- Autor: Matuszkiewicz Irena
- Tytuł: Seryjny narzeczony
- Wydawnictwo: W.A.B.
- Seria:
- Rok wydania: 2006
- Nakład:
- Recenzent: Grażyna Głogowska
Po paru pierwszych rozdziałach zaczęłam poważnie wątpić, czy „Seryjny narzeczony” to rzeczywiście kryminał. Dotychczasowa zawartość wskazywała raczej na powieść obyczajową, co prawda lekko i z humorem napisaną, ale miałam apetyt na coś zupełnie innego.
Moja cierpliwość została nagrodzona, w końcu pojawiły się trupy oraz całkiem ciekawa zagadka kryminalna. Przyznaję – choć bardzo się starałam, do końca nie odgadłam kto zabił. Autorka niezwykle umiejętnie gmatwała sytuacje, tkając wzorki z opowiadań coraz to nowych postaci. I im więcej wiedzieliśmy o okolicznościach morderstwa, im więcej osób wypowiadało się na temat jego okoliczności i uwikłanych w wątek kryminalny postaci, tym mniej czytelny otrzymywaliśmy obraz. Sprawę próbuje rozwikłać Łucja, przy okazji zbierając materiały do swojego scenariusza filmowego. Tłem jest prowincja reprezentowana przez znany i lubiany Ciechocinek i jego specyficzny klimat. Jak na uzdrowisko przystało, mamy tu kuracjuszki szukające pozamedycznych wrażeń, leczące oprócz rozlicznych dolegliwości cielesnych również zaniedbane libido. Zdarzają się sezonowe miłości, romanse i co tu dużo kryć rozpusta. Pojawia się też wątek prostytucji. Powieściowy Ciechocinek jawi się wręcz jako gniazdo rozpusty, istne eldorado dla dojrzałych kobiet spragnionych młodych, jędrnych męskich pośladków i nie tylko ….Ani z nudnawe, przysypiające miasteczko ani tężnie nie są główną atrakcją dla kuracjuszek. Wszyscy o wszystkich wiedzą, a jak ktoś w jednym końcu kichnął, to w drugim zastanawiają się, gdzie się tak zaziębił… W powieści z sympatią i uznaniem przedstawione są silne i zaradne kobiety, takie, jak nestorka rodu Ryszarda Winiakowa. Zaczynała od przysłowiowego zera, utrzymując męża alkoholika, wnuczkom jednak udało się jej pozostawić fortunę, dzięki której mogły bezstresowo skończyć studia. Jej córki, bazujące li tylko na urodzie, autorka szybko i bezpardonowo uśmierciła. Jej zdaniem kobiety mają być niezależne i mądre, te zaś, które dają się bić, poniewierać i przepraszają, że żyją zasługują na szyderstwo. Taką właśnie osobą okazuje się przyjaciółka z dzieciństwa Łucji, Dośka Kornikowa. Jej wymarzony mąż był zdolny jedynie do spłodzenia trójki dzieci i dokładnego przepijania zarobionych pieniędzy. Nie wzgardził wiktem i opierunkiem teściowej, faktycznie pozostając na jej utrzymaniu. Ale nawet i to nie wywołało krytyki teściowej: „Ja za długo znam Dośkę, żeby ją potępiać za winy męża. Drań był i tyle. – Nie był taki najgorszy, pani Łucjo, nie był. Gorsi się trafiają. Jeden to żonie wszystkie zęby wybił. – A Władek wybił Dośce tylko dwa, tak? – E, liche były, czarne, ledwie siedziały. Zaoszczędziła na dentyście, pani Łucjo! On teraz, świeć Panie nad jego duszą, już daleko. Już nie naszym sądom podlega. – Rozumiem, chociaż z tego powodu trudno mi nazywać go przyzwoitym facetem.” Powieściowym mężczyznom w ogóle się dostało, oj dostało. Mamy tu całą kolekcję nieudaczników , krętaczy, pijusów, naciągaczy, oszustów, notorycznych kłamców czy tez kobieciarzy, do tego w większości przypadków będących na utrzymaniu kobiet lub wręcz z nich żyjących. Tak, jakby pani Irena Matuszkiewicz brała odwet za te wszystkie sponiewierane kobiety i to hurtem. Tacy panowie, z którymi można porozmawiać nie narażając się na uszczerbek na zdrowiu, migają zaledwie w tle powieści i autorka nie poświęca im większej uwagi. Dlatego też sądzę, że lektura nie spodoba się panom. Pewnie wystawią pisarce opinię sfrustrowanej, walczącej feministki i to takiej, co nie lubi mężczyzn. Byłby to jednak trop interpretacyjny tyleż prostacki co błędny. Pani Matuszkiewicz wyjawia w autobiografii, że małżeństwo miała bardzo udane, a mąż był miłością jej życia. Autorka rozprawia się też z tzw. „prasą kobiecą” , nie zostawiając żadnych złudzeń, co do poziomu tejże. Łucja dla tygodnika „Tiramisu” pisze opowiadania o miłości, jakich nie powstydziłaby się Mniszkówna. Redaktorka naczelna, niejaka Kinga namawia ją do opisywania śmielszych scen erotycznych i propagowania tradycyjnych ról kobiecych gdzie ona delikatna i bezradna i jak ten bluszcz potrzebuje wsparcia najlepiej silnego, przystojnego męskiego ramienia. Bo tak jej zdaniem wysmakowane, wyzwolone czytelniczki sobie życzą. Zagorzała i wierną czytelniczką okazuje się szczerbata Dośka… Wciągająca lektura, na którą składają się : niebanalny wątek kryminalny, lekkie pióro i portrety kobiet, nareszcie w pierwszym szeregu, pełnokrwiste, a nie tylko w roli paprotek czy też bezwolnych laleczek.