Kisielewski Stefan – Zbrodnia w dzielnicy pólnocnej 48/2008

  • Autor: Kisielewski Stefan
  • Tytuł: Zbrodnia w Dzielnicy Północnej
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 1990
  • Wydanie III
  • Nakład: 60000
  • Recenzent: Bartosz Kaliski

LINK Recenzja Ewy Gryguc

W pogoni za zwłokami chemika

Stefan Kisielewski, człowiek iście renesansowy, publicysta i muzyk, napisał kilka powieści. Niektóre z nich, utrzymane w konwencji political fiction, ukazywały się za granicą pod pseudonimem Tomasz Staliński. Żadna z nich, nawet ta o obiecującym tytule „Śledztwo” (1974), nie ma nic wspólnego z powieścią milicyjną. Natomiast „Zbrodnia w dzielnicy północnej”, pierwszy raz wydana w 1948 r., mieści się przynajmniej w formule kryminału. Uwagę czytelnika przyciąga już dedykacja autora: „Czesławowi Miłoszowi, który zwrócił mi uwagę na możliwości artystyczne zawarte w formie powieści kryminalnej”. Nie ma wątpliwości, że takie możliwości są, można natomiast postawić pytanie, czy Kisiel umiał je w pełni wykorzystać. I czy w ogóle mógł.


Akcja utworu toczy się po wojnie, w jakimś kraju, niebędącym ani Anglią, ani Francją, ani Stanami Zjednoczonymi. Tyle pewnego da się o nim powiedzieć. Nie ma w nim (jeszcze?) milicji, choć w Polsce istniało już ORMO i MO. Kisiel uniknął prostych odniesień do realiów historycznych, co wcale nie szkodzi fabule. Nie znajdziemy tu więc żadnych znanych skądinąd elementów życia codziennego, przedmiotów czy miejscowości.
Śledztwo prowadzi komisarz policji Antoni Gromel. Stara się rozwikłać zagadkę zabójstwa profesora chemii Ludwika Galarda, odludka i samotnika, i jeszcze bardziej intrygującą sprawę zniknięcia jego zwłok. Sprawa nie jest prosta, nie mamy bowiem do czynienia ze zwykłym zabójstwem, lecz drastycznym mordem na tle politycznym. O wyniki odkryć Galarda walczą aż trzy tajne organizacje: prawicowo-nacjonalistyczna, lewicowo-rewolucyjna i … masońska. Agentów rzeczywiście jest bezlik, jak słusznie zauważa klubowiczka Ewa Gryguc w poprzedniej recenzji tego dzieła. Dodam jeszcze, że jeden z nich jest dodatkowo hipnotyzerem, co oczywiście pomaga mu bardzo w kreciej robocie. Wszystkie trzy ugrupowania dążą do przewrotu w państwie, a na straży porządku stoi kolejna tajna formacja — policja polityczna. Wywiad wojskowy też próbuje w tym wszystkim maczać palce, ale jego rolę można już spokojnie pominąć. Ten splot spisków i knowań ma w sobie pewną zabawną naiwność, ale autor panuje nieźle nad bohaterami i wątkami.
Gromel, bardzo utalentowany detektyw, w pełnej niejasności grze tych tajemniczych sił jest początkowo nieco zagubiony. W swej praktyce dotąd się nie spotykał z takim przeciwnikiem. W rozwikłaniu spraw pomagała mu zawsze wrodzona intuicja, głos wewnętrzny. To właśnie przyczyniło się do jego zawodowej sławy. Gromela przedstawia się konsekwentnie jako śledczego ideowego, cieszącego się nieposzlakowaną opinią, aż do przesady kulturalnego, trochę, co tu kryć, bezbarwnego. Czasem tylko daje się ponieść emocjom, na przykład podczas przesłuchań zdarza mu się nazwać zatrzymanego „głupim bydlęciem”. Żałuje czasem, że „zarzucone zostały, jako metoda śledztwa, tortury — baba wyśpiewałaby od rana wszystko i można by ruszyć dalej, zamiast marnować tutaj cenny czas”.
Miejsce akcji, tytułowa dzielnica północna, zostało odmalowane bardzo sugestywnie, by nie powiedzieć — malarsko i ekspresjonistycznie. Snują się tam wiecznie mgły, ulice są brzydkie, ponure, pogrążone w jesiennym mroku, rzadko odwiedzane przez ludzi z innych dzielnic. Tę nastrojowość należy zaliczyć do niepodważalnych zalet książki.
Jednym z ciekawszych rysów powieści jest to, że Kisiel przeprowadza w niej dyskretną krytykę metod działania policji politycznej. Wprost z powodów cenzuralnych zrobić tego nie mógł, ale na tle realiów powojennej Polski krytyka ta nabiera znaczenia. Gromel — wyrażający być może poglądy autora, nie znosił tej formacji — gdyż „stanowiła ona wykloszlawienie i zaprzeczenie idei służby bezpieczeństwa takiej, jaką on wyhodował w sobie: policja, tak sądził, winna służyć ludziom, chroniąc ich od lęku, grozy, zbrodni i chaosu”. Przykrej lekcji życiowego realizmu udziela komisarzowi życie. Otóż w finale powieści naruszony ład zostaje przywrócony, sprawcy ukarani. Ostateczny triumf odnosi racja państwa. Reprezentuje ją jednak nie prosty i ofiarny gliniarz Gromel, lecz pozbawiony skrupułów minister administracji i sprawiedliwości i niecofająca się przed skrytobójstwami policja polityczna.