Krzysztoń Barbara – Karolino nie przeszkadzaj 53/2013

  • Autor: Krzysztoń Barbara
  • Tytuł: Karolino nie przeszkadzaj
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 1976
  • Recenzent: Wiesław Kot

LINK Recenzja Ewy Helleńskiej

Karolina nie przeszkadza

Zegarmistrzowska układanka z serii: gdzie kto z zainteresowanych był o danej porze i dlaczego. Wszystko w upalny krakowski czerwiec, w dzielnicy Zwierzyniec. Tam na pięterku willi pomieszkiwał wzięty malarz i profesor ASP – Janota.

I tam w skwarne popołudnie nić jego żywota przeciął cios mosiężnym świecznikiem. Kandydatów na sprawców i motywów aż nadto. Bo się profesor wkręcił w handel ikonami, bo zahaczył o nielegalny obrót środkami aptecznymi na poprawę nastroju, bo miał (niechcący) na sumieniu pewną pianistkę, która w przypływie rozpaczy się targnęła, bo ciągnął się za nim jakiś szantażyk sprzed lat. Pech chciał, że wszystkie osoby, o które z tymi inkryminowanymi procedurami zahaczał odwiedziły go sztafetowo, jedna po drugiej w feralne popołudnie. Wszystkie mają nieco na sumieniu, więc łżą jak najęte, przez co bałagan tworzy się nieziemski. I czytelnik musi ze dwadzieścia razy przespacerować się przez tych kilka godzin i z parteru na pięterko (dwoma wejściami), samego Zwierzyńca nie licząc. Ciut to nuży.

I nie to jest w opowieści daniem głównym. Bo rzecz intryguje samorzutnym włączeniem się do śledztwa babci pewnego podporucznika, który w ekipie biega na razie po piwo, ale z czasem może być z niego doświadczony oficer. W czym babcia pomaga. I następuje motyw „chciałabym i boję się”. To znaczy autorka chętnie wykreowałaby taką pannę Marple w rodzimym wydaniu, ale po co w takim razie utrzymywać kosztowne sztaby MO-wskich matołów? Którzy zawsze są dwa kroki za nią. Bo podejmują „całych szereg różnorakich inicjatyw śledczych”, a skromna babcia przycupnie tu i tam, użali się, zamieni słowo i czyta w przestępstwie jak w otwartej księdze. Więc autorka taki zamiar lansowania babci chwyciła, ale też ze stronicy na stronicę zapał babci – jakże sztucznie – wygasza. Bo to się nie może pokazać, że babcia jest bystrzejsza niż kapitan MO. Przecież są jakieś zasady, są jakieś minima…

I rzecz odkrywa się w trakcie bolesnej i wielowątkowej wiwisekcji na miejscu zejścia rzeczonego Janoty. Ale wtedy to już czytelnik – płacę za siebie! – odczuwa niejaką zgagę tymi zgadywankami kto, o której godzinie (z minutami), w jakim charakterze i po co zniknęły ikony.

No, dobrze. To podsumowaliśmy. A teraz drobiażdżki. Niewiele ich, bo to jednak pisane lekuchno staranniej niż przeciętna „Ewa…”

Ale – o pewnym dziekanie: „— Od trzech dni nie pokazuje się na wydziale. Miał dzisiaj być na posiedzeniu w dziekanacie, ale nie przyszedł. — Pewnie spił się jak bela i najspokojniej leży teraz w wyrze.” Cóż, hulaszczy tryb życia dziekanów znamy nie od dziś…

„Taki przystojny mężczyzna, a wygląda jak szmata — pomyślała.” Z jakiego to filmu? „Szmata! Mój brat, ale szmata!”

„Kryśka ćpała truskawki.” Dzisiaj, jak wiadomo, ćpa się nie tylko truskawki, ale i maliny, agrest czy zgoła jakieś ziele. „Dałem mu chleba, niech ćpa” – Tomuś w „Czterech…”

„Larwa! — pomyślała ze złością”. Nikt tak trafniej nie nazwie kobiety jak inna kobieta.

Charakterystyka kadrowa: „Czytał chwilę „Politykę”, jednak w pewnym momencie zorientował się, że nie bardzo może skupić się na lekturze. – Niechby już zaczęła, nie mogę spokojnie czytać — westchnął w duchu, odkładając gazetę. Zapalił papierosa i sięgnął po opowiadania Kafki”. Prawdziwy milicjant. Po czym poznajemy? Bo jak nie czyta „Polityki”, to sięga po Kafkę. To podporucznik. A taki major? Taki pułkownik? Toż on się pewnie z „Ulissesem” nie rozstaje.

„Kolejka przed kasą biletową, rozgorączkowani ludzie przepychający się w stronę wyjścia, gwar, tumult i absolutny chaos świadczyły o tym, że sezon letni już się zaczął.” Piszę to latem 2013 roku i stwierdzam: Polska od 1970 roku zmieniła się nie do poznania. Kryminały zmieniły się nie do poznania. Ale bałagan na dworcach – identyczny. Jak to miło, że w naszej ojczyźnie, targanej przez wiatry historii, są jednak rzeczy, które się nie zmieniają…