Kwiatek Wojciech Piotr – Za żadne pieniądze 85/2010

  • Autor: Kwiatek Wojciech Piotr
  • Tytuł: Za żadne pieniądze
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07
  • Zeszyt nr 139
  • Rok wydania: 1987
  • Nakład: 200000
  • Recenzent: Norbert Jeziolowicz

W dziale Oprawcowania o autorze – Wojciech Piotr Kwiatek – Jak trafiłem w regiony „zbrodni literackiej”

Śmierć krytyka czyli ludzie, dla których książki są naprawdę ważne

Z książką Wojciecha Piotra Kwiatka jest pewien problem i jest nim właśnie osoba autora.

Trudno bowiem czytać w zwyczajny sposób powieść kryminalną popełnioną przez, chyba najwybitniejszego teoretyka  powieści milicyjnej, który w dodatku zdobył doświadczenie w wydawnictwie  przygotowując do wydania właśnie tę powieści. Jego książka  „Zagadki bez niewiadomych czyli kto zabił polską powieść milicyjną”  to zjawisko wyjątkowe w historii naszej krytyki literackiej, ponieważ nikt  inny nie przeprowadził aż  tak dogłębnej analizy struktur powieści milicyjnej, jej podstawowych motywów, wątków i poruszanych tematów.  Jeśli to opracowanie naprawdę – jak powiada autor w wywiadach – powstało jako  praca magisterska, to tym bardziej czapki z głów ! W wywiadach WPK wspomina swoje pierwsze kroki pisarskie  w okresie szkoły podstawowej, więc  zeszyt 139 Ewy „Za  żadne pieniądze” powinien być uznany za dzieło już dojrzałego pisarza.

Jest to także zapewne jedna z niewielu powieści popełnionych przez krytyka literackiego, który w dodatku tak strasznie sponiewierał polską powieść milicyjną wskazując na jej wady, stereotypy i  fakt, że była ona wykorzystywana jako dość prostackie  narzędzie równie prymitywnej indoktrynacji politycznej  popełnianej na nieświadomych obywatelach Polski Ludowej. Logiczne jest więc założenie, że WPK w swojej (chyba) pierwszej wydanej drukiem powieści kryminalnej będzie starał się pokazać, jak się osiąga ideał czyli pisze powieść  kryminalną o milicjantach spełniającą wszystkie  kryteria dobrej historii kryminalnej.

Warto jeszcze podać, ze akcja tej powieści dzieje  się jesienią 1979 roku, ale wydana została ona dopiero  osiem lat później. W dużym uproszczeniu fabuła powieści polega na tym, że zamordowany zostaje w swoim własnym mieszkaniu krytyk literacki, Paweł Niewczas. Uchodził on raczej za autora kontrowersyjnego, ponieważ swoją pracę traktował niezwykle poważnie. Oznaczało to, że książki po prostu  złe określał jako złe i jeszcze przedstawiał dowody, dla swoich tez. Został zabity w trakcie pisania tekstu dla „Nowin Wydawniczych”, który miał się okazać prawdziwą bomba atomową wrzuconą w środowisko literacie i miał wywołać olbrzym mi skandal. Niestety,  tekst pisanego artykułu także zaginął, został najprawdopodobniej zabrany przez mordercę.

No, ale czy książki mogą być powodem aż takich emocji, aby sprowokować kogoś  do morderstwa ? Żeby nie psuć zabawy przy potencjalnym czytelnikom, na potrzeby tej recenzji pozostawię to pytanie bez odpowiedzi.

WPK prowadzi fabułę w sposób typowy dla wszystkich powieści milicyjnych jednak z drugiej strony także większość rzeczy jest „zupełnie odwrotne”. A więc śledztwo prowadzi porucznik Rafał Ryski, który stanowi on już młodsze pokolenie milicjantów i nie ma także przeszłości  partyzanckiej (oczywiście w Gwardii Ludowej), a studiował razem z denatem polonistykę. To niewątpliwie  także wykształcenie, które nie predestynowało do pracy w organach ścigania. Z kolei jego szef, major Janisz, przedstawiony jest raczej jako prymityw traktujący inteligencję czy ludzi wykształconych z dużą nieufnością. Nadał on nawet Ryskiemu przezwisko „Artysta’ i tak właśnie głównie zwraca się do niego, co nie może świadczyć o szczególnym szacunku do wykształcenia uniwersyteckiego. Nasz bohater zostaje przydzielony do tej sprawy (i nawet nią kieruje) właściwie tylko dlatego,  że posiada wielu znajomych właśnie  w środowisku dziennikarsko –literackim  ze względu na swoją edukację (najprawdopodobniej w dodatku nawet obecnie czyta jeszcze książki).

