- Autor: Lewandowski Jan
- Tytuł: Czy pani wierzy w UFO
- Wydawnictwo: KAW
- Seria: seria Czerwona Okładka
- Rok wydania: 1981
- Nakład:
- Recenzent: Adam Sykuła
LINK Recenzja Piotra Głogowskiego
Czy pani wierzy w UFO czyli milicja na tropie kosmitów
Po przeczytaniu książki nasuwa się od razu jedno słowo – „dziwna”. Tak, stanowczo dziwna to książka. Niby wydana w serii kryminalnej KAW „z czerwoną okładką”. Niby występują w niej przedstawiciele milicji, niby jest śledztwo, ale…
No właśnie, ale. Wszystko zaczyna się od tego, że od jakiegoś czasu, nad Warszawą pojawiają się balony, dziwne balony, podobne do tych używanych przez służby meteorologiczne. Jednak wspomniane służby nie przyznają się do znaleziska. Właściwie nikt się do niego nie przyznaje. I jeszcze do tego okazuje się że jak tylko milicja z pomocą wojska ściągnie bezpańskie znalezisko z nieboskłonu, następnego dnia pojawia się w tym samym miejscu taki sam balon. Jeszcze ciekawiej robi się, kiedy po przebadaniu w milicyjnym laboratorium okazuje się że znalezisko pokryte jest niezwykle rzadkim stopem platyny z palladem. Służby milicji, w osobach majora Bienia i podporucznika Szerera, wietrzą wielką aferę kryminalno-gospodarczą (wiadomo, platyna i pallad, towary deficytowe i do tego dewizowe). Równolegle w tle akcji mamy pokazane kłopoty z komputerem Suprema Bis 03. Komputer jest bardzo nowoczesny (dzisiaj jego możliwości doprowadziłyby do śmierci ze śmiechu pierwszego, lepszego adepta informatyki) i zainstalowany jest w pewnym, drugorzędnym instytucie bez znaczenia strategicznego. Maszyna ta od jakiegoś czasu zaczyna przejawiać pewne niezwykłe zdolności: a to zamiast bilansu budżetu instytutu poda wygrane liczby totolotka z losowania na następny dzień, a to skład chemiczny pewnej unikalnej mikstury. Po krótkim czasie oba wątki zaczynają łączyć się ze sobą a do kompletu dochodzą jeszcze kłopoty jednej z bohaterek z wystawieniem musicalu „Królowa Atlantydy”.
Książka oscyluje pomiędzy „Śledztwem” Stanisława Lema i filmem „Hydrozagadka”. Bohaterowie momentami błądzą i tarzają się wręcz w oparach absurdu a zwykłe wydawało się śledztwo przybiera wręcz groteskowe formy. W utworze pokazane są w krzywym zwierciadle stosunki lenno-feudalne panujące na uczelniach i instytutach badawczych (Czyżby książka z kluczem?). Autor popełnił swoje dzieło najprawdopodobniej w końcowych latach siedemdziesiątych. Można uznać je za prolog erupcji zainteresowania psychotroniką, radiestezją oraz niewytłumaczalnymi zjawiskami, które nastąpiło w Polsce na początku lat osiemdziesiątych.
Książka nie jest typowym kryminałem, nie ma w nim trupa i typowego milicyjnego śledztwa. W dalszym ciągu mam poważne wątpliwości czy można ją zaliczyć do kanonu Powieści Milicyjnej gdzie znajdują książki takich autorów jak Kłodzińska czy Zeydler-Zborowski. Z drugiej strony utwór pokazuje że Powieść Milicyjna może mieć wiele twarzy.
Z ciekawostek: Jeden z bohaterów, podporucznik Szerer, pracuje zawsze w cywilnym ubraniu. Jego styl ubierania przywodzi na myśl modę męską, która pojawi się w Polsce ponownie dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych wraz z serialem „Policjanci z Miami”.
(…) za to jego młodszy towarzysz w sportowej koszulce pod welwetową marynarką wyglądał jak bikiniarz wczesnych lat pięćdziesiątych (…)
Sam tytuł ksiązki wydaje się być trawestacją tytułu innego kryminału: „Czy pani wierzy w duchy” Karola Rudniewskiego wydanego przez Iskry w 1964 w ramach „Klubu srebrnego klucza”.