Wilt Karol – Nie chciałem jej zabić 80/2009

  • Autor: Wilt Karol
  • Tytuł: Nie chciałem jej zabić
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: seria z Jamnikiem
  • Rok wydania: 1972
  • Nakład: 80290
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

Biust napierał na tunikę

Po lekturze pierwszej książki Karola Wilta (czyli „Przekładance”) byłem ciekaw kolejnej. Zrazu też wziąłem się do lektury „Nie chciałem jej zabić”. Miałem nadzieję, że autorka będzie mylić tropy (jak to czyniła od samego początku czyli nazwiska na okładce), mimo bardzo kameralnej struktury utworu  i nie myliłem się.

Bohaterem dzieła jest umocowany dosyć wysoko w strukturach urzędów urbanistycznych Andrzej Zborowski, człowiek bez reszty pochłonięty pracą i nie mający w związku z tym czasu na spędzanie  z żoną, ani też kontrolowanie jej poczynań. Nie dziwi zatem, że w trakcie pobytu służbowego w Paryżu żona zapałała afektem do kogoś innego.
Sytuaja ta musiała wstrząsnąć Zborowskim do tego stopnia, że rozpamiętuje wszystko w monologu wewnętrznym liczącym ponad 100 stron. Ma to charakter dwóch zeszytów. A cała spowiedź odbywa się w pociągu z Jeleniej Góry do Warszawy, z przesiadką we Wrocławiu. Czasu jest zatem dosyć.
Konkluzją z tych dywagacji powinna być zmiana sposobu życia bohatera. Tak się jednak nie dzieje. Zborowski wyjeżdża na prowincję do pracy i tam czyni dokładnie to samo. Żeni się po raz drugi i nie ma pojęcia co robi jego żona.Tu autorka wykazuje się daleko idącą prawdą psychologiczną, która brzmi:  mamy skłonność do popełniania wciąż tych samych błędów.
Nie dziwi zatem, że między małżonkami się nie układa, a podczas sprzeczki w okolicznościach górskich (ach cóż za wspaniałe plenery dla Klubowicza Głogowskiego, naszego speca od milicyjniaków górskich) mąż spycha żonę w przepaść. Tyle że ciała potem nie widzimy. Następnie sam Zborowski ginie we własnym mieszkaniu, tyle że też ciała nie widzimy. Co się zatem naprawdę wydarzyło? Tego nie zdradzę. Wspomnę tylko, że sprawę całą wyświetlić musi nie kto inny jak doktor Gellert z Tworek. Doktora Gellera, genialnego psychiatrę i radcę prawnego w jednym poznaliśmy już w pierwszej książce K.W. „Przekładance”. I tym razem autorka zaskakuje wprowadzając Gellerta dopiero w drugiej części książki. Pozostawia go zresztą w dalekim planie, aż do samej kulminacji.
„Nie chciałem jej zabić” to kryminał psychologiczny pełną gęba i choć monolog wewnętrzny Zborowskiego jest ciut za bardzo rozwlekły – po dwóch wspomnianych zeszytach czytamy jeszcze dziennik tegoż Zborowskiego (można by spokojnie skrócić powieść o połowę), to autorka wykazała się sporą pomysłowością w konstrukcji intrygi. A nie było to łatwe, gdyż postaci niewiele, akcja zaś bardzo kameralna, ledwie zarysowana. No i przy tym zupełnie brak szpiegów, przypadków, zbiegów okoliczności itp. wytrychów, którymi chętnie podpierają się twórcy milicyjni.  Jestem pod wrażeniem.
Na okrasę dwie mikroobserwacje z pobytu w Paryżu. Zborowski, już po rozstaniu z pierwszą żoną zamieszkał w cichym pensjonacie i oto co stwierdza: „Klientelę stanowiła głównie studenteria, a także przygodne parki szukające schronienia na kilka godzin, drobni urzędnicy, niekiedy clochardzi. Ciekawe, że nigdy nie spotkałem tam hippisów, którzy włóczyli się w tej dzielnicy, jak i po cały mieście. Widocznie nie odpowiada im kuchnia, a może pomieszczenie”. To było już w czasie, gdy bohater podniósł się  z depresji. Bo tuż po rozstaniu jego stan psychiczny wyglądał dużo gorzej: „Na czarnych ulicach nie byłem sam. Wmieszany w tłum pijaków, prostytutek, turystów, clochardów, nieumyślnie poznawałem tych bliskich mi – trafionych nieszczęściem”.
I jeszcze migawka z Sylwestra 1968 z Grand Hotelu, gdzie Zborowski balował z drugą żoną czyli Celiną. Oto jak była odziana połowica: „Długa biała atłasowa tunika, poprzecinana wszędzie gdzie tylko się dało, a zwłaszcza na piersiach, które Celina miała iście bachiczne niczym Sofia Loren”. Rany boskie, czyżby zatem biust Celiny był całkiem na wierzchu? Tego nie dowiemy się nigdy.