Kaflińska Jadwiga – Powikłane ślady 39/2010

  • Autor: Kaflińska Jadwiga
  • Tytuł: Powikłane ślady
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 1983
  • Nakład: 100200
  • Recenzent: Marzena Pustułka

LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego

Wszystko  bardzo powikłane……

Książka Jadwigi Kaflińskiej „Powikłane ślady”  jest pozycją dość  nietypową  wśród milicyjnych kryminałów z wielu względów. Przede wszystkim napisana jest jak gdyby na kilku  płaszczyznach.

Po drugie cała intryga dość znacząco odbiega od najczęściej znanych tematów  (np. kradzież betonu czy cementu , korupcja w większych lub mniejszych spółdzielniach i zakładach, chęć zawładnięcia  naszą rewelacyjną  peerelowską myślą  techniczną czy czyste szpiegostwo   itp. ) , chociaż … ślad prowadzi w przeszłość, nieco jednak w inny sposób niż się spodziewamy.  No i na koniec prowadzący śledztwo kapitan Kłosiński bez ceregieli decyduje się na romans z osoba zamieszaną  w sprawę (!) , która mogła być nawet podejrzaną, ale na szczęście ( dla kapitana ) nikt jej nie podejrzewał. O co chodzi z tymi płaszczyznami? Otóż na początku poznajemy narratorkę, świeżo upieczoną emerytkę, która na myśl o nagłym nadmiarze wolnego czasu zamierza napisać powieść. Pragnie wykorzystać w tym celu swoje okupacyjne wspomnienia, szuka taśmy magnetofonowej  i…. nagle dzwoni telefon…. I tu okazuje się, że początek wcale nie jest początkiem, ale raczej ….początkiem zakończenia.  Na następnych stronach przenosimy się w przeszłość — jest to tylko kilka dni, ale zawsze…. Teraz narratorem jest osoba trzecia. Potem, dzięki wtrąconym w fabułę opowiadaniom głównych bohaterów,  przenosimy się w czasy okupacji,  głownie w jedno konkretne miejsce. Bardzo to wszystko pomieszane , ale tez intrygujące! No bo kto chce zabić znanego adwokata , wielce szanowanego, uczciwego do bólu, wiernego i kochającego męża? Nie jesteśmy w stanie podejrzewać go o żadną paskudną, okupacyjna przeszłość, to nie wchodzi w grę. Ale może rozpoznał jakiegoś zbrodniarza i sam jeszcze o tym nie wie? A może to żona, piękna pani mecenasowa pragnie pozbyć się starego, czyhając na wysoką polisę ubezpieczeniową? Na dodatek pojawia się jeszcze Amerykanin polskiego pochodzenia, o którym na początki  nic nie wiadomo, tylko tyle , że spotyka się z wielce podejrzanym osobnikiem. Zresztą tenże osobnik właśnie dlatego jest podejrzany, że   w swoim czasie porzucił piękną Aldonę, z która romansuje kapitan Kłosiński, i dlatego od razu wydał się dzielnemu milicjantowi jakiś nienormalny…..Ha, ha — oto męskie myślenie.  Poszlaki się mnożą, podejrzani też, niestety albo nie żyją, albo leżą w szpitalu,  więc nawet nie można ich przesłuchać! Śledztwo kapitana Kłosińskiego gmatwa się coraz bardziej i bardziej i gdyby nie szczęśliwe zbiegi okoliczności nie wiadomo, czy doszlibyśmy w końcu do szczęśliwego zakończenia  a morderca do pierdla. Nawiasem mówiąc , na temat roli szczęśliwych przypadków i zbiegów okoliczności w milicyjnych kryminałach ktoś powinien napisać doktorat, ale tu autorka chyba lekko przesadziła. Akurat wszyscy bohaterowie siedzieli w tym samym niemieckim więzieniu (nawet w jednej celi ) , akurat wszyscy znali sie i spotykali  po wojnie, a nawet robili wspólne interesy itd. itp. To zdecydowanie słaby punkt książki, ale mimo wszystko czyta się z zainteresowaniem — przecież wiele potrafimy wybaczyc gdy kochamy, a bez wątpienia kochamy powieści milicyjne!
Na zakończenie koniecznie muszę wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy, mianowicie o datach. Książka została wydana w 1983 roku, ale z pewnością nie w tym czasie rozgrywały się wydarzenia. Prosta matematyka. Otóż wiemy na pewno, że piękna mecenasowa w chwili akcji ma 51 lat, i wiemy na pewno, że 1942, mając ok. 18 lat po raz pierwszy wyszła za mąż. Nie da rady. Gdyby  w 1983 miała 51 lat, to musiała urodzić się 1932,  a nie mogła wyjść za mąż mając lat 10! Wg moich obliczeń musiała urodzić się 1924, mając 18 wyjść za mąż w 42, a 51 skończyła w 1975 r.  Skąd takie rozbieżności, czy to celowy zamiar autorki, pewnie nigdy się dowiemy, tym bardziej że w książce nie ma nic, do czego mogłaby się przyczepić cenzura lat 70-tych. No, może się czepiam, ale lubię, jak mi się wszystko zgadza.
Podsumowując,  rozwiązanie sprawy ciekawe, też dość nietypowe. Polecam.