- Autor: Opatowski Krzysztof
- Tytuł: To nie oryginał, Hieronimie
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 9
- Rok wydania: 1969
- Nakład: 100000
- Recenzent: Ewa Helleńska
LINK Recenzja Tomasza Kornasia
O CZYM ŚWIADCZĄ POMIDORY NA SIEDEMNASTOWIECZNYM OBRAZIE?
Jeden z najdawniejszych zeszytów z serii „Ewa wzywa 07…” to dzieło Krzysztofa Opatowskiego „To nie oryginał, Hieronimie!” Powiedzmy od razu: arcydzieło to nie jest.
Tytuł tego kryminału sugeruje, że chodzi w nim o dzieło sztuki, i tak istotnie jest. Oto na samym początku pani Anna Krawiec, muzealna sprzątaczka, znajduje w jednym z pokoi zwłoki magistra Adama Małeckiego. W pierwszej chwili pani Anna nie orientuje się, że Małecki nie żyje. Pracownik muzeum wiele razy zostawał w swej pracowni na noc, rano znajdowano go często śpiącego nad papierami i maszyną do pisania. Tym razem jednak Małecki spał snem wiecznym, a na jego głowie widniał ślad uderzenia ciężkim narzędziem. Po chwili okazuje się, że zniknął cenny obraz Jana Vermeera van Delft, holenderskiego malarza żyjącego w XVII wieku.
Śledztwo prowadzi porucznik Hieronim Bielina, milicjant interesujący się sztuką. W wolnym czasie posiadacz rzadkiego imienia chodzi na wykłady o sztuce organizowane przez muzeum. Metody pracy, jakimi posługuje się porucznik, są dość dziwne. Hieronim chyba zbytnio wierzy swojej intuicji, trochę buja w obłokach, dziwny jest. Udaje mu się jednak dość szybko doprowadzić sprawę do końca. Oczywiście, śmierć kustosza Małeckiego i brak obrazu miały ze sobą ścisły związek.
W trakcie śledztwa obraz znajduje się w toalecie pociągu jadącego do Wiednia. Bielina od razu stwierdza, że jest to kopia, i to nieudolna.
„- Obywatelu majorze… według mnie… nie wiem, czy się nie mylę… ale według mnie…
– Wyduście nareszcie z siebie.
– … mnie się wydaje, że to nie jest ten obraz — kończy.
– Jak to nie ten? — major na razie nie rozumie.
– Bo to nie jest tak namalowane jak trzeba. […]
– Ciekawe — twarz majora zasępia się — a po czym to poznajecie?
– Jest źle namalowany. Źle.”
Muzealny konserwator potwierdza przypuszczenia porucznika. Przy okazji czytelnik dowiaduje się, co widać na obrazie podczas analizy rentgenowskiej, jakich farb mógł używać mistrz Vermeer, a jakimi namalowana jest kopia. Udaje się nawet stwierdzić, kto wykonał kopię — jest to niejaki Krzysztof Brodowski, miejscowy malarz. Okazuje się, że analiza rentgenowska obrazu nie była konieczna.
„- Tak? Być może. Poza tym, jeżeli już tak wszystko wiecie, to powiem też, że domalowałem kilka owoców, których tam nie ma w oryginale. O, właśnie… na przykład na tacy leżą pomidory, a tego przecież wówczas w Europie nie było.
– Tak? — porucznik jest zdziwiony, ani on, ani nawet konserwator tego nie zauważył.
– Naturalnie. Kiedyś jeden facet, który koniecznie chciał podrabiać gotyckie malarstwo, zrobił dobrą polichromię kościoła, tylko się nieco przemalował i wydusił z siebie fryz z indyków… i tu wpadł…
– Dlaczego?
– Bo, proszę pana, indyk w Europie jest znany dopiero od szesnastego wieku.”
Jak widać, znawcy malarstwa muszą być ludźmi wszechstronnie wykształconymi. Czasem znając dzieje pomidora lub hodowli drobiu w Europie można odróżnić oryginał od kopii bez konieczności przeprowadzania kosztownych i czasochłonnych badań rentgenowskich.