- Autor: Płoński Janusz, Rybiński Maciej
- Tytuł: Góralskie tango
- Wydawnictwo: KAW
- Seria: seria Czerwona Okładka
- Rok wydania: 1978
- Nakład: 100000
- Recenzent: Paweł Smoliński
LINK Recenzja Joanny Cieślik
LINK Recenzja Marzeny Pustułki
Lew R. nie był pierwszy
„Lewy, trzy gaz, na górce prawy łuk, trzy pełny gaz, hamowanie, lewy, dwa gaz, tnij po poboczu, prawy łuk na trzy pełen gaz…” – miłośnicy pędzących samochodów spod znaku FSO na Żeraniu będą w siódmym niebie. Akcja powieści „Góralskie tango” rozgrywa się podczas górskiego rajdu.
Dużymi fiatami ścigają się na krętych drogach Zakopanego najlepsi kierowcy czasów późnego Gierka. Zaliczają kolejne oesy i pekace. Kierowcom towarzyszą nie tylko ich piloci, ale też relacjonujący rajd dziennikarze. Po codziennych wyścigach życie toczy się w sali kawiarnianej hotelu, gdzie znudzeni redaktorzy raczą się alkoholem, a zmęczeni kierowcy wymieniają uwagi na temat pokonanych odcinków. Na tej sali pojawia się też żona pewnego bardzo ambitnego rajdowca, która pewien wieczór kończy w łóżku z pilotem kierowcy fabrycznego FSO. Zdradzony mąż oczywiście dowiaduje się o wyczynie swej ślubnej. Jest jednak zbyt zajęty wyścigiem, by robić żonie wymówki. Sprawa kończy się na spoliczkowaniu rywala. Kobieta, nie czekając na zakończenie rajdu, opuszcza hotel, a akcja powieści wraca na kręte zakopiańskie drogi, na których od czasu do czasu pojawia się – niczym Artur Barciś w „Dekalogu” Krzysztofa Kieślowskiego – tajemniczy góral z ciupagą.
Rajdowe zmagania kierowców jako żywo przypominają dokument o PRL-owskim mistrzu kierownicy Sobiesławie Zasadzie. Pamiętacie, jak wielkimi kankami, w których transportowano mleko, wlewano paliwo do zbiornika fiata rajdowca, bo takie tankowanie było szybsze? W naszej powieści jest jeszcze lepiej. Klocki hamulcowe w jednym z fiatów wymienia podczas rajdu zaprzyjaźniony z kierowcą dziennikarz, a napraw wozów wyścigowych dokonują miejscowi mechanicy. Nie dziwimy się zatem, kiedy jeden fiatów rozbija się na górskim odcinku. Kierowca i pilot giną. Ekspertyza szczątków wozu nie przynosi jednak żadnej sensacji. Wóz był – o dziwo – sprawny. Dla rajdowców sprawa jest jasna: błąd popełnił kierowca, szarżując nocą, we mgle. Tylko zabezpieczającemu rajd milicjantowi z warszawskiej „drogówki” coś tu nie gra. Ma przeczucie, że to nie był zwyczajny wypadek. I nie myli się. Mamy bowiem do czynienia ze zbrodnią prawie doskonałą. Kapitan przesłuchuje kilka osób, którym mogło zależeć na śmierci fabrycznego kierowcy FSO. Na trop zabójcy nie wpada jednak milicja, lecz jeden z rajdowych pilotów, jednocześnie dziennikarz piszący reportaż z wyścigów. Przypadkowego odkrycia mordercy dokona podczas przesłuchania taśm, które nagrał podczas rajdu, by mieć materiał do artykułu. Kluczowy okazuje się fragment, kiedy pyta kierowcę, czego ten szuka pod deską rozdzielczą. Zaskakująca odpowiedź na to pytanie jest jednocześnie rozwiązaniem kryminalnej zagadki.
Lew R. nie był więc pierwszą ofiarą taśm, na których nagrano kompromitującą wymianę zdań.