Zeydler-Zborowski Zygmunt – Kardynalny błąd 44/2012

  • Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
  • Tytuł: Kardynalny błąd
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07
  • Zeszyt nr 92
  • Rok wydania: 1976
  • Nakład: 100000
  • Recenzent: Anna Lewandowska

LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego

Tragiczne skutki braku komórki

Doktor Andrzej Mierzwiński, młody, bardzo zdolny chirurg, miał tylko jedną wadę, mianowicie bardzo lubił romansować.

Chociaż jego szef za wadę tego nie uważał, bo wiadomo: młodość musi się wyszumieć, to jednak okazało się, że namiętność do kobiet, szczególnie mężatek, może wpędzić w poważne kłopoty.
Otóż doktor Mierzwiński wybierał się właśnie na randkę ze swoją aktualną ukochaną, kiedy w drzwiach jego mieszkania pojawił się mąż owej ukochanej, żądając natychmiastowej rozmowy. Pod pretekstem konieczności zakupienia papierosów doktor wymknął się do kawiarni, żeby poinformować wybrankę serca, że z randki nici. Gdy wrócił do mieszkania, zastał tam ciepłe jeszcze zwłoki swojego „suchego szwagra”, ze skalpelem chirurgicznym w plecach.
Gdyby śledztwo prowadził ktoś inny, zapewne nie uwierzyłby młodemu doktorkowi i wsadził go za kratki. Ale tak się akurat złożyło, że na czele ekipy śledczej stanął major Downar, zresztą na prośbę swojego kolegi po fachu, majora Walczaka, który akurat musiał pilnie wyjechać służbowo, a był winien przysługę doktorowi Mierzwińskiemu za wspaniale zoperowany wyrostek robaczkowy.
Wprawdzie Walczak był sadystą i osobistym gnębicielem Downara, bo z dużym upodobaniem dręczył go ciągając na różne koncerty do Filharmonii, ale przecież byli przyjaciółmi, a to, jak wiadomo, zobowiązuje.
Major Downar energicznie przystąpił więc do pracy. Nie uwierzył, że doktor Mierzwiński mógłby pozbyć się konkurenta w tak prymitywny sposób. Nie uwierzył też, że zamordowała żona, chociaż przesłanki ku temu były: pożycie małżonków nie układało się najlepiej, o czym świadczył choćby romans z doktorem Mierzwińskim (w trakcie śledztwa okazało się zresztą, że nie tylko z nim), a ponadto nieboszczyk został ostatnio spadkobiercą swego stryja z Ameryki i suma, jaką odziedziczył, wyglądała bardzo kusząco. Odrzuciwszy te dwie kandydatury na morderców, Downar szukał dalej. Jak zwykle przeprowadził drobiazgowe śledztwo, które przyniosło pozytywne rezultaty.
Tak pokrótce przedstawia się fabuła powieści Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego „Kardynalny błąd” (Ewa wzywa 07, zeszyt 92). Fabuła jak fabuła: niezbyt skomplikowana, prosta akcja, powód zamordowania raczej banalny. Ale czyta się fajnie, szczególnie że autor przywołuje kilka warszawskich, nieistniejących już lokali: „Kaprys”, „Wilanowska”, „Kameralna”, „Gong” czy „Nowy Świat” (który wprawdzie istnieje, ale trudno się zorientować, czy to kawiarnia, restauracja, klub, czy może jeszcze co innego).
Daje też o sobie znać słynne poczucie humoru autora: kiedy jedna z bohaterek przychodzi na spotkanie z majorem Downarem, ubrana jest tak, że wszystkim wokół odejmuje mowę. Major Walczak uważa to za jeden z objawów zaburzeń psychicznych (na które cierpiała), natomiast Downar twierdzi, że to normalne, bo teraz kobiety „tak się ubierają, jakby za chwilę miały wystąpić w cyrku na arenie”.
A nam pozostaje cieszyć się, że w owych czasach nie było jeszcze telefonów komórkowych. Bo gdyby były, to doktor Mierzwiński zadzwoniłby do ukochanej, żeby odwołać randkę i jej mąż nie zostałby sam w mieszkaniu doktora, co pokrzyżowałoby szyki mordercy. I autorowi też, bo musiałby się zdrowo nakombinować, żeby wymyślić powód chwilowego spuszczenia z oczu ofiary morderstwa przez kandydata na jego następcę u boku atrakcyjnej małżonki.