- Autor: Frey Danuta
- Tytuł: Ostrze noża
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 93
- Rok wydania: 1977
- Nakład: 100275
- Recenzent: Norbert Jeziolowicz
LINK Recenzja Wiesława Kota
Złote czasy pornografii
Danuta Frey jest zasłużoną autorką powieści milicyjnej. A że była także pisarką dość płodną i pracowitą to właściwie każdy, kto interesuje się naszym ulubionym gatunkiem literackim musiał natknąć się – chociażby przypadkiem – na jedną z jej powieści.
Z drugiej jednak strony do dzisiaj nie trafiła ani do absolutnego panteonu twórców powieści milicyjnej, ani do części kuriozów takich jak większość powieści Kłodzińskiej. Jednym z powodów tej sytuacji jest zapewne fakt, że unikała ona opisywania szczegółowych realiów peerelowskiej rzeczywistości chociaż nigdy (chyba) także nie przenosiła akcji poza granice ludowej ojczyzny. No i nie stworzyła jednego wyrazistego bohatera, którego przeprowadziłaby przez większość swoich utworów. Po dwóch dekadach transformacji rynku powieści kryminalnych (oraz kilku innych rzeczy w naszym kraju) wygląda to trochę tak, jakby Pani Frey nieco wstydziła się powieści milicyjnej i starała się ją jak najbardziej oddalić od rutyny stosowanej przez innych autorów.
„Ostrze noża” to właściwie powieść typowa w zakresie całej intrygi kryminalnej i namiętności miotających działaniami bohaterów, ale z drugiej strony autorka nie mogąc zmienić treści, próbowała korzystać z prostych zabiegów formalnych, których celem jest ubarwienie sztampy i rutyny. Główny bohater noweli, milicjant prowadzący śledztwo jest jednocześnie jej narratorem i opowiada czytelnikom o wydarzeniach z przeszłości, z tym że jest to relacja oficera milicji, który sprawę dawno zakończył. Nie ma więc tutaj klasycznych zwrotów akcji czy zdziwień, ponieważ narrator i tak już wszystko wie. Nawet rozwój śledztwa nie jest prowadzony chronologicznie. Opowieść ta jest zbudowano w sposób uporządkowany; czytelnik poznaje po prostu wyniki dochodzenia w kolejnych pogrupowanych wątkach śledztwa. Niekiedy może to robić wrażenie podanie nam w zbeletryzowanej formie akt prokuratorskich, ale czytanie tej noweli nie jest znowu jakąś tam straszną pańszczyzną. W gatunku pełnym rutyniarstwa i sztampy jak powieść milicyjna, taka próba może nawet już na wstępie zasługiwać na uznanie i dać kilka punktów dodatnich. Tym bardzie że Pani Frey stara się nadać tej opowieści nieco lżejszy rys poprzez używanie czegoś w rodzaju języka stylizowanego na potoczny, a nie suchego jak ściółka leśna w czasie upału żargonu przypominającego autentyczne notatki służbowe milicjantów.
Akcja zaczyna się zwyczajnie – główny bohater siedzi sam w pokoju na komendzie i zajmuje się opracowywaniem półrocznych zestawień, które zwalił na niego szef. Dzieje się tak zapewne dlatego, ze uchodzi za skrupulanta, pedanta, a niektórzy nawet za nadmiernego służbistę – chyba także w oczach żony. Jednak pewnego późnowiosennego popołudnia chwilę przed odebraniem wezwania wspomina on dziewczynę o imieniu Elżbieta (którą kochał i nawet chciał się żenić). Zdarza mu się to od czasu do czasu, chociaż obecnie jest już żonaty i to inną kobietą. W każdym bądź razie wezwanie dotyczy morderstwa (a jakże) popełnionego za pomocą wielu ran kłutych serca oraz żołądka. Dodatkowo na twarz zamordowanego wylana została jakaś żrąca substancja, najprawdopodobniej kwas solny. Denat był osobą mieszkająca samotnie (zwłoki znalazł listonosz). Szybko wykryto, że nazywał się Zenon Ignatowicz; z wykształcenie lekarz, ale w willi znaleziono ciemnię fotograficzną i wyposażenie zawodowego fotografa. W dalszej części noweli rusza milicyjna machina składająca się z bezimiennych trybików i w wyniku żmudnej pracy ustala się życiorys Ignatowicza i krąg przyjaciół w celu znalezienia potencjalnego motywu morderstwa. Biografia ofiary to zresztą typowa „równia pochyła”, najpierw zdolny stołeczny lekarz, później bardziej prowincjonalny szpital, później porażki osobiste, które prowadzą do alkoholu i błąd lekarski – zakaz wykonywania zawodu na okres pięciu lat, następnie nawet więzienie i tam kontakty ze światem przestępczym, w którym obracał się już do tragicznej śmierci. To dość sporo jak na wiek trzydziestu paru lat. Dochodzi do tego jeszcze nękanie go przez męża ofiary błędu lekarskiego ogarniętego żądzą zemsty z wszelka cenę. Z kolei sam denat w podobny sposób nękał byłą żonę.
