- Autor: Kalicka Manula
- Tytuł: Gdzie jest głowa Emily Kaye? Zbrodnia w sferach wyższych
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Nowy Świat
- Rok wydania: 2010
- Recenzent: Anna Lewandowska
Pitaval z myszką
Manula Kalicka znana jest głównie jako autorka pełnych humoru powieści dla pań (m.in. „Szczęście za progiem”, „Rembrandt, wojna i dziewczyna z kabaretu”). Zanim zaczęła pisać imała się różnych zajęć, a pisanie traktowała jako hobby. Może dlatego tak dobrze jej się udawało?
„Gdzie jest głowa Emily Kaye” to niezbyt typowy dla jej twórczości zbiór opowiadań kryminalnych, a raczej retro-pitaval, bowiem akcja większości z nich ma miejsce w XIX lub w początkach XX wieku. Są również i starsze – autorka przedstawia nam historie kryminalne z dalszej lub bliższej przeszłości, które wstrząsnęły światem. Część spraw została wyjaśniona, winni ukarani, ale część nie znalazła rozwiązania do dziś.
Podtytuł tomiku „Zbrodnie w sferach wyższych” jasno daje nam do zrozumienia, gdzie szukać ofiar i ich zabójców. A zarówno jednych jak i drugich jest w książce sporo.
Tom rozpoczyna tytułowe opowiadanie „Gdzie jest głowa Emily Kaye”. Jest to historia angielskiego kandydata na monsieur Landru, który wprawdzie zamordował tylko jedną ofiarę, ale za to jej ciała usiłował się pozbyć w dość wyrafinowany sposób. Udało mu się jednak pozbyć tylko głowy, za to tak skutecznie, że do dzisiaj nie została odnaleziona. Kandydatka na następną ofiarę uszła z życiem.
Jest i drugi pan o zbliżonych upodobaniach – ten ma na swoim koncie więcej ofiar, ale za to łatwiej je było odnaleźć, bo je po prostu zakopywał w ogrodzie lub w piwnicy.
Ale nie tylko panowie mordowali. Panie też mają „zasługi” na tym polu. Używały może mniej wyrafinowanych sposobów, ale też nie brakowało im polotu.
Jedną z nich była córka zamożnego prawnika, która zakochała się będąc już na skraju staropanieństwa. Ojciec nie zaakceptował jej wybranka, więc odrzucony amant wpadł na pomysł, że musi go w sobie rozkochać. Dał więc ukochanej pudełeczko z „eliksirem miłości” i polecił dosypywać ojcu do posiłków. Niespodziewanie ojciec zaczął chorować, a wraz z nim służący, szczególnie ci, którzy dojadali napoczęte przezeń potrawy (dziwny obyczaj, niby zamożny dom, a służba żywiła się resztkami?). I pewnie do dziś sprawa by się nie wyjaśniła, gdyby nie spryt służących, którzy pieczołowicie przechowywali resztki podejrzanych potraw i pudełeczka po tajemniczym proszku.
Jest też historia słynnej madame Lafarge, spokrewnionej z francuskim królem, którą podejrzewano o systematyczne trucie własnego męża, i choć na długie lata osadzono ją w więzieniu, nie zdołano udowodnić jej winy.
Większość z opisanych przez autorkę zbrodni miała miejsce w Anglii lub Francji, ale znalazło się również coś ciekawego i w historii naszej kryminalistyki. Otóż pewien hrabia z zimną krwią zastrzelił wiarołomną żonę i jej kochanka. I choć wszyscy wiedzieli, że to zemsta zdradzanego męża, i wyrażali swoje oburzenie, hrabia został uniewinniony. Historia ma optymistyczne zakończenie: bojkotowany przez okoliczne ziemiaństwo hrabia przeniósł się z Wielkopolski na Śląsk i po latach zdołał odbudować swoją pozycję społeczną. Przyczynił się do tego udział w kolejnych wojnach i powstaniach, w czasie których wykazał się męstwem i zdobył wiele odznaczeń. Ale to raczej nietypowy przypadek, żeby zbrodnia wyszła komuś na dobre.