- Autor: Chmielewska Joanna
- Tytuł: Duch
- Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza
- Rok wydania: 1983
- Nakład: 100350
- Recenzent: Iwona Mejza
W recenzji „Ślepego szczęścia” nadmieniłam , że posiadam także osobne wydanie „Ducha” w formacie A4. Nie wiedziałam wprawdzie gdzie je położyłam, ale co się odwlecze to nie uciecze i przy robieniu porządków typowo gazetowych , znalazłam i oczywiście nic nie mogło mnie powstrzymać przed powtórnym przeczytaniem.
Zaczęłam i coś mi się nie zgadzało. Faktycznie, „Duch” zaczyna się przeprowadzką , nieco okrojoną a „Duch” w „Ślepym szczęściu” Scytami. Są rozbieżności niewielkie w akcji , oraz dodatkowe postaci . Ponieważ jest to wydanie pierwsze „Ducha” założyłam , ze dopiero w „Ślepym szczęściu” autorka wprowadziła poprawki. Jedna i druga wersja są interesujące , wciągające i jeżeli zdecydowałam się na napisanie jakby powtórnej recenzji , nieco rozszerzonej to nie ze względu na sam tekst tylko z uwagi na ilustracje. Z ilustrowaniem bywa różnie. Czasami niestety rozprasza, czasami denerwuje a czasami jest po prostu potrzebne. Zdarzają się też takie ilustracje i tacy ilustratorzy, którzy tylko i wyłącznie podnoszą walory czytanego tekstu. Bez ilustracji Bohdana Butenki po prostu odłożyłabym ten egzemplarz „Ducha” na półkę nie zaglądając do środka a tak już na okładce wyszczerzył do mnie dwa ząbki uśmiechnięty duch i zaprosił tak do oglądania jak i do czytania. Moim zdaniem właśnie z tymi ilustracjami warto by było wznowić „Ducha” .
Na razie okazało się, że pędząca do Okrętki z wiadomościami o Robinie i jego jakże przystojnym ojcu Tereska , musiała przyhamować emocje, ogarnąć wzrokiem i umysłem panujący w odwiedzanym domu bałagan i pomóc koleżance w przeprowadzce. Do pomagania został także dokooptowany Januszek i po małej rodzinnej scysji Zygmunt. Pakowaniu nie było końca , robotnicy budowlani poganiający bezlitośnie małoletnie dzieci do przeprowadzki zostali perfidnie wykorzystani w charakterze tragarzy. Należało im się .
W międzyczasie dzieci sąsiadów pozostawione bez opieki bawiły się czym popadnie…. –Popatrz , historyczna postać…- wyrwało się osłupiałej Teresce. –Rany Boga … jęknął Zygmunt i odwrócił się do niej . –Co ty mówisz? Jaka znowu historyczna postać? To ten cholerny Piotruś sąsiadów . –Kiedyś oblepiali złoczyńców smołą i tarzali w pierzu . Pierwszy raz w życiu widzę to w naturze. Zdaje się , ze nikt nigdy nie zrobił tego dobrowolnie…./ strona 11/.
Wyprawa po pastę BHP owocuje informacją , że rozbiórkę prowadzą złodziejaszki chętne na skarb ukryty w którymś z budynków. Duch czasów urzęduje w wydziale lokalowym gdzie Zygmunt udaje się z interwencją . Po licznych rozmowach z urzędnikami tak podsumował swoje wrażenia : …. W urzędzie dzielnicowym siedzi jakiś nowy wynalazek. Taśma … Chociaż nie , to musi być cały magnetofon, bo duże . Wygląda jak stara gruba baba ze sztucznymi włosami I ma nagrane tylko dwa zdania …. „W sprawie skarg i zażaleń w poniedziałki od czternastej do osiemnastej” i „Wydział lokalowy piętro niżej…/ strona 18/.
Gdy już wszystko i wszyscy zostali przeprowadzeni nastąpił czas wypoczynku. Oczywiście teoretycznie .Jeszcze w szpitalu Tereska zetknęła się z miejscowością Gnaty , gdzie mąż poznanej przypadkowo kobiety uszkodził sobie kończyny. Nie był on ani pierwszy ani ostatni. W kilka dni później Okrętka dźwigająca samotnie donicę z fikusem , w okolicach Królikarni usłyszała zdanie ze znajomą nazwą : Gnaty i nawiązała rozmowę z miłym fotografem i towarzyszącym mu blondynkiem . Fotograf na dniach wyjeżdżał do Gnatów robić inwentaryzację zamku, wprawdzie wiedział , że w zamku grasuje Duch ale obowiązek to obowiązek. Był następną ofiarą. Wobec takiego stanu rzeczy już nic nie mogło odwieść czwórki przyjaciół od wyprawy w góry , do miejscowości Gnaty , gdzie w okolicach imienin Katarzyny straszył prawdziwy Duch . Dlaczego akurat wtedy Duch straszył , kto i kiedy zbudował zamek w Gnatach/ zamek, który zamiast przyciągać turystów i generować zyski, przynosił straty i odstraszał potencjalnych inwestorów/ , żeby się tego wszystkiego dowiedzieć trzeba jednak przeczytać „Ducha” do końca. Najlepiej w obu wersjach ze wskazaniem na tę z ilustracjami pana Bohdana Butenki.