- Autor: Płatowa Wiktoria
- Tytuł: Rytuał ostatniej nocy
- Wydawnictwo: Videograf II
- Seria: Z kobrą
- Rok wydania: 2009
- Recenzent: Marzena Pustułka
W której kolejce do Pana Boga staliście?
Do grona rosyjskich pisarek powieści kryminalnych o kobietach ( i głównie dla kobiet ) dołączyła teraz Wiktoria Płatowa.
Niedawno wpadła mi w ręce jej powieść „Rytuał ostatniej nocy”. Sięgnęłam po nią z ogromnym zainteresowaniem, i nie rozczarowałam się. Zaintrygowały mnie już pierwsze słowa bohaterki : „Teraz już dokładnie wiem, gdzie byłam w czasie, gdy Staruszek Bóg rozdawał inteligencję: w kolejce obok, po francuski strój kąpielowy (… ) i wróciłam do Boga po ten nieszczęsny olej do głowy. Ale, jak łatwo się domyślić, dla mnie już nie wystarczyło.” No tak pomyślałam, tylko kobieta jest zdolna do takiej szczerości. Każdy mężczyzna twierdzi, że on oczywiście stał w kolejce po rozum i urodę jednocześnie , i to na pierwszym miejscu. Nasza bohaterka jest, mówiąc językiem literackim , kobietą lekkich obyczajów, czyli, mówiąc normalnie prostytutką. Pracuje w agencji towarzyskiej działającej pod płaszczykiem agencji reklamowo-koncertowej : „Taka podrzędna firma z siedzibą gdzieś na przedmieściach showbiznesu. Jej celem jest zwabianie do kraju podstarzałych, pokrytych kurzem zapomnienia sław. Krótko mówiąc, to są zwykłe hieny.” Jej szef ( czyt. alfons ) zleca jej niecodzienne zadanie. Warwara ma poderwać słynnego, znanego na całym świecie wiolonczelistę, spędzić z nim noc, a następnie doprowadzić do spotkania i wspólnego obiadu z szefem. Jest tylko jedna trudność — przed pierwszym kontaktem z Olewem Kiwi musi jak najbardziej upodobnić się do jego żony, zmarłej tragicznie rok wcześniej. Dla zadbanej i szałowo wyglądającej Warii to prawdziwy koszmar — musi obciąć swoje piękne i modne włosy na jakiegoś koszmarnego pazia, zdjąć tipsy, zrezygnować z masaży i makijażu. Mało tego, ubrać się powinna w straszną, czerwoną, niemodna suknię. To wszystko sprawia, że Waria źle czuje się w nowej roli, ale czego się nie robi dla kasy ….. zresztą to przecież jej praca. Niestety , przygoda ze słynnym wiolonczelistą kończy się tragicznie. Rano Warwara budzi się obok zimnego trupa, w którego piersi tkwi bogato zdobiony sztylet. Ucieczka z miejsca zbrodni udaje się dziewczynie niebywale, ale dalszy ciąg jest nadal tragiczny — jej pracodawca , u którego chciała szukać pomocy również nie żyje, ewidentnie zamordowany. I tu zaczynają się schody, albo, jak powiedziałby nasz Zenon Gałuszko — „dziesięć dni na karuzeli”. Waria postanawia uciec przed wymiarem sprawiedliwości, aby oczyścić się z zarzutów podwójnego morderstwa musi sama odnaleźć zabójcę. Pomaga jej bardzo wiele osób ( chętnych, albo z przypadku ), a każda osoba to typ nieprzeciętny, jedyny w swoim rodzaju, tak wspaniale scharakteryzowany przez autorkę, że możemy tylko westchnąć z podziwu. Wątków jest mnóstwo, przed nami odkrywają się coraz nowe osoby i sytuacje, mniej lub bardziej gmatwające sytuację. Wzdychamy również z podziwu dla pomysłowości autorki gdy poznajemy zakończenie. Złożone, niebanalne, praktycznie niemożliwe do wykrycia dla czytelnika — detektywa amatora. Wielką zaletą ksiązki jest kapitalnie pokazane tło społeczno-obyczajowe współczesnej Rosji, o której tak naprawdę niewiele wiemy. Tak wiele interesujących szczegółów, że z konieczności wspomnę tylko o dwóch, które najbardziej zwróciły moją uwagę. Po pierwsze, okazuje się , że walutą obiegową w Rosji wcale nie jest rubel ( w rublach rozliczają się tylko najbiedniejsi ) ale normalny amerykański dolar, którym płaci się za wszystko , począwszy od masażystki i fryzjerki , a skończywszy na szantażyście. Po drugie , niesłychanie zadziwiła mnie łatwość z jaką Waria na stacji metra, prawie oficjalnie kupuje przeróżne legitymacje służbowe bardzo ważnych państwowych instytucji. Cena przystępna, uzależniona od tego, czy chcemy pusty blankiet, czy legitymację ze swoim zdjęciem, nazwiskiem i ważnymi pieczęciami. Niesamowite!! Czy u nas też tak jest? Odezwijcie się Warszawiacy, bo u mnie na prowincji nie ma takich możliwości. Przynajmniej ja nic o tym nie wiem, a żal.
Bardzo polecam wszystkim rosyjską „damską” literaturę kryminalną, czegoś podobnego u nas nie mamy. Chyba , że …..tak, Szanowne Klubowiczki — do dzieła!