- Autor: Zbiór opowiadań
- Tytuł: Mogliby w końcu kogoś zabić
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Oficynka
- Rok wydania: 2010
- Recenzent: Anna Lewandowska
Zabić na końcu
Książkę „Mogliby w końcu kogoś zabić” czyta się jednym tchem. Jest to tom zawierający dziesięć opowiadań kryminalnych albo okołokryminalnych, które powstały na specjalne zamówienie Wydawnictwa „Oficynka”.
Co prawda dwa z nich są dość luźno z kryminałem związane (jedno to horror z elementami okultyzmu, a drugie do thriller psychologiczny), ale cała reszta zawiera wątek co najmniej sensacyjny.
Wśród autorów mamy dużą różnorodność: Ewa Ostrowska, Gacek & Szczepańska – tym razem każda z pań oddzielnie, Jacek Skowroński, Adrianna Ewa Stawska, Katarzyna Rogińska, Piotr Schmandt, Łukasz Śmigiel, Artur Górski, Piotr Rowicki. Oczywiście nie wszystkie te nazwiska znamy, część to ludzie młodzi stawiający dopiero pierwsze kroki jako autorzy kryminałów, ale już na pierwszy rzut oka widać, że rosną nam następcy Edigeya czy Kłodzińskiej.
Autorzy przyłożyli się do pracy bardzo solidnie i mamy tu między innymi: opowieść o sprytnych szantażystach, skrzącą się humorem (oczywiście czarnym), z niesamowitą liczbą zwrotów akcji; mamy też historię pewnej kobiety, dyrektorki prywatnego liceum, pedantycznej aż do bólu, której pewnego dnia ktoś zakłóca wypracowywany przez lata ład. Jest tu również opowieść o sprytnych bliźniaczkach, które wymierzały sprawiedliwość na własną rękę. Jest opowiadanie o zbrodni w bibliotece, i o zbrodni w małym miasteczku. Historyjek jest dziesięć, nie będę ich wszystkich opowiadać, wszystkie są fajne. Tylko jedna nie bardzo udała się autorce – chyba zabrakło jej pomysłu i swoje opowiadanko usiłowała wystylizować na kawałek prozy artystycznej. Nie wyszło.
Marnie też spisała się korekta. Już pomijam puszczenie takiego kuriozum, jak szukanie korkociągu do otwarcia szampana (tak!), ale znalazłam pięć błędów ortograficznych. A wzrok mam nienajlepszy. Literówek nie liczę.
Ale i tak książkę warto przeczytać – a na pewno ostatnie opowiadanie. Jeden z bohaterów czyta tam „Taniec szkieletów” Kłodzińskiej, a opowiadanie skonstruowane jest według najlepszych wzorców powieści milicyjnej. Tylko zakończenie zaskakuje – ale tak przecież powinno być w dobrym kryminale.