczymi na ogół trudno zaliczyć do zabawnych.
Zbrodniarz jeżeli mówi A, musi powiedzieć i B.

Wreszcie te myśli, które mają szczególne zastosowanie w życiu piszącego te słowa. Od lat powtarzam bowiem małżonce mniej więcej to samo, co wyczytałem w powieści ZZZ: Zdolna dziewczyna nie może całe życie kur macać i krowy doić.

A co do mnie – ponieważ param się pracą wykładowcy, więc umiem docenić prawdziwość takiej oceny: – To naukowiec. Tacy najgorsi.