Okazuje się, że zamordowany trudnił się produkcją nielegalnej wtedy pornografii – tak były takie czasy w naszym kraju. Odpowiednie zdjęcia były rozprowadzane pomiędzy zainteresowanych klientów między innymi na bazarze w Rembertowie. Była to zresztą działalność bez dużych kosztów własnych – podrywano po prostu naiwne dziewczyna na „zdjęcia próbne do filmu” wykorzystując fałszywą legitymację asystenta operatora Zjednoczonych Zespołów Filmowych.
Ale to nawet nie fabuła stanowi największa zaletę powieści, ale jej przygnębiająca atmosfera i połamane życiorysy występujących w niej postaci. Na każdym kroku ktoś ma pecha, ktoś komuś robi krzywdę, ktoś traci pieniądze lub wreszcie ktoś umiera. Dochodzi nawet do sytuacji, że jedna z przesłuchiwanych dziewczyn- modelek mimo woli próbuje popełnić samobójstwo w trakcie rozmowy z oficerem i udaje się ją uratować dosłownie w ostatniej chwili.
W tamtych czasach była już u nas dostępna kolorowa telewizja tryskająca optymizmem oraz filmy kinowe także produkowane były w kolorze, ale czytając „Ostrze noża” miałem wrażenie, że Peerel przedstawiany jest nadal w konwencji czarno-szarej.
Wiem, ze takie dalekie skojarzenia w kierunku bardziej „artystycznej” sztuki mogą dzisiaj brzmieć pretensjonalnie, ale „Ostrze noża” umieściłbym już nawet w podobnym nurcie co Kino Moralnego Niepokoju. Wbrew oficjalnej propagandzie sukcesu i radości z działania w socjalistycznej wspólnocie społecznej mamy tutaj wiele przykładów zwichniętych życiorysów, siermiężnych intryg w zakładach pracy i problemów dręczących „szarych” ludzi. W ich rozwiązywaniu nikt im nie pomaga, a los bliźniego tak naprawdę nikogo nie interesuje – nawet milicję nie za bardzo. Jako ścieżkę dźwiękową czy tej lektury można moim zdaniem rekomendować pierwszy przebój Budki Suflera „Sen o dolinie” z tego samego okresu (jeśli ktoś nie wie, to zaczyna się on od słów: znowu w życiu mi nie wyszło…….).
W powieści odrzuca się większość nazw czy elementów charakterystycznych dla lat 70-tych, bodaj padają tylko nazwy Warszawa oraz Rembertów. Ale już zakład karny mieści się w S. Miasto to było nawet niegdyś siedzibą guberni, a obecnie doszło nawet do roli stolicy województwa. Ale ta miejscowość dopiero „zamierzała być duża. Po jezdni poruszało się więcej ciężarówek niż samochodów osobowych”. Prowadzący śledztwo oficer udaje się także do „miejscowości podstołecznych” – podróż zajmuje mu 20 minut zatłoczonym pociągiem elektrycznym.
Jest w tej noweli także element profetyzny: mąż ciężarnej kobiety, która padła ofiarą błędu lekarskiego nazywał się Adam Małysz. Gdyby powieść ukazała się obecnie, to wydawca i autorka musieliby się liczyć z procesem o ochronę dóbr osobistych.