- Autor: Mathea Grzegorz
- Tytuł: Spadek
- Wydawnictwo: Super Nowa
- Rok wydania: 2007
- Recenzent: Waldemar Szatanek
Państwo Polskie może odziedziczyć ogromny spadek w postaci działki roponośnej umiejscowionej w USA a wykorzystywanej od lat przez jeden z amerykańskich koncernów. Wartość tego spadku to bagatela 40 mld dolarów czyli tako ok. rocznego budżetu naszego kraju.
Jak łatwo się domyśleć taka kwota interesuję wiele osób. W „Spadku” widzimy wiec grę rożnych sił które w różny sposób chcą się do tej kasy dobrać.
Niestety podobnie jak w „IV Rzeczypospolitej” tego samego autora, widzimy też skostniały system i dość upadłe elity rządzące w naszym kraju. Właściwie to nawet nie bardzo trzeba obcych sił by wszystko spieprzyć.
Ale że i ślepej kurze się czasem trafia ziarno tak i w strukturach powołanych do naszej obrony czasem trafia się ktoś komu się chce i umie.
Takim ktosiem jest Tomasz – świeżo mianowany referent w specjalnej jednostce DSSN w ramach Sztabu Generalnego. Długo by mówić czym ta placówka ma się zajmować ( w skrócie to takie polskie NCIS – jeśli ktoś ogląda serial o tej samej nazwie to wie o co chodzi – jeśli nie wie to generalnie zajmują się dziwnymi sprawami w wojsku). Oczywiście w naszej polskiej sytuacji ta jednostka głównie zajmuje się nic nie robieniem lub pozorowaniem czegoś robienia. Czasem też zajmuje się personaliami czyli jak się samemu ustawić a kogoś uwalić.
Tomasz którego nazwiska przez całą książkę nie poznajemy – jest nowy, młody i głównie interesują go łatwe dziewczyny. Trafia do pokoju 240 gdzie rządzi 4 starych postpeerelowsko-esbeckich wyjadaczy (znanych nam już z „IV Rzeczpospolitej” gdzie właściwie to oni uratowali III Rzeczpospolitą ) i na początek dostaje sprawę której nikt nie chce. A mianowicie info o wariacie który próbuje od dawna namówić rząd polski do przejęcia spadku po jego wiele lat temu zmarłym przodku. Ludwiku Dębickim – oficerze z powstania listopadowego który za to że dał się zabić w wojnie amerykańsko-meksykańskiej z lat 40 tych XIX – wieku (to ta od Alamo) dostał od rządu USA działkę gdzieś tam na rozlewiskach Luizjany czy innej Alabamy. Po latach okazało się że to bardzo roponośna działka, warta mnóstwo kasy.
Tomka jak to młodego – poniosło. I choć dostał sprawę właściwie do „zgaszenia” to on się w nią wciągnął a przy okazji cały swój wydział a właściwie całe nasze państwo wciągnął. Staruszek-wariat bowiem ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, nikt nie wie gdzie jest testament Dębickiego bez którego amerykanie nie dadzą nam kasy a na życie i wiadomości Tomka czyha zawodowy morderca. Wynajęty przez prawdopodobnie amerykańskich ropo producenckich mocodawców sieje spustoszenie w Warszawie i okolicach. Trup ścielę się gęsto. Niekompetencja i układy w policji, wojsku i innych służbach robią swoje i właściwie tylko starzy ubecy i Tomek dają radę. Z trudem ale jednak pokonują „Złego” i odzyskują testament. Wydaje się że właściwie wystarczy tylko iść do amerykanów po kasiore.
Jak się domyślacie z kasy ostatecznie wychodzą nici za to Tomek zyskuje awans i trochę rozeznania w tym polskim bagienku …
Bohater wydaje się rozwojowy, ciekawy pomysł przeniesienia śledztwa po za policję czy typowe służby wywiadowcze. Ciekawie są też zarysowane drugoplanowe postacie i co najważniejsze dobrze się to to czyta.
I nie piszę tego tylko dlatego że autor to mój prawie rówieśnik i kolega ze studiów 😉