- Autor: Chocimirska Gryzelda
- Tytuł: Ordynat Zaleffski i odwołany pojedynek
- Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza Rytm
- Rok wydania: 2012
- Recenzent: Anna Lewandowska
Śledztwo z myszką
Pastisz nie jest łatwą formą literacką i niewielu autorów porywało się nań, a pastisz powieści kryminalnej wydaje się być szczególnie trudny, skoro mamy tak niewielką ich liczbę. I oto Oficyna Wydawnicza Rytm proponuje nam pastisz kryminału międzywojennego. A ponieważ ostatnio uraczyliśmy naszych Klubowiczów próbką twórczości autorów z tamtej epoki, to dobrze będzie pobyć jeszcze chwilę w tym klimacie i porównać realia.
Główny bohater powieści Gryzeldy Chocimirskiej „Ordynat Zaleffski i odwołany pojedynek”, Ludwik Hieronim Ernest Stanisław Waldemar Zaleffski, osiemnasty ordynat Zaleffski, po przodkach odziedziczył nazwisko, tytuł i nienaganne maniery, gorzej już natomiast z majątkiem – przodkowie wszystko zdołali przehulać. Sytuacja dość kłopotliwa, ponieważ człowiekowi z tak błękitną krwią nie wypada pracować (zresztą nie pozwala na to również wrodzona niechęć do pracy), a żyć z czegoś trzeba. I to żyć na odpowiednim poziomie.
Na szczęście nie wszyscy krewni ordynata klepią biedę – jest ciotka, która chętnie gości go w swoim domu w Starym Letnisku, zapewniając wikt i opierunek oraz nieco wspomagając finansowo. Jest też wuj, równie zamożny co skąpy, z którego dobrze zaopatrzonej piwniczki daje się jednak czasem skorzystać.
Jak przystało na prawdziwego arystokratę, ordynat Lui Zaleffski jest ozdobą Starego Letniska. Uwielbiają go panny, mężatki i wdowy, o jego miłosnych podbojach krążą legendy, a opinię ma taką, że komisarz Ropucha-Ropuszyński prosi go o rozpoznanie osoby z fragmentu zdjęcia, na którym widnieje tylko ta część kobiecego ciała, której damy na ogół nie pokazują publicznie. Zadanie trudne, ale przecież nie niewykonalne.
Z taką samą intensywnością, z jaką panie uwielbiają młodego ordynata, nie cierpią go panowie, szczególnie posiadający piękne narzeczone. I właśnie jeden z takich panów wyzwał go na pojedynek, zgodnie z wszelkimi regułami i zasadami, po czym nie stawił się, by bronić czci swej wybranki. Przeszkodziły mu czynniki obiektywne, w nocy bowiem został zamordowany.
Oczywiście wdrożono śledztwo, które różni się trochę od tych współczesnych, być może dlatego, że we właściwy tylko sobie sposób prowadzi je komisarz Ropucha-Ropuszyński. Nie poddaje się presji opinii publicznej w osobie rudowłosej dziennikarki, która na mordercę wytypowała ordynata i niestrudzenie poszukuje mordercy. Reszta opinii publicznej, czyli pozostałe panie mieszkające i bywające w Starym Letnisku, też podejrzewa ordynata o tę zbrodnię, nie potępia go jednak wcale, ponieważ nieboszczyk nie cieszył się ogólną sympatią.
Powieść całkiem zgrabnie napisana, jest zagadka kryminalna, a i pośmiać się jest z czego. Pozbawiona jest wprawdzie pewnej świeżości i naiwności, które możemy znaleźć w autentycznych dziełach z tamtego okresu, ale nie zapominajmy, że powstała ponad 70 lat później. Autorce (autorowi?) należą się wyrazy uznania za zwrócenie uwagi na to, że kryminał niekoniecznie musi być ponury, że jako literatura z założenia rozrywkowa może bawić i śmieszyć.
I tylko o jedno mam pretensję do Wydawnictwa: książkę bardzo ładnie wydano, tekst wydrukowano nieco staroświecką, ozdobną czcionką, która wygląda wprawdzie bardzo dekoracyjnie, ale skutecznie utrudnia czytanie.