Bernard Jan Artur – Noc Robin Hooda – Pierwsza seta 3

  • Autor: Bernard Jan Artur
  • Tytuł: Noc Robin Hooda
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: Jamnik
  • Rok wydania: 1970
  • Nakład: 60280
  • Recenzent: Piotr Głogowski
  • Broń tej serii: Pierwsza seta

Czy Robin Hood to przyjaciel milicji?

Sprawa okładek polskich kryminałów niejednokrotnie poruszana w czasie klubowych rozmów, to temat na oddzielną rozprawę. Jednak to, co zrobił Przemysław Bytoński przekracza wszelkie granice.

Na okładce powieści Jana Artura Bernarda „Noc Robin Hooda” zamieścił sylwetkę mężczyzny z nożem w ręku, która po części daje nam odpowiedź kto jest mordercą. Na nic zdają się sugestie autora, że mordercą Zdzisława Żuławskiego może być jego młoda żona. Okładka okrada nas z wszelkich złudzeń. Piszę o tym, bowiem wątek mężobójstwa jest najciekawszy w całej powieści. Młody sierżant milicji obywatelskiej Henryk Czernik zafascynowany jest młodą wdową Elżbietą Żuławską w dwójnasób – podoba mu się jako kobieta, a jednocześnie podejrzewa, że to ona zamordowała swojego małżonka. Nie jest to wątek na miarę „Nagiego instynktu”, ale intryguje w równym stopniu, choć od początku wiemy już (sierżant Czernik też by wiedział, gdyby zobaczył okładkę), że młoda wdowa jest niewinna. A świadczy o tym także jej wygląd:

Matowa, śniada karnacja ramion i piersi, a moze resztki letniej opalenizny, pięknie harmonizowały z kolorem materiału. Cała jej smukła postać zdawała się promieniować uwodzicielskim ciepłem. Czernik usilnie wpatrywał się w oczy kapitana, niemniej jednak jakimś trafem nie uronił najmniejszego szczegółu tego widoku.

Ale i sierżant Czernik to nie byle chłystek, kawaler w wieku lat 26 o chłopięcym wdzięku, który jednak wie już co nieco o pewnych sprawach:

Natura obdarzyła go poza tym Czernika żywą wyobraźnią, która to cecha pozwalała mu kosztować smaku rozmaitych owoców, zanim jeszcze wichry zdołały strącić je pod jego nogi z drzewa życia.
Intryga kryminalna rozgrywa się w środowisku prywaciarzy, co dla autora jednoznacznie oznacza spekulantów, przemytników, handlarzy walutą, oszustów finansowych itp. Otóż pewnego dnia milicja dostaje anonimowy list od tajemniczej osoby, podpisującej się jako Robin Hood, że w pensjonacie „Janina” w Śląskiej Osadzie dojdzie do spotkania trzech bossów z tzw. inicjatywy prywatnej, którzy planują nowe, nielegalne przedsięwzięcie na skalę o wiele większą dotychczas. Tajemniczy Robin Hood zaprasza na to spotkanie milicję.
Anonimowy list nie jest w stanie wyprowadzić w pole starego wyjadacza – kapitana Stefana Buli, ten od razu widzi w nim jakiś podstęp i jak umie hamuje zapędy młodego sierżanta Czernika. Relacje między nimi to typowy układ młody funkcjonariusz – stary wyga. Bula zwraca się do Czernika nie inaczej niż „synu”, traktując go jak młokosa, którego trzeba na każdym kroku pouczyć, co to jest życie:

– Widzisz synu – mówił Bula, obserwując z zajęciem widniejące za szybą kiosku róże – do czeg jest zdolna dusza poety, uwięziona w urzędniczej skorupie.
Albo w innym miejscu, na temat pracy w milicji obywatelskiej:

– Widzisz synu – mówił Bula, gryząc jabłko – kariera pracownika wydziału dochodzeniowego składa sii z kilku etapów. Najpierw jest się prorokiem. To coś takiego jak w teorii ewolucji mit o małpie, dumającej w bezruchu. Młodego człowieka nachodzą wizje.

