Edigey Jerzy – Morderca szuka drogi – Pierwsza seta 19

  • Autor: Edigey Jerzy
  • Tytuł: Morderca szuka drogi
  • Wydawnictwo: dziennik „Głos Pracy”, Wydawnictwo LTW
  • Seria: Kryminał
  • Rok wydania: 1976, 2010
  • Recenzent: Tomasz Kornaś
  • Broń tej serii: Pierwsza seta

„Piegi to jego największe nieszczęście. Ale poza tym chłopak ma dobrze w głowie”

„Morderca szuka drogi” jest jedną z pięciu powieści Edigeya, które nie zostały wydane w formie książki. Kryminał ten drukowany był jedynie w odcinkach (łącznie 148 !) w dzienniku związków zawodowych „Głos Pracy”, w roku 1976.

Jest to raczej słabsza pozycja w dorobku pisarza. Nie ma tutaj klasycznej zagadki kryminalnej, nie ma kręgu podejrzanych, jest jedynie pogoń za kilkakrotnym mordercą i „pasjonująca” akcja: złapią bandziora czy nie… . Taki styl reprezentowała znana wszystkim Anna Kłodzińska.

Kryminał zaczyna się o tyle nietypowo, że początkowo rzecz dzieje się w Związku Radzieckim, gdzie z moskiewskiej Galerii Trietiakowskiej skradziono 6 szkiców Chagalla (kradzież zauważyła towarzyszka Markowa). Do akcji wchodzi tamtejsza milicja, ciężar śledztwa spoczywa na – jak to często bywa w tego typu literaturze – dwóch funkcjonariuszach: starym doświadczonym wydze i młodym pełnym zapału i dobrych chęci młodzieńcu stawiającym dopiero pierwsze kroki w trudnej służbie milicjanta. Parę tę stanowią pułkownik Sierpuchow i piegowaty podporucznik Karsawin.

Zleceniodawca kradzieży, który zamordował malarza który sprytnie podmienił oryginały na kopie ucieka z łupem do Polski, a następnie przez Czechosłowację na Węgry. Jego tropem podąża para milicjantów moskiewskich, którą od Warszawy zasila podpułkownik Stefan Kowalczyk z Komendy Głównej MO. Trzej panowie bardzo przypadli sobie do gustu i w wolnych od czynności operacyjnych chwilach gawędzili sobie i chodzili po knajpach. Pierwszą uroczystą kolację spożyli w warszawskiej restauracji „Szanghaj”. Knajpa ponoć była nie byle jaka: „Sierpuchow musiał przyznać, że >>SzanghajPekinuSoplicy<< ubywało w butelce, nastrój także stawał się coraz weselszy i coraz bardziej rodzinny”.

Podpułkownik Kowalczyk okazał się być szerzycielem zepsucia i zgnilizny moralnej: „Teraz proponuję, żebyśmy zmienili lokal. Pojedziemy do >>Kongresowej<<. Tam jest strip – tease”. Ku żalowi Karsawina jego zwierzchnik nie dal się sprowadzić na moralne manowce i zarządził pójście do łóżek (własnych). Ale w dniach następnych towarzysze milicjanci z Moskwy jeszcze „poznali parę następnych lokali gastronomicznych”, ale niestety autor ich nazw nie podał, co zapewne szczególnie zmartwi kolegę Prezesa.

Czego jeszcze można się dowiedzieć z powieści ? Można się dowiedzieć, że „na wyjazd do państw kapitalistycznych trzeba mieć paszport”, zaś na wyjazd do państw socjalistycznych wystarcza „wkładka paszportowa”. Ale jedna uwaga: inne wkładki paszportowe obowiązywały podczas podróży po krajach RWPG i Układu Warszawskiego a inne podczas podróży do Jugosławii. Do Jugosławii – jak powiedział podpułkownik Kowalczyk – „trzeba mieć specjalną wkładkę”  (bliższych szczegółów nie zdradził).

Na jaw wyszło, że w Warszawie były problemy z kupnem akcesoriów do fiatów 125 p: „są całe tygodnie, że prawego błotnika i w Warszawie za żadne pieniądze się nie dostanie. Nawet u prywaciarzy”.

A co do meritum – bandyta naturalnie został złapany, zaś między uczestniczącymi w śledztwie milicjantami radzieckimi, polskimi i węgierskimi zakiełkowały ziarna wzajemnej, szczerej przyjaźni. Najbardziej wzruszającymi jednak momentami powieści są fragmenty traktujące o uczuciu jakie radziecki milicjant Karsawin powziął do recepcjonistki hotelowej Zosi („na widok panny Zosi oblicze podporucznika Karsawina pojaśniało, jak gdyby przebił się nań przez sufit promień lipcowego słońca”). Powieść kończy się nader romantycznym akcentem: podporucznik zaprasza Zosię do Związku Radzieckiego na wakacje, ona zgadza się pojechać. Ech, prawdziwe uczucie to piękna rzecz… .