Hilkiewicz Adam – Zawsze wygrywa najlepszy 61/2010

  • Autor: Hilkiewicz Adam
  • Tytuł: Zawsze wygrywa najlepszy
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Telbit
  • Rok wydania: 2009
  • Recenzent: Anna Niklewska

Niech was nie zmyli rok wydania – ta opowiastka sensacyjna napisana została w czasach PRLu – zatrzymana przez cenzurę czekała na wydanie aż do dziś.

Nie jest to sensu stricte kryminał, bo nie pada w nim żaden trup.
Rzecz dzieje się w późnych latach 70-tych. Do kraju wraca po wieloletnim pobycie we Francji Henryk Winiecki. Syn wytrawnego hosztaplera sam starający mu dorównać. Po śmierci wielce majętnej żony, wraca do ojczyzny by na starość osiąść w rodzinnym domu który znajduje się ca 100 km od Warszawy w miejscowości Mosty.
Za nim podąża jego uczeń i przyjaciel Krzysztof Skotnicki który ma w głowie jeden cel, obrabować swojego mistrza z drogocennej biżuterii którą Henryk Winiecki odziedziczył po żonie i którą przeszmuglował do ojczyzny.
W rodzinnych Mostach każdy wie, że Henryk Winiecki trzyma w domu wartościowe rzeczy ale wiedzą także, że się zabezpieczył alarmem który jest bezpośrednio połączony z komendą milicji. Komendat tego posterunku czerpie z tego podłączenia własne profity, bo za każdą wizytą kontrolną dostaje od właściciela  (uwaga) kilka bonów peweksowskich o wartości jednego dolara.
Na posterunku pracują także plutonowy Warycha i kapral Kurek, ten ostatni zazdrości komendantowi dodatkowego źródła zarobku i obmyśla misterny plan ochrony dóbr doczesnych p. Winieckiego, za który dostaje sowity zarobek w wysokości 80 dolarów.
W tzw międzyczasie Skotnicki nie próżnuje, cały czas obmyśla plany napadu na Winieckiego biorąc sobie wspólnika który ma zaprzyjaźnić się z siostrzenicą starszego pana, która mieszka razem z nim jako opiekunka i gospodyni.
Na tym zakończę opowiadanie intrygi, bowiem ma wiele odsłon i nie chcę zepsuć lektury. Mogę dodać, że mamy też wątek miłosny dość jak dla mnie osobliwy. Nie jest to dzieło wielkich lotów, większość głównych bohaterów robi wrażenie mało lotnych umysłowo, no może oprócz krótko występującego porucznika Juliana Wendy który; ” miał bardzo inteligentną twarz i mało kto by odgadł, że może pracować w milicji” (str 246).
Całość robi raczej wrażenie scenariusza niż powieści, co ma pewne uzasadnienie ponieważ autor jak czytam w stopce pisał sztuki dla Teatru Polskiego Radia. Kto chce niech przeczyta, kto nie chce niech nie czyta bo straci niewiele.