Nienacki Zbigniew – Wąż morski 8/2011

  • Autor: Nienacki Zbigniew
  • Tytuł: Wąż morski
  • Czasopismo: Głos Robotniczy
  • Numery: 1962 nr 161-213
  • Czasopismo: Głos Koszaliński
  • Numery: 1962 nr 269-312, 1963 nr 2-15
  • Czasopismo: Tygodnik Piotrkowski
  • Numery: 1986 nr 48-53, 1987 nr 1-41
  • Rok wydania: 1962, 1986
  • Recenzent: Rafał Figiel

Upolowanie „Węża morskiego” zajęło mi sporo czasu. Wiedziałem, że istnieje, widział go ten i ów, ale ciągle były to tylko pogłoski. Aż wreszcie udało się! Nie mam na myśli oczywiście legendarnego morskiego potwora, o którym pisał Juliusz Verne.

„Wąż morski” to powieść kryminalna Zbigniewa Nienackiego, która ukazała się jedynie w wydaniu gazetowym, po raz pierwszy w łódzkim „Głosie Robotniczym” w 1962 roku. Bohaterem „Węża” jest znany z innej książki Nienackiego, „Laseczka i tajemnica”, dziennikarz Henryk, tym razem zajmujący się sprawą zabójstwa niejakiego Marczaka. Miłośnikom twórczości Nienackiego nazwisko to na pewno jest nieobce, bowiem pojawia się w słynnej serii tego autora o „Panu Samochodziku”: nosi je gajowy w „Wyspie złoczyńców”, oraz bardziej jeszcze znany dyrektor Marczak — szef Samochodzika – występujący w kilku innych częściach. Akcja „Węża morskiego” toczy się w zasadzie w dwóch miastach: Łodzi i Piotrkowie Trybunalskim. Główny bohater powraca po roku bytności za granicą do Piotrkowa i natychmiast wpada w gąszcz tajemniczych wydarzeń. Dowiaduje się, że w czasie, kiedy przebywał na zlecenie swojej gazety w Belgradzie, został zamordowany Józef Marczak, kasjer spółdzielni „Podkowa” – osobnik do tej pory nie notowany, o nieposzlakowanej w społeczeństwie opinii. Na pozór sprawa jest prosta, ot zwykły mord rabunkowy, jednak milicja skłonna jest wiązać śmierć kasjera z osobą redaktora, bowiem Marczak przed śmiercią wyznał kilku swoim znajomym, że prześladuje go tajemniczy „mściciel”, o którym dziennikarz pisał wcześniej na łamach swojej gazety. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że „mściciel” jest postacią fikcyjną.
Henryk wymyślił go, by tajemniczą historią dziejącą się w lokalnej scenerii podnieść sprzedaż czasopisma. Sprawa zabójstwa jest nie do końca pewna, gdyż nie ma ciała denata, a prowadzący śledztwo oficer o pseudonimie „Szpakowaty” dysponuje jedynie zakrwawionym prześcieradłem i tajemniczym czarnym wachlarzem, który podrzucono w mieszkaniu Marczaka. Jak to zwykle u Nienackiego zjawia się piękna kobieta — Joanna, krewna zmarłego, dziedzicząca a w związku z tym automatycznie podejrzana. Henryk nawiązuje romans,  w międzyczasie odnajduje się nieboszczyk, przy czym okazuje się, że zszedł on z tego świata później niż przypuszczano, pada kolejny trup w osobie mieszkającej w pobliżu domu Marczaka pani Gnom, wreszcie na deser: prawdziwy smaczek dla nienackofanów — na kartach powieści spotykamy iluzjonistę… Cagliostro! Niewtajemniczonym wyjaśnię, że osobnik o tym pseudonimie i tej samej profesji jest jednym z głównych bohaterów wydanej w późniejszym czasie książki „Pan Samochodzik i zagadki Fromborka.” To nie jedyne zresztą podobieństwo – Nienacki wykorzystuje w „Zagadkach Fromborka” także motyw zaginionego w czasie wojny zbioru rzadkich monet, wśród których znajduje się bezcenny egzemplarz dukata Łokietka, zaś w tomie „Pan Samochodzik i Niewidzialni” pojawia się ponownie historia trzech mężczyzn bogacących się na odnalezionym po wojnie skarbie. Ogólnie rzecz biorąc „Wąż morski” to powieść dosyć słaba warsztatowo (podobno dlatego wdowa po pisarzu nie wyraziła zgody na jej książkowe wydanie), ale z momentami całkiem ciekawą fabułą, stąd pewnie powtórne wykorzystanie przez autora niektórych motywów w późniejszej twórczości. Miłośników powieści milicyjnej ucieszy zapewne klasyczna pochwała wyższości milicjanta nad prywatnym detektywem („Postać detektywa-amatora rozwiązującego bezbłędnie wszelkie zagadki kryminalne, to dobre dla powieści sensacyjnych. My, detektywi z profesji, bylibyśmy niczym, gdyby nie cały ogromny i skomplikowany aparat milicyjny, który pozostaje do naszej dyspozycji.”), natomiast tropiciele i sympatycy wątków erotycznych dowiedzą się, że dziewczęta w kawiarniach w latach sześćdziesiątych podrywało się metodą „na Film Polski” tzn. udając kierowcę słynnego reżysera, a najbrzydszą rzeczą na świecie jest… Nie, nie moi drodzy! – Wcale nie wąż morski. Nie ma nic bardziej brzydkiego niż… dwie jednakowo ubrane dziewczyny.