Tak wiec, autor najprawdopodobniej pisze o środowisku w którym pracuje i żyje, a w związku z tym bardzo dobrze je zna. Nie mamy tutaj  więc środowiska prywatnej inicjatywy, warsztatów samochodowych, prywatnych restauracji komisów czy też szpiegów. Jest za to (lub ma być) prawda o życiu oraz realistyczny opis środowiska  artystycznego stolicy w końcówce epoki gierkowskiej propagandy sukcesu.

Do zdecydowanie nietypowych spraw w tej książce należy także bardzo poetycki opis Bazaru Różyckiego, który przypomina raczej nadwiślańskie corso czy Campo di Fiori.  Też niezbyt często spotykało się opisy systemu bezpieczeństwa największej warszawskiej „mety” na Placu Zbawiciela. W tym realistycznym opisie jest także miejsce na smutny obraz ‘Centrum stolicy – pustka ciemnych bram i z rzadka oświetlone wystawy sklepów ze smętnymi resztkami jakichś  dóbr, nie chcianych przez nikogo’. Także wątek uczuciowo-miłosny Ryskiego oraz odwołanie  do zajść jednej ze znaczących dat PRL-u, czyli marca 1968 roku na Uniwersytecie, rozegrane są w sposób niesztampowy.  Wspominam o tym, ponieważ zapewne Klubowicze lubią takie szczegóły.

Autor nie zapomina o detalach topograficznych, w pewnym momencie porucznik Ryski wsiada na placu Dzierżyńskiego w „B” i przesiadłszy się w Wilanowie po trzech kwadransach znajduje się w Powsinie.

Śledztwo prowadzi porucznika Ryskiego do rozmów z rożnymi osobami, jak na przykład  Iwona Bogusz, „narzeczona” krytyka – ten związek jednak przechodził akurat kryzys. Wykonywała ona zawód aktorki – i autor nie poprzestaje tylko na tym stwierdzeniu, ale przytacza skrócone własne opinie o kilku jej filmach przeszłości. Obecnie można ja jednak znaleźć   w innym miejscu  pracy czyli kabarecie „Maligna”. Samo przedstawienie kabaretu jest zresztą traktowane przez milicjanta z dużą rezerwą.  Opis jednego ze skeczy wygląda w sposób następujący: „na małej scenie czterech zabidzonych facetów siedziało przy pustawym cokolwiek stole grzebiąc widelcami w pustawych talerzach i śpiewając unisono znany niegdyś przebój Trubadurów  Cóż wiemy o miłości”.

Intencją autor jest danie nam do zrozumienia, że tak naprawdę poziom oferty kulturalnej  jaką otrzymują  potencjalni klienci, może przedstawiać  wiele do życzenia. W usta głównego bohatera wkłada on między innymi kwestię, o tym że„ w sytuacji głodu książki ludzie kupują prawie wszystko.

W ogóle obraz  środowiska artystyczno-literackiego to cała plejada postaci, które robią co mogą, aby  udawać kogoś innego, piękniejszego i mądrzejszego. Przy okazji lektury tego zeszytu czytelnik uzyskuje wgląd  przez dziurkę od klucza  na mechanizmy funkcjonowania naszego rynku / przemysłu literackiego, które zapewne (a przynajmniej mam taka nadzieję) wymarł razem z realnym socjalizmem, widzimy bowiem świat, w którym od przychylności  władz zależy o wiele więcej niż od opinii  czytelników, pisarz staje się kimś ważnym dopiero, gdy uzyska stanowisko (czyli posadę)  dającą wpływy, a delegacje do drugiego obszaru płatniczego to marzenie każdego obywatela. Środowisko peerelowskich   pisarzy j przedstawiony zostaje podobnie jak obraz instytutów naukowych czy dużych kombinatów w powieściach Kłodzińskiej.  Tak, jak zresztą opisał to WPK  – „oni wszyscy egzystują  na rynku dlatego, że nie ma nikogo lepszego”.

I kolejny pomysł, który  ucieszy wszystkich Klubowiczów  – Ryski zdobywa finalne dowody obciążająca mordercę spędzając dwa dni na czytaniu książek w bibliotece na Koszykowej. Taki motyw  chyba nigdy nie występuje w powieści milicyjnej . Wyczerpująca analiza akt śledztwa to jeszcze  miała prawo wystąpić,  ale  żeby w bibliotece ?!

A teraz podsumowanie:  to jest dobra książka, czyta się ją szybko i bez bólu, wszystkie nietypowe motywy naprawdę dodają jej wiele  uroku. Ale z drugiej  strony wygląda ona w niektórych fragmentach na trochę „zimną”  i bardzo wykalkulowaną, co zresztą w niczym nie zmienia przesłania zdania poprzedniego. Zachęcam.