Głowacki Jerzy – Testament królowej Nefertite – Pierwsza seta 31

  • Autor: Głowacki Jerzy
  • Tytuł: Testament królowej Nefertite
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 1971
  • Nakład: 70200
  • Recenzent: Monika Przygucka
  • Broń tej serii: Pierwsza seta

LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego
LINK Recenzja Mikołaja Kwaśniewskiego

Martwy egiptolog na tropach mumii

„Testament królowej Nefretite”, to pierwsza książka kryminalna Jerzego Głowackiego, z którą się zetknęłam.


W powieści jest właściwie wszystko, czego taki kryminałek wymaga: prywatna willa w Warszawie (na Żoliborzu) – miejsce mordu, piękna dziewczyna, podejrzany narzeczony dziewczyny – wykształcony ale „nieciekawy facet”, który okazuje się być jednak – niestety dla Naszego Dzielnego Milicjanta – niewinny, przeniesienie akcji w egzotyczne kraje oraz – obowiązkowo zagraniczna szajka (ludzie Złotego Ramzesa), która jest tzw. mocą sprawczą całego zamieszania.
Po drodze mamy jeszcze syna zamordowanego, młodego narkomana uzależnionego od morfiny, solidnie zaplątanego w całą kabałę (sic!, choć teraz, po latach, lekarze twierdzą że od umiejętnie podawanej morfiny w celach leczniczych pacjenci się nie uzależniają) oraz całą plejadę bardzo różnych charakterologicznie postaci skupionych w jednym miejscu (struktura fabuły bardzo przypominająca starą, dobrą Agatę…).
Tuż po dokonaniu wielkiego odkrycia, które doprowadzić może przy okazji do skarbu, zamordowany zostaje uczony, egiptolog, profesor Sulima. W kręgu podejrzanych znajdują się oczywiście współpracownicy profesora, a wśród nich szczególnie jego asystent, narzeczony córki Profesora. Nasz Dzielny Milicjant, nieodporny jest niestety na wdzięki pięknej Ewy i dość – jak na krótką znajomość w ramach początków śledztwa – zazdrosny:
„Na zapleczu jest mały hotelik, kiedyś tam nocował w czasie podróży służbowej. Wpatrywał się w znajomą twarz roześmianej dziewczyny. Może zatrzymali się tam do następnego dnia?
– Co mnie to właściwie… – opamiętał się. Odetchnął jak po dużym wysiłku, jeszcze raz przyjrzał się Ewie, uśmiechnął kącikiem ust i włożył zdjęcie do koperty…”
Kiedy po morderstwie w Warszawie akcja przenosi się do Egiptu, Nasz Dzielny Milicjant występujący już incognito, jako redaktor Andrzej Wojnar, poznaje współpracowników profesora: małżeństwo naukowców Dolińskich (w tym żona z permanentną migreną), trzech panów magistrów: Wilgę, Mazura i Kowalskiego, narzeczonego Ewy – doktora Radonia oraz personel pomocniczy arabskiego pochodzenia, którego rola okaże się nie do przecenienia. Dla zaplątania akcji, Wilga okazuje się dawnym kolegą Wojnara, co o mało nie doprowadza do zdemaskowania Naszego Dzielnego Milicjanta i od połowy powieści już do końca nie wiadomo, czy Wojnar występuje incognito, a jeśli tak, to przed kim.
Morderstwo, jak się okazuje związane z wynalazkiem profesora Sulimy, jest tylko punktem wyjścia do rozwoju całej akcji, po drodze będą jeszcze: afera przemytnicza, narkotyki, napady… Moim ulubionym motywem są też niedopałki zagranicznych papierosów, konkurujących z nieśmiertelnymi sportami, odgrywające znaczącą rolę w co drugiej powieści kryminalnej. Nasz Dzielny Milicjant, nie bez strat na ciele, umyśle i w życiu uczuciowym rozwiązuje łamigłówkę…
Wspomnieć należy także, że sam wątek historii testamentu Nefretite opisany jest dość pobieżnie i solidnie nagięty do zaplanowanej fabuły; niecnie podejrzewam autora, iż ograniczył się do generaliów nie chcąc ryzykować przyłapania na błędach przez co bardziej światłego czytelnika.