- Autor: Szczęsnowicz Remigiusz
- Tytuł: Zaczęło się w Sybilli
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 18
- Rok wydania: 1970
- Recenzent: Remigiusz Kociołek aka Komisarz Kociołek
- Broń tej serii: Pierwsza seta
Nieszczęśliwa miłość Kaowca Molskiego
Zabrałem się do tej lektury z oczywistych powodów. Nie codziennie można połączyć pasję milicyjną, która w moim przypadku wciąż jest w powijakach oraz pasję narcystyczną, która wręcz przeciwnie – wciąż się rozwija.
Autor – mój imiennik dał się poznać jako dość sympatyczny i dość poważny autor opowieści milicyjnej. Ale zacznijmy od samej historii.
Intryga zaczyna się od Koślawego Janka, mleczarza, który złapał tą fuchę przed dwoma laty (wcześniej był śmieciarzem „lub jak kto woli gałganiarzem, żyjącym z dnia na dzień z łaski podwórkowych śmietników, a później, już za sprawą Zakładu Oczyszczania Miasta, z blaszanych pojemników.”) Warto poświęcić Koślawemu Jankowi jeszcze jeden cytat, mój ulubiony – „Koślawy Janek miał zasady. Twarde zasady. Od trzeciej do szóstej rano pracował, od szóstej do ósmej wieczorem pił, od ósmej do drugiej w nocy spał. Mawiał: jak pracować to pracować, jak pić to pić, jak spać to spać.”
Zatem pewnego ranka nasz koślawy mleczarz odkrywa trupa kobiety, samotnej i roz-erotyzowanej Waliszewskiej i zawiadamia milicję. W ten sposób wkracza do akcji kapitan Koczwara i porucznik Maliniak. Razem tropią mordercę, który zabija jeszcze jedną kobietę. Milicjanci bez specjalnych trudności jak po nitce do kłębka trafiają pod adres jubilera Makowskiego i udaremniają morderstwo – tym razem przystojnego kaowca ze Szklarskiej Poręby – niejakiego Molskiego. (Wśród listy morderców osobiście obstawiałem literata Ireneusza Kuliga lat 35, w następnej kolejności mechanika Euzebiusza Gogola lat 40.) Wspomniany kaowiec Molski jest u Szczęsnowicza postacią kluczową. Przez większą część intrygi funkcjonuje jako główny podejrzany – z powodu atrakcyjnego wyglądu i dużego powodzenia wśród zamordowanych kobiet. W trakcie śledztwa dowiadujemy się jednak, że to jubiler Makowski, nieszczęśliwie zakochany w Waliszewskiej, pod wpływem niespełnionego uczucia i żądzy pieniądza (denatka miała bogatą kolekcję biżuterii) popełnia zbrodnię. Traf chciał, że w zabitej kochał się równie nieszczęśliwie kaowiec. Tym samym miłość zbiera swe krwawe żniwo, pozostawiając głęboki ślad w psychice kaowca…
Zakończenie budzi jednak jakąś nadzieję dla nieszczęśliwie zakochanych (czytelników), którzy sięgając po Szczęsnowicza utożsamili się z kaowcem. Kapitan Koczwara, by poznać jego prawdziwe intencje wysyła na wczasy porucznika Krystynę, w której niesłusznie podejrzany zakochuje się. Gdy kapitan wyjawia mu, że jego piękna podopieczna, turystka z Warszawy jest milicjantem, kaowiec Molski wzdycha:
– Widzę, że znów nieszczęśliwie ulokowałem swoje uczucia. Czy ja już naprawdę nigdy nie znajdę swojej dziewczyny?
W odpowiedzi słyszy od Koczwary:
– Tego nie powiedziałem. Krystyna, to znaczy pańska Barbara, też czeka wciąż na swojego chłopca. Niech pan nie rezygnuje.
Również wartym przytoczenia, choć z zupełnie innego powodu, jest ogłoszenie z interesującym zestawem imprez, które widocznie tylko pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego:
Wieczorek zapoznawczy III turnusu oraz wybory starosty odbędą się jutro, tzn. w sobotę o godzinie 19 (po kolacji) – Instruktor K. O.
Jak widać materiał do dobrej, choć banalnej historii jest. Szkoda, że pan Remigiusz zbyt poważnie podszedł do tematu. Jego suchy język i milicyjny tok sprawiają, że całość czyta się poprawnie, ale bez specjalnych uniesień. Podejrzewam, że mój imiennik jest byłym milicjantem, który chwycił za pióro, ale głowy nie dam sobie za to odrąbać.