Bula poucza nie tylko młodego sierżanta. Mentorsko-dydaktyczny stosunek ma do większości bohaterów, no może z wyjątkiem pułkownika. W rozmowie z podejrzaną ucieka się do własnych doświadczeń z dzieciństwa, które znawcom psychoanalizy niejedno mogłyby powiedzieć na temat kapitana:

-Droga pani- powiedział Bula tonem łagodnej perswazji – kiedy miałem siedem lat, moja babcia, która nie widziała świata poza mną, zabroniła mi pójść do na imieniny do kolegi. Przesiedziałem kilka godzin w kucki, za szafą, wymyślając najbardziej wyszukane tortury i słysząc niemal trzask łamanych kości babki.

W czasie spotkania prywaciarzy w pensjonacie, na którym jest obecny także kapitan Bula, w tajemniczych okolicznościach ginie Żuławski. Szef komendy –  bezimienny puł­kow­nik nie zostawia suchej nitki na kapitanie Buli, który w czasie gdy dokonywano morderstwa grał z jednym z podejrzanych w szachy. To jeszcze bardzie podrażnia ambicję Buli, cieszącego się w komendzie opinią cholernej piły, który w oczach młodego sierżanta Czernika wyszedł na głupka. Od tej pory śledztwo zaczyna się toczyć wartko, aż do szczęśliwego końca. Kapitan raczej nie lubi kobiet i to on częściowo ponosi winę za skierowanie oskarżenia na żonę Żuławskiego, którą zauroczony od początku jest Czernik:

Skok z takiego podwórka do luksusowej willi,ekskluzywnych wycieczek i własnego, drogiego samochodu, mógł z pewnością zawrócić w głowie niejednej „dobrej Elżuni“. A historia roi się od przykładów, do czego zdolna jest kobieta, której przewróciło się w głowie.

Jak to zwykle w podobnych historiach bywa, zagadka tajemniczego Robin Hooda zostaje rozwiązana tylko dzięki kolektywnej pracy obu milicjantów – sierżnt Czernik wnosi do śledztwa młodzieńczą brawurę i fantazję, a kapitan Bula doświadczenie zawodowe i znajomość życia. Para ta uzupełnia się wzajemnie i tylko dlatego jest w stanie rozwikłać nietuzinkową intrygę. Bula ma oczywiście trudności z wyrażaniem tak prostych uczuć jak zadowolenie z podwładnego, ale pamiętamy przecież o jego przeżyciach z dzieciństwa, więc nie powinno nas to już tak bardzo dziwić:

Kapitan wspomniał coś o wspólczesnej cywilizacji, która sprawia, że skleroza atakuje coraz młodsze umysły, napomknął też mimochodem, że istnieje taka nauka, jak logika, która jest nauką o prawidłach myślenia, i że nie byłoby od rzeczy przyswoić sobie jej zdobycze, aby umieć przynajmniej formułować do rzeczy zdania, jeżeli już mają być tak dokładnie wyprane z jakichkolwiek myśli – słowem, sierżant nie mógł mieć wątpliwości, że szef jest z niego zadowolony.

Styl autora jest bardzo plastyczny i dynamiczny, fabuła nie grzęźnie na manowcach nudy i zbytecznych opisów. Najciekawsze wydają się być fragmenty poświęcone tzw. filozofii śledztwa, sposobów prowadzenia dochodzenia, które pisarz najczęściej wkłada w usta kapitana Buli. Poza tym autor zdradza wyraźną sympatię do poetyckiego sztafażu, jak choćby w zdaniu:

Skośna perspektywa wysokich, ślepych murów zbiegała się w kwadracie płonocym szafirowym blaskiem.

Aneks:
Samochody: sportowy volkswagen z włoską karoserią Karman Ghia, warszawa pic-up (sic!), mercedes, porsche
Papierosy: Giewonty (pali kpt. Bula)