Krupiński Władysław – Zachłanność mordercy 198/2010

  • Autor: Krupiński Władysław
  • Tytuł: Zachłanność mordercy
  • Wydawnictwo: KAW
  • Seria: seria Czerwona Okładka
  • Rok wydania: 1976, 1978
  • Nakład: 100260
  • Recenzent: Iwona Mejza

LINK Recenzja Jana Bielickiego
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego

Jest takie stare powiedzenie: „naiwnych nie sieją, sami się rodzą”. Przypomniało mi ono po przeczytaniu mniej więcej połowy tej szczuplutkiej książki / tylko 126 stron/.

Akcja wartka a trup ścieli się gęsto. Ale zaczynamy łagodnie od zakrapianej, prywatnej a jednak prawie zakładowej / uczestnicy to współpracownicy/ imprezy. Toasty wznoszone gęsto, wódeczka się leje a gospodyni miota się z kąta w kąt bo nie może się dodzwonić do matki. Dopiero następnego dnia idzie po rozum do głowy i dzwoni do biura w którym pracuje matka. Informacja ścina ją z nóg. Matka nie wyjechała służbowo, w biurze podejrzewali, że jest chora więc nie niepokoili. W końcu córka powiadamia milicję i ta wkracza do akcji idąc za śladem pozostawionym przez bukiet z niebieskich kwiatów. Trafiają do ogrodnika,od ogrodnika dalej, kapitan Mirski prowadzi śledztwo, delikatnie flirtując z osieroconą panią Haliną. Poszukiwania trwają, zabójca się rozbestwił i uderza kolejny raz, nieświadomie przyczyniając się do powiększenia majątku pani Haliny. Zaczynam podejrzewać panią Halinę. Może zadawnione urazy, jakaś nienawiść. Autor umiejętnie wodzi nas na manowce wyobrazni, aby za chwilę wskazać właściwy trop, bo jak od wieków wiadomo i jest to rzecz aż do bólu powtarzalna w całej literaturze kryminalnej i nie tylko,że jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze, albo o inne dobra materialne, które można spieniężyć. Tak samo jest w tym jakże smutnym przypadku. Dla mnie postępowanie głównej nieobecnej, czyli denatki jest kompletnie niezrozumiałe, nielogiczne i przeczące tak zwanemu zdrowemu rozsądkowi, którego jak widać tutaj zabrakło. Nie powierza się cennych rzeczy na przechowanie obcym ludziom, nawet jeżeli zdarzy się nam w jakimś zakochać to ja zawsze radzę pilnować kieszeni.

Kapitan Mirski prowadzi śledztwo, co bardzo ważne jest to śledztwo prowadzone w Radomiu, nie w Warszawie, poznajemy pracowników firmy Centrali Handlu Zagranicznego „ Intermex,” nawet jeden z nich, urodzony pechowiec wędruje na chwilę za kratki. W książce jest w zasadzie wszystko co w kryminale być powinno. Szybka, zwarta, bez zbędnych przestojów i opisów akcja, zwięzłe opisy postaci, dobre, momentami zabawne dialogi:

…Zdaje pan sobie sprawę, że cztery tysiące dolarów, jakie u pana znaleźliśmy to wielka wartość?- wtrącił prokurator, który od pewnego czasu towarzyszył temu przesłuchaniu.
–Lokowałem na fiata.
-Jednego?
-No na fiata i na czarna godzinę.
-Nie można powiedzieć, aby czas, który dla pana nadszedł, był zbyt różowy. (Strona 75).

Mnie się bardzo tego typu dialogi z celnymi ripostami podobają i sprawiają, że książka jednak ma w sobie jakiś wdzięk, czyta się szybko a ile z niej zostanie w pamięci to czas pokaże, niemniej jednak jak dla mnie nie był to czas stracony. Ciekawostką jest, że autorem „Zachłanności mordercy „jest twórca postaci kapitana Żbika, pan Władysław Krupka, służbowo pułkownik Milicji Obywatelskiej, w swoim czasie obarczony obowiązkiem przybliżenia pracy milicji masom. Z tego obowiązku zrodził się kapitan Żbik i kilka ukazujących drobiazgową, żmudną i czasami dołującą pracę milicji kryminałów. Przeglądając bibliografię autora, znalazłam parę tytułów, po które z przyjemnością sięgnę, nie jest to zapewne ambitna literatura, ale wypoczynkowa jak najbardziej.