- Autor: Heleński Stanisław
- Tytuł: Anonim
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 121
- Rok wydania: 1981
- Nakład: 150250
- Recenzent: Wiesław Kot
LINK Recenzja Norberta Jeziolowicza
Te fatalne kapcie
Dramat ocierający się o sfery fałszerzy dzieł sztuki, ich manszardów, ich złodziei, ich gangsterów i naszą milicję, która w tej „Ewie…” wyjątkowo zgłasza się dopiero na gaszenie świec. Sfery te są wytworne, zamożne, w dodatku polsko-austriackie. Na okazanie czego noszą na przykład „pikowane tużurki”.
Podział pracy jak wyżej: jedni fałszują malowidło, inni kradną, jeszcze inni przemycają za granicę. I to koniecznie zanim fałszerstwo wyjdzie na jaw. W realu też tak bywa. Kilka lat temu pewien kopista-amator zawieruszył się na chwilę przed jednym impresjonistą w Muzeum Narodowym w Poznaniu. I nic by nie było, gdyby jedna pani salowa nie zawołała pani kustosz, bo „w jednym obrazku coś się odlepiło”. „Coś się jemu odlepiło, temu misiu”. A to złodziej w pośpiechu nieudolnie wepchnął kopię w ramkę. I tu zawodowcy mają podobne dylematy, choć do roboty podchodzą z centymetrem, walkie-talkie i zegarkiem. I te dialogi: „— Mało pan mówi, panie Braun — odezwał się Getler. — Dziękuję za komplement”. I ta mowa wzroku: „Przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie zimnymi spojrzeniami, jak ludzie, którzy wiedzą o sobie wszystko”. Niestety, jak to już widzieliśmy na pokrewnym filmie „Gdzie jest trzeci król?” kopii jest za dużo i wszystko się wszystkim miesza. Może też dlatego, że gangsterzy nie mogą się połapać, kto w ich własnym gangu jest za co odpowiedzialny, którą to kwestię wałkują do mdłości.
My więc udajemy spacerkiem po PRL-u, jaki na tych kartach zastaliśmy. I tak marzeniem (niedościgłym) jednego malarza jest mieć „warszawski meldunek”. To co najmniej tak jak by kupił „malucha”. Chociaż hurtownicy mogli tu dojść do rezultatów. Malarz ze Starego Miasta: „Znam jednego, który od ładnych kilku miesięcy jednego Kossaka tłucze, ma się rozumieć, z oryginału. Mają ludzi, którzy to rozwożą po kraju i interes jak ta lala”. A propos „malucha”: mamy tu piorunujący pościg malucha za polonezem. Maluchowi zdają się wyrastać skrzydła, ale skapitulował: „Jeszcze bardziej (milicjant) zwiększał wtedy szybkość, by po kilku minutach karkołomnej pogoni przeżyć kolejne rozczarowanie”. W hotelu można było znaleźć wolny numer, ale trzeba było zagadać do recepcjonistki: „Może dziewczyna chce zarobić? — pomyślał. Obejdzie się bez karty meldunkowej, zostaną tylko dowody na noc, a rano >>moje uszanowanie<<, bez zbędnej buchalterii”. Złodzieje omal nie wpadli przez najgłupszy w świecie drobiazg. Już wychodzili z muzeum ze zwędzonym obrazkiem pod kurtką, kiedy zawrócił ich portier. Idioci chcieli wyjść na ulicę w kapciach. Na wystawie regionalnej tkaniny artystycznej w muzeum w Żywcu pojawia się klasa spędzona tu pod przymusem. Ach, to ukulturalnianie w czasach PRL-u! Po nocach się śni.
I wreszcie dwie końcowe refleksje: milicjanta na temat pogody: „Tęsknimy za złotą polską jesienią, ale po linii służbowej czekamy na jesienny ziąb”. I pewnego złodzieja na temat swojej metody: „Byle nic myśleć. Myślenie niszczy intuicję, odbiera spokój”. Piszący te słowa od niniejszej zasady od lat nie odstępuje nawet na krok.