- Autor: Kapitan Żbik
- Tytuł: Złoty Mauritius
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Sport i Turystyka
- Rok wydania: 1970
- Nakład: 100000
- Recenzent: Jarosław Kiereński
Kapitan Żbik – Złoty Mauritius czyli SS-mann Robuś ma twardy łeb …
Ten zeszyt przygód Kapitana Żbika jest trochę wyjątkowy i dlatego od niego postanowiłem rozpocząć cykl recenzji siedmiu zeszytów z serii o Żbiku. Wszystkie siedem łączy postać autora scenariusza jest nim major W. Krupka a rysownikiem jest Bogusław Polch ten tandem razem „wytworzył” nie mniej i nie więcej a właśnie siedem Żbików, a są to zeszyty z środkowego czasu serii nazwał bym je „przejściówkami” pomiędzy zgrzebnymi początkami serii a zaawansowanymi fabularnie i graficznie ich następnymi częściami.
Strona graficzna Złotego Mauritiusa prezentuje formę bardziej surową po tym do czego przyzwyczaił nas pan Rosiński ale chyba ta forma zdaje się odmieniać i wnosić coś nowego, ponoć to właśnie Rosiński namówił swego kolegę z jednej ławki w liceum plastycznym właśnie Polcha do tego by zaczął rysować Żbika … Nawet średnio wprawiony czytelnik komiksów dostrzeże wiele podobieństw formy w tym Żbiku do innych późniejszych rysunków Polcha, znalazłem tu rysy twarzy z późniejszych serii wg Ericha Danikena i innych … Po tych kilku słowach o formie zajmę się treścią.
Fabuła tego Żbika jak to często bywa nie powala oryginalnością I nazwałbym ją fabułą drogi, bo wciąż coś się dzieje to co ma w podmiocie drogę. A zaczyna się od tego że Pewnie nieciekawy kolekcjoner znaczków proponuje zawrotną sumę 5000 dolarów za złotego mauritiusa, szefowi bandy zwanemu dalej dla ułatwienia czytelnikowi komiksu “Szefem” .Ten oto szef napada na konwój z Wrocławia przewożący cenny znaczek, uprzednio bandyci przebierają się za SS-manów i udają że kręcą film, szef z pomocą kompana Robusia rabują znaczek i uciekają.
Po drodze szef uderza celowo w tył głowy Robusia jak myśli śmiertelnie by pozbyć się świadka oraz by zyskać na podziale honorarium – jednak Robuś przeżyje i przyczyni sie do tego że pogoń za szefem odniesie skutek szybszy, gonić będzie szefa sam Żbik i to nawet helikopterem … Szef przekrada się lasami do umówionego domku nad jeziorem … gdzie miał czekać na niego kolekcjoner znaczków jednak …
Gdzie czeka na niego już Żbik I po krótkiej acz efektownej bójce obezwłądnia szefa, odzyskuje znaczek I po prostu zwycięża …
Jak widać fabułę można streścić w kilku zdaniach, bo I fabuła nie jest tu najważniejsza. Dużo istotoniejsze są czynniki dydaktyczne , młody czytelnik musiał wiedzieć że nie wiem po jak wymyślnym napadzie Żbik dopadnie szybko przestępcę I co ważniejsze nieuchronnie, nasz kapitan mając do dyspozycji środki łączności i sprzęt to złoczyńcy w pojedynkę czy w szajce szans nie mają żadnych… Złoty Mauritius to także przykład w Żbiku przerostu formy nad treścią. Miałem wrażenie że niektóre sceny są po to napisane że ładnie np. wyglądałoby gdyby sprawca efektownie wyskoczył z pociągu w biegu, choć to jest nie bardzo fabule potrzebne to wygląda ładnie na rysynku… Treść komiksu jest banalna i do tego naiwna do granic akceptacji przez dziecko współczesne – jednak komiks ten wydany w 1971 r obierany był wówczas napewno inaczej i zapewne granica wiarygodności przesuwała się tak do górnej granicy wiekowej czytelnika do którego był adresowany ten komiks, czyli dla młodziezy szkolnej. Dziś po latach jednak komiks ten cieszy jednak mnie na każdej swej karcie, dzięki smaczkom graficznym i hagiograficznie opisanym funkcjonariuszom